ROZDZIAŁ 6. Ostatnie pożegnanie

13.2K 518 81
                                    


Izabella

Stałam przed lustrem i patrzyłam na siebie. Nadal nie mogłam uwierzyć, że w przeciągu zaledwie kilku dni zdążyłam się tak zniszczyć. Myślę, że to dlatego, że dawny blask odszedł z Willem. Nie potrafiłam się już uśmiechać, a tym bardziej śmiać. Wydawało się to takie trudne, prawie niemożliwe.

Byłam gotowa. Źle rozczesane, kruczoczarne włosy opadały mi na górną część czarnego płaszcza, który sięgał do kolan. Dawne, magiczne oczy straciły iskry i teraz są blade, bez wyrazu. Cera nabrała koloru najdelikatniejszej porcelany. Wyglądałam jakbym umierała, tak też się czułam. Ubrałam się w zwykły czarny top i węgielne jeansy z wysokim stanem. Na nogi wciągałam, już trochę wyblakłe, czarne converse. Zrobiłam mocniejszy makijaż, aby nie było widać worów pod oczami od łez i nieprzespanych nocy.

Schodziłam po schodach, aby dostać się do samochodu, w którym czekał na mnie ojciec. Szczerze bałam się dzisiejszego dnia. Nie wiedziałam czy dam radę go zobaczyć.  Pożegnać się z nim. Jednak najbardziej bałam się widoku jego rodziny. Przerażenie ogarnęło moje ciało. Strach przed smutnymi oczami jego rodziny, przed ich łzami i przed ich wzrokiem na mnie, paraliżował mnie, ale mimo wszystko chciałam tam pojechać. Musiałam być w tej chwili z nim obecna, traktowałam go jak brata, opiekuna, obrońce i najlepszego przyjaciela. Ten dzień był dla mnie ważny. Najgorszy dzień mojego życia.

Jechaliśmy już na cmentarz. Nie chciałam wchodzić do kościoła. Całą mszę przesiedziałam w samochodzie, czekając na koniec. Chciałam oszczędzić sobie tego widoku. Sądzę, że dobrze postąpiłam.

Już widziałam nasz cel.

,,To szare miejsce, pozbawione życie. Leżało tu tak wiele osób, ale każda z nich miała swoją historie. Było tu tak wiele ludzi, a to miejsce widziało już tyle łez. Każdy kiedyś z nas się tu znajdzie. Każdy w inny sposób, ale w jednym miejscu. Wszystkie historie tych grobów są inne.''

Wyszliśmy. Szłam w stronę pochówku Willa, rozglądałam się na wszystkie strony. Przy samej bramie spostrzegłam mały grób.

,,To zapewne dziecka. Może umarło tuż przed wyjściem na świat, tuż przed pierwszym płaczem, przed pierwszym pocałunkiem rodziców. Czy to nie straszne? Nie mogło cieszyć się promieniami słońca i najdrobniejszym płatkiem śniegu. Nigdy nie znajdzie się na fotografii...''

Szłam dalej. Spostrzegłam kolejny nagrobek. Tym razem widniały na nim dwa imiona. Umarli w wieku dwunastu lat. To bliźniaki.

,,Ci dwaj mali chłopcy nigdy już nie zagrają w piłkę. Nigdy już się nie będą bili, śmiali czy bawili. Nigdy nie pojadą na wymarzone wakacje. Nigdy nie spełnią marzeń. Może umarli potrąceni przez pijanego kierowcę. Ich rodzice mogli zacząć się obwiniać o ich śmierć. Matka popadła w depresje, a ojciec jest alkoholikiem. Czy to nie straszne, że to jedno wydarzenie zaprzepaściło życie całej rodziny. Śmierć Willa też wiele zmieni w moim życiu. Jestem na to przygotowana.''

Myśląc nad historiami tych ludzi zastanawiałam się jak będzie wyglądać moja.

,,Czy ja też umrę w wypadku? Może sama wybiorę, aby odejść? Może przegram walkę z poważną chorobą? Czy po prostu tak odejdę ?''

Pogrążona w myślach, dostrzegłam kolejny grób, ale ten różnił się od reszty. Był większy i stary. Kwiaty już dawno zwiędły w starym zardzewiałym wazonie. Znicz był tylko jeden. Stary, zużyty i zepsuty. Prawie wszystko było zakryte liśćmi i kurzem.

,,Tak po prostu zapomnieli. To gorsze niż śmierć. Czuć się niepotrzebnym, a wręcz przeszkadzać. Moim zdaniem nie powinno tak być. Przecież z tą osobą może wiązać się tyle wspaniałych wspomnień, tyle czynów. Will,  ja o tobie nigdy nie zapomnę...''

Nawet nie zauważyłam, a po moim policzku spływały drobne łzy. Zaczęłam spostrzegać smutne, na czarno ubrane postacie. To jego rodzina.

Zatrzymałam się. Musiałam wziąć głęboki oddech, aby przygotować się na to zdarzenie. Dłonie trzęsły mi się ze strachu.

Coraz mniej drogi dzieliło mnie do jego rodziny. Zauważyłam jego rodzicielkę, miała na imię Angel Robins. Była to piękna kobieta w średnim wieku, podobna do Willa. Szczupła i delikatna, mój przyjaciel odziedziczył po niej wspaniałe oczy. Zawsze była radosna i pomocna. Miała cechy godne naśladowania. Stał przy niej mąż. Jest on wysokim i dobrze zbudowanym blondynem o niebieskich oczach. Nazywał się Christian. Zawsze był spokojny i opanowany. Podziwiałam go za to, że mimo stresującej pracy był wspaniałym mężem i ojcem. Zawsze zazdrościłam Willowi cudownej rodziny, której nie posiadałam. Zawsze mówił, że jestem częścią tej rodziny.

Spojrzeli na mnie. W ich oczach można było dostrzec zagubienie i rozpacz. Pani Angela ruszyła w moją stronę. Przeraziłam się. Stopy wrosłymi w ziemię. Chciałam uciec, ale nie potrafiłam. Dzieliło nas zaledwie kilka kroków. Strach mnie sparaliżował.

Podeszła do mnie i bez słowa przytuliła. Poczułam ukłucie w sercu. Czułam jej łzy, mimo ogromnego oporu, w kącikach moich oczu pojawiły się przejrzyste krople.

-Dziękuję, że przy nim byłaś...-usłyszałam to z ust tej miłej kobiety.

Rozpłakałam się. Chciałam krzyczeć. ,,Wcale przy nim nie byłam. Nie wiedziałam, co działo się z nim przez ten cały czas. Nie spostrzegłam, że cierpi''.  Byłam wściekła na siebie.

Odeszła ode mnie i ruszyła w stronę trumny. Zrobiłam to samo. Chciałam się z nim pożegnać.

Dzieliły mnie zaledwie dwa metry od celu. Straszliwie się bałam, zobaczyć go ostatni raz. Schyliłam się. Zobaczyłam go.

Był cały blady. Jego cera przypominała mi delikatny, czysty śnieg. Jego dawne malinowe usta stały się sine. Oczy miał zamknięte. Jak pomyślę, że już nigdy się nie otworzą, mam ochotę wrzeszczeć i płakać. Dawne złociste włosy straciły blask i barwę. To nie był już ten sam chłopak. W niczym go nie przypominał. To było okropne, widzieć go w takim stanie.

Został ubrany w czarny garnitur i krawat. Pod marynarką dostrzegłam jego ulubioną błękitną koszule. Na ręce widniał srebrny zegarek, a w uchu nowy kolczyk. Miał świeżo wypastowane lakierki. Gdyby nie ta sytuacja wyglądałby cudownie, ale przez to wszystko jego wygląd mnie tylko przerażał.

-Prze...przepraszam- tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.

Znowu po moich policzkach ciekły strużki łez. Tym razem czułam jak łamie mi się serce, rozsypuje się.

Wróciłam na dawne miejsce. Ozięble patrzyłam na czarną, lśniącą trumnę. Spuścili ją w głąb ziemi.

Nie wytrzymałam tego. Odwróciłam się i zaczęłam biec, uciekać. Nie chciałam się z nim żegnać. Nie w taki sposób. Chciałam, aby był obok, abym znów mogła ujrzeć jego uśmiech i usłyszeć jak się śmieje. To tak strasznie bolało. Gdy go chowali czułam jakbym miała umrzeć. Jakby połowa mnie znikała. Nie dawałam rady. Biegłam przed siebie bez żadnego celu.

Po kilku minutach biegu trafiłam do mojego ulubionego miejsca. Przychodziłam tu, aby popłakać za matką. Usiadłam na jednym z kamieni i pogrążyłam się w wspomnieniach. Lekkie promienie słońca padły na moją twarz.

,,Pamiętam jak go poznałam. Był taki radosny...''

---------------------------------------

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Miałam z nim mały kłopot, ale myślę, że wyszło całkiem całkiem.

Dziękuję za czytanie.

ONA. Inna niż wszystkie...Where stories live. Discover now