ROZDZIAŁ 25. List

7.8K 480 91
                                    

(Koniecznie polecam włączyć muzykę do rozdziału, bo jest idealna.)

LIST

,,Ukochana Izabello!

Piszę ten list pożegnalny, aby wszystko ci wyjaśnić. Proszę, nie obwiniaj się za to, co się stało, ponieważ nie miałaś na to żadnego wpływu. Już po prostu sobie nie radziłem. Wierzę, że mi to wybaczysz, że zostawiłem cię bez słowa. Mam ogromną nadzieję, że poradzisz sobie beze mnie. Nie chciałem, aby tak wyszło, ale nagle moje życie straciło sens i nikt nie był wstanie go przywrócić.

Wszystko zaczęło się na wyjeździe rodzinnym. Pamiętasz jak z rodziną wyjechaliśmy do Egiptu na tydzień? Na pewno pamiętasz, mówiłem ci o nim ciągle. Oczywiście zapowiadała się świetna zabawa, ale nie miałem pojęcia, że dla kogoś aż taka świetna. Zacznijmy od początku tego feralnego tygodnia.

To po doleceniu tam byłem wniebowzięty. Wszystko zapowiadało się świetnie! Po jakimś czasie znaleźliśmy się w hotelu, okazało się, że pokój będę miał sam z dala od rodziny. Początkowo wydawał się to świetny pomysł, ale szybko przeobraził się w koszmar.

Cały dzień mijał tak jak sobie to wymarzyłem, tak jak tego pragnąłem, aż nastała noc. Gdy po kąpieli i nocnych szykowaniach, miałem zamiar kłaść się spać, usłyszałem pukanie do drzwi. Żwawym krokiem ruszyłem w ich stronę i je otworzyłem. Stał tam mój kuzyn, Rob.

Pamiętasz go jeszcze? Był starszy od nas o 4 lata. Dużo wyższy i przede wszystkim silniejszy... Sam się o tym przekonałem. Miał sterczące do góry blond włosy i niebieskie oczy. Miał zawsze taki charakterystyczny, reklamowy uśmiech. Teraz na pewno sobie go przypomniałaś, co?

Wracając do tematu to wszedł do mojego pokoju bez słowa i usiadł na łóżku. Przyglądałem się mu uważnie, ale nie dostrzegłem niczego niepokojącego, więc podszedłem do telewizora, aby go włączyć. I wtedy nagle poczułem jego ręce na sobie. Obejmował mnie w pasie. Poczułem jak w moim gardle zastygają słowa. Nie byłem pewny co się dzieje, więc wyszeptałem cicho:

-Co ty robisz?

Pamiętam dokładnie każde jego słowo. Mówił to z zachrypniętym  głosem . Miałem ochotę wtedy zwymiotować.

-Coś o czym marzyłem od dawna. Jestem pewny, że jak będziesz grzeczny to, tobie też się to spodoba.

W tej chwili przyłożył mi dłoń do ust i przewrócił na dywan, tak, że był nade mną. Czułem ogromne przerażenie, nie miałem pojęcia, co się dzieje. Popatrzyłem w jego oczy i zobaczyłem...obłęd i pożądanie. Poczułem jak zaczynam się dusić własnymi łzami. On wykorzystał ten moment i przykleił mi do ust wielką, szarą taśmę. W tym jednym momencie wiedziałem, że nie mam już żadnych szans. Patrzyłem na niego błagalnie, wyrywałem się i płakałem, ale to nic nie dawało...On po chwili zdarł ze mnie dolną część garderoby. To było straszne, ale najgorsze było to, że nie mogłem nic z tym zrobić, ponieważ trzymał moje ręce w silnym uścisku. Sam rozpiął rozporek i zsunął wszystko razem z bielizną. Wyrywałem się! Chciałem krzyczeć, ale nic nie pomagało. Pamiętam jak w tamtym momencie zacisnąłem z całej siły oczy. Miałem nadzieję, że to jakiś zasrany koszmar!

I nagle poczułem ten rwący ból...wiedziałem co robi. To tak cholernie bolało, ale gorsze było to, że on kazał mi na siebie patrzeć, inaczej...inaczej było jeszcze gorzej. Szarpał mnie...bił podczas tego wszystkiego. Chciałem się wyrwać, ale ból promieniował na całe moje ciało. Czułem go, aż zbyt dobrze,a ból nie ustępował. Jego pchnięcia były...były brutalne i bolesne. Nie ma nic gorszego od takiego bólu! Błagałem w myślach, aby ktoś wtedy przyszedł, ale moje modlitwy nie zostały wysłuchane. On dalej to robił! Nawet łzy nie dawały ukojenia. Kiedy skończył...poczułem się brudny. Obrzydliwy. Wiedziałem, że już nigdy nie będę mógł, spojrzeć na siebie w lustro.

Oderwał mi taśmę z ust i wychodząc z pokoju, powiedział to okropne zdanie, które okazało się prawdą.

-Do zobaczenia niedługo!

Przychodził...codziennie. Za każdym razem było tak samo. Chciałem o tym komuś powiedzieć, ale czułem się tak strasznie upokorzony. Widziałem w sobie tylko brudną, obrzydliwą osobę, która przestaje istnieć. Gorsze było to, że nikt się nie domyślił. Z każdym dniem to niszczyło mnie coraz bardziej. Przestawałem dawać sobie radę. Nawet nie wiesz ile razy, chciałem ci o tym powiedzieć, ale nie potrafiłem.

Błagam, wybacz mi to wszystko...ale taką podjąłem decyzję. Ona należała wyłącznie do mnie. W tym wszystkim nie było odrobiny twojej winy, więc proszę, nie bądź zła na siebie!

Zawsze będę przy tobie. Wierzę, że dasz sobie radę. Jesteś silną, wyjątkową osóbką. Pamiętaj jesteś niepowtarzalna. Masz cudowny śmiech, który każdy pokocha. Twój uśmiech przyćmiewa słońce, a oczy mogłyby zastąpić gwiazdy. Odchodząc wzięłam ze sobą wszystkie nasze wspomnienia. Od tego jak cię poznałem, aż do naszej ostatniej rozmowy. Byłaś najcudowniejszym, co mnie w życiu spotkało. Będę pamiętał wszystko co było z tobą związane...każdy melodyjny śmiech...każdą łzę.

Ps W kopercie znajduje się dla ciebie mały drobiazg. Tak abyś zawsze miała mnie przy sercu Izabello...

Twój na zawsze oddany przyjaciel, William Robins"

-----------------------------------------------------------------------------

Cześć wszystkim!

Rozdział miał być dopiero w niedzielę, ale z okazji tylu wyświetleń, dodaje go już dziś :) Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni tym faktem.

Chciałam podziękować za 26K wyświetleń i 1,8K gwiazdeczek :)

To bardzo zachęca do dalszego pisania, więc ogromnie wam dziękuję. Drodzy "czytelnicy" staliście się już częścią tego opowiadania, jak i mnie samej.

Jeszcze raz dziękuję <3

Ps Mam nadzieję, że list Willa was odrobinę wzruszył, zaciekawił czy chociaż zaskoczył.

ONA. Inna niż wszystkie...Where stories live. Discover now