Rozdział 3

1.6K 111 8
                                    


Ciemność otaczała świat, jednak można było już dostrzec promienie słońca która wychodziły zza horyzontu tym samym zwiastując nadchodzący dzień. Wiedziałam że jest późno jednak no cóż pora dnia niebyła ważna, liczył się czas. Byłam zdeterminowana co do tego aby zdobyć krew która była jedynym antidotum i szansą na życie mojej przyjaciółki. Kiedy wraz z Marcelem opuściłam lokal zatrzymałam go dłonią.

-Zaczekaj chwile, nie jestem sama.

Powiedziałam oschłym głosem po czym od raz podeszłam do auta które było zaparkowane za rogiem otworzyłam drzwi od pasażera.

-I co? I co?Znalazłaś go?

Westchnęłam cicho widząc twarz mojej przyjaciółki oraz jej ranę pokręciłam przecząco głową jednak uśmiechnęłam się pocieszająco.

-Siadaj do tyłu, nie znalazłam Klausa ale kogoś kto nas do niego zaprowadzi.

Otworzyłam dłonią schowek wyjęłam z niego chustę i podałam ją Amber.

-Zasłoń jakąś tą ranę lepiej aby nie wyszło na jaw że jesteśmy zdesperowane bo wtedy nie tylko Klaus będzie miał nas w garści ale również Marcel.

Powiedziałam pewnie po czym z moją pomocą Amber zajęła miejsce na tylnej kanapie. Dobrze że nie było bliżej miejsca parkingowego dzięki temu że zaparkowaliśmy kawałek dalej mogłam mieć pewność że Marcel niczego nie usłyszy.

Po kilku minutach ja wraz z ciemnoskórym oraz brunetka jechaliśmy autem.Marcel przez cały czas wskazywał drogę, ja byłam nie ufna i obserwowałam go kątem oka. Coś mi w nim nie pasowało, sama dokładnie nie wiedziałam co, jednak coś było nie tak szczególnie jego zaskoczenie kiedy to zobaczył Amber.

-Na jak długo zostajecie w moim mieście?

-W twoim?

Zapytałam  zaskoczona. Byłam pewna że władcą Nowego Orleanu jest Klaus, w końcu kiedyś nazywał się jego królem. Jednak o tym nie wspomniałam, nie widziałam takiej potrzeby.

-To moje miasto ja tu rządzę. Wiec radze nie rozrywać na strzępy mieszkańców.

Marcel powiedział to dość dosadnie patrząc na odbicie Amber w lusterku.Czyżby wiedziała że ona ma problem z kontrolą? Ale skąd?Przecież się nie znali. Przenikliwie spojrzałam na Marcela.

-Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli to za kilka godzin nas tu nie będzie.

Oznajmiłam pewnie. Jechaliśmy już od dobrych kilku minut,dokładnie obserwowałam otoczenie, nie znałam tego miasta jednak dzięki dobrej pamięci miałam nadzieje że poznam je szybciej. Byłam zaskoczona tym że Marcel rządzi Nowym Orleanem ale to że nam pomagał było dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem.

-Dlaczego nam pomagasz? Nie znasz nas.

Przyznałam pewnym głosem wjeżdżając na drogę prowadzącą do dość dużej willi. No cóż mogłam się tego spodziewać.

-Wiem że w Klausie lepiej mieć przyjaciela niż wroga.

Taka odpowiedź mnie usatysfakcjonowała jednak nic nie powiedziałam. Podobno bardzo często mówiłam za wiele więc teraz kiedy znajdowałam się w samochodzie z obcym wolałam panować nad językiem. Amber milczała praktycznie przez cały czas, to było do niej nie podobne. Co chwila zerkałam na jej odbicie w lusterku aby sprawdzić jak się trzyma.Noc odeszła w zapomnieć na niebo wschodziło słońce odganiając mrok. Zaparkowałam tuż przed budynkiem który no cóż zapierał dech w piersiach.

-Dziękuje,naprawdę.

-Dzięki.

W końcu odezwała się Amber spojrzałam w jej kierunku.

-Nie dziękuj nie ma za co, chodźmy chce zobaczyć reakcje Klausa kiedy dowie się że przyjechałaś do niego tylko po krew.

Kiedy dotarły do mnie słowa ciemnoskórego momentalnie obróciłam głowę i spojrzałam na niego podejrzanie.

-Nie ważne.

Przyznałam oschłym tonem nie mówiąc nic więcej opuściłam auto, ku mojemu zaskoczeniu Amber zrobiła to sama i do tego szeroko się uśmiechała.Dziwne że nagle znalazła w sobie tyle siły. Ominęłam szerokim łukiem ciemnoskórego wzięłam pod rękę brunetkę i nie zwracając uwagi na podążającego za nami Marcele podeszłam do drzwi.

-Caroline poczekaj.

Usłyszałam głos Amber która nie czekając na moją reakcje poprawiła mi włosy zdjęła z moich ramion kurtkę. To było wręcz zabawne,nic nie robiłam do momentu w którym to w jej dłoni znalazła się czerwona szminka. Skąd ona ja wzięła?

-Yhhh przestań.

Powiedziałam zła zabierając jej szminkę i chowając do swojej nie wielkiej torebki. Westchnęłam głośno po czym zmusiłam się do delikatnego uśmiechu i nie zastawiając się wiele zapukałam do drzwi.

-Wyglądasz świetnie ale się wyprostuj.

Szepnęła moja przyjaciółka uderzając otwartą dłonią o moje plecy, oburzyłam się. Obrzuciłam ją zabójczym spojrzeniem i krzyknęłam.

-Opanuj się!

W tym momencie drzwi posiadłość się otworzyły stanął w nich Elijah zauważyłam go dopiero kiedy usłyszałam jego głos.

-Caroline?Amber? Witam,zapraszam.

Jak zwykle ze stoickim spokojem cofnął się o krok i gestem dłoni zaprosił nas do środka. Czy on właśnie powiedział Amber? Skąd on ją zna?Momentalnie przekroczyliśmy próg domu. Znajdowaliśmy się w salonie który no cóż był ogromny,połączenie nowoczesności z antykami, całość komponowała się naprawdę świetnie.Rozejrzałam się dookoła przyglądając się wnętrzu odskoczyłam kiedy poczułam czyjś dotyk. Marcel.

-Miło Cie widzieć Elijah, jak zwykle elegancki.

Zwróciłam się do brata hybrydy równocześnie zrzucając dłoń ciemnoskórego ze swojego ramienia.

-Czyżby problemy w Mistic Falls?

Zapytał bez ogródek nalewając do kryształowych szklanek bursztynowego płynu.Podziękowałam skinieniem głowy kiedy to szklanka znalazła się w mojej dłoń Amber zrobiła to samo. Upiłam niewielki łyk i właśnie wtedy usłyszałam głos za którym tak bardzo tęskniłam przez te wszystkie lata. Klaus.

-Witaj kochana.


**********************

Nie jestem zadowolona z rozdziału ale nie ważne. W końcu pojawił się Klaus.

Nie wiem czy się z tego cieszycie tak samo jak ja? Kolejny rozdział nie wiem kiedy:D

Komentujcie ,głosujcie i do następnego. A i jeszcze jedno proszę o szczere komentarze.


Ponieważ jeśli coś wam się nie podoba wolałabym to wiedzieć aby to zmienić. :) 

Vampire Barbie Where stories live. Discover now