×24×

67K 4K 1.5K
                                    

Dodałam w niewielkich odstępach czasu, sprawdź czy przeczytałeś poprzedni rozdział

Mecz Manchesteru i londyńskiej szkoły zakończył się niewielką przewagą Londyńczyków. Ogłoszono krótką przerwę, a następnie miał się odbyć wielki finał między nami i londyńską uczelnią.

Harry przepchał mnie do szatni, gdzie było jak w jakiejś dziczy.

Dosłownie. Chłopcy rzucali się po pomieszczeniu, a ich potencjalne dziewczyny obserwowały wszystko, opierając się o ścianę. Wśród nich była Boonie, ubrana w skąpą sukienkę z nazwą naszej drużyny na piersiach.

- Jak chcesz, to masz wspaniały widok na cycki Chanley, radarze - szepnęłam do bruneta i dołączyłam do dziewczyn. Wśród nich, jedyną w miarę normalną panną była Danielle, dziewczyna Tomlinsona. Przywitałam się z nią życzliwym uśmiechem, a potem już tylko obserwowałam chłopaków.

Gówno prawda. Obserwowałam Harry'ego. Nie wiem, co mną kierowało, bo przecież Dylan też tu był.

O dziwo, brunet także nie wpatrywał się w dekolt Boonie, tylko we mnie. W moje oczy. Poczułam się naprawdę piękna i lepsza w tamtym momencie.

- Okej, panowie! - wrzasnął Styles, stając pośrodku tego szaleństwa. - Muismy skopać dupy przeciwnikom! Boicie się?!

Wszyscy zgodnie krzyknęli "nie".

- A to źle - powiedział z małym uśmiechem, łapiąc moje spojrzenie. - Bo strach zajebiście wpływa na nasz organizm.

Jeśli powiedziałabym, że nie poczułam się w tamtym momencie doceniona, skłamałabym.

- Macie dać z siebie wszystko! Pokażemy tamtym, gdzie jest ich miejsce!

Tłum zgodnie wrzasnął, jednak na tyle niezrozumiale, że nie wiem, co chciał przekazać. Może był to jeden z tych okrzyków otuchy i euforii, które pojawiają się w tych wszystkich filmach?

Chłopcy jak małpy wybiegli z szatni, a my, dziewczyny kulturalnie podążyłyśmy za nimi. Weszłam na salę gimnastyczną i w ostatniej chwili złapałam Harry'ego za ramię. Odwrócił się.

- Powodzenia - powiedziałam jedynie i odeszłam na swoje miejsce na trybunach. Chłopak stał przez chwilę w miejscu, a potem popatrzył na mnie i wyczekująco poklepał się po policzku.

Przewróciłam oczami, ale znowu do niego podeszłam i pocałowałam go w policzek.

- Na szczęście - powiedział z nerwowym uśmiechem. Znowu go cmoknęłam, tym razem w szczękę, co tak bardzo lubił.

- Tobie jest niepotrzebne - przypomniałam i ścisnęłam jego dłoń.

Mecz się zaczął. Dawno nie widziałam takiej zaciętości. Obie drużyny grały doskonale, i ledwo nadążałam za wbijanymi punktami.
Nim się zorientowałam, została minuta, a drużyna przeciwna wygrywała dwoma pieprzonymi punktami. Widziałam doskonale przerażenie w oczach Harry'ego, kiedy dostali dosłownie 15 sekund przerwy na napicie się wody.

Podbiegłam do drużyny i złapałam go za policzki.

- Jezu, chyba jednak potrzebne ci to szczęście, kochanie - powiedziałam i gwałtownie wpiłam się w jego usta z mruknięciem. Poruszałam nimi namiętnie, a nawet pozwoliłam sobie na śmiały ruch, czyli wsunięcie języka do jego wnętrza. - Masz ich totalnie rozpierdolić!

Kiwnął głową z zaciętym wyrazem twarzy i jeszcze raz mnie pocałował.

- Na boisko! - zawołał trener, a chłopcy pobiegli z powrotem na środek. Stałam obok tego starego pedofila, zbyt przejęta przebiegiem rozgrywki, aby spokojnie wrócić na swoje miejsce.

Dylan wybił piłkę na początku, i od razu rzucił się pod kosz przeciwników. Harry złapał piłkę i gestem nakazał mu, żeby pobiegł pod kosz. Dylan zrobił to, co kazał i po chwili miał znowu piłkę w dłoniach, a po chwili ona wylądowała w obręczy.

Chłopcy zdobyli punkt. Jeszcze dwa i wygramy.

Tym razem Dylan wybijał piłkę, podając ją Tylerowi. Tyler kozłował przez większość boiska, potem podał to Louisowi, ale obydwoje wiedzieli, że nie wrzucą z tej odległości.

Spróbowali. Nie wyszło.

23, 22, 21, 20...

Harry pobiegł sfrustrowany, aby odebrać przeciwnikom piłkę. Potem pobiegł przez sam środek boiska z taką brutalnością.

11, 10, 9, 8...

Stanął daleko od kosza, a ja przeraziłam się, bo mało kto trafi z takiej odległości.

- Co on robi!? - spytałam rozgorączkowana trenera.

4...

Tłum wrzeszczał, kiedy Harry wykonał rzut.

3...

Piłka leciała wysoko nad głowami zawodników, wszyscy ją obserwowali.

2...

Piłka zbliżyła się do obręczy.

1...

Teraz dziękujcie, biczyz, następny rozdział dopiero jutro :3

deal, Styles / stylesWhere stories live. Discover now