×62×

63.3K 3.3K 1.1K
                                    

Zapomniałam wczoraj dodać, że stuprocentowo zgadzam się z waszymi komentarzami - Mali naprawdę jest tutaj mało bystra XD Jednak chcę poprowadzić historię wg planu, więc musicie się pomęczyć z jej brakiem sprytu ;)

Nie miałam zamiaru szczególnie stroić się na tę imprezę, ale z drugiej strony zależało mi na zaimponowaniu nie byłam pewna komu. Kiedy uświadomiłam sobie, że nie bardzo mam dla kogo się starać, a z drugiej strony nie chciałam kusić. Ubrałam po prostu czarne obcisłe spodnie, koronkowy top i na to duży sweter ze sporym dekoltem (abyście lepiej zrozumieli, o co mi chodzi, wstawiam zdjęcie).

Jechaliśmy z Harrym oddzielnie i mieliśmy spotkać się przed domem pani gospodarz. Więc podjechałam tyle, ile się dało autobusem, a następnie miałam do przejścia jakieś piętnaście minut drogi. Jedyne, co postanowiłam wziąć na tę imprezę, to telefon i dwie prezerwatywy schowane w tylnich kieszeniach - nie wyobrażałam sobie za wiele, po prostu te kilka razy, kiedy uczestniczyłam w dużych wydarzeniach, znalazły się pary, które pilnie ich potrzebowały. A że Mali to dobra ciocia, to od jakiegoś drugiego czy trzeciego takiego incydentu, po prostu noszę ze sobą na wszelki wypadek.

Było naprawdę niezwykle zimno, czego moja kurtka nie potrafiła powstrzymać. Zazdrościłam drużynie koszykarskiej, że wyjeżdża do Hiszpanii, bo wraz z grudniem naprawdę jedyne, czego się spodziewać, to ujemne temperatury. Wcisnęłam dłonie jak najgłębiej w kieszenie płaszcza i odetchnęłam cicho z ulgą, kiedy usłyszałam pierwsze oznaki imprezy.

Byłam co prawda niezbyt modnie spóźniona, bo muzyka grała tam już od dziewiętnastej, a dochodziła dwudziesta pierwsza, ale przecież wtedy przynajmniej każy jest już zbyt pijany, żeby tworzyć niezręczne bariery. Wyjęłam telefon, pisząc krótkiego sms'a do Harry'ego, aby poinformować go o moim przybyciu.

Dwie minuty później, mój telefon przemienił się w wibrator w kieszeni, pradopodobnie przez falę powiadomień z takiego przykładowego snapa od ludzi z imprezy - pewnie jedne z tych pijackich filmików podpisanych "Dobra zabawa, kurwakurwakurwa".

Weszłam do domu Jocelyn, zupełnie nie dbając o maniery. Zdjęłam płaszcz i położyłam go obok kupy innych okryć wierzchnich. Włosy lekko naelektryzowały mi się od materiału, ale po przygładzeniu ich postanowiłam więcej się tym nie przejmować. Czas znaleźć Stylesa.

Muzyka mocno dudniła mi w uszach i nie powiem, żebym to lubiła. Nie byłam typem imprezowiczki, nie byłam typem fajnej dziewczyny w obcisłej spódniczce, nie lubiłam się stroić, ogółem znając swoje wady, totalnie je ignorowałam. Nie rozumiałam dziewczyn, które ubierały się jak na jakieś gale, kiedy chodziło po prostu o nastoletnią popijawę.

Na ślepo wzięłam kubek z kuchni i upijając łyk - jak się okazało, zwykłego piwa - przystanęłam na chwilę przy blacie. Ludzi było tyle co na normalnej licealnej imprezie - nie mało, jednak to zdecydowanie nie były klimaty jak w filmach, gdzie nie potrafiłeś "odnaleźć się w tłumie ciał". W samej kuchni było chłodno, ponieważ dla przewietrzenia ktoś otworzył okno. Kiedy w moich myślach powtórzyły się słowa bruneta koszykarza "to ma być gruba impreza", naprawdę liczyłam na więcej. Na coś mocnego i zajebistego.

A to? Impreza jak impreza. Ludzie, alkohol, muzyka i wszechobecny luz.

Ponieważ nie udało mi się znaleźć Harry'ego - pomijając fakt, że nawet go nie szukałam - wyjęłam telefon, aby do niego znowu napisać.

Popatrzyłam na powiadomienia. To nie były snapy od pijanych licealistów, tylko w miarę ludzko napisane wiadomości na messengerze. Zastanowiło mnie, dlaczego nagle padła taka fala fejmu w moją stronę.

Weszłam w wiadomość od Arii.

Aria Loverhood: Przepraszam.

A do tego dołączone zdjęcie Harry'ego całującego jakąś brunetkę.

Brum brum, nowy rozdział, brum brum

deal, Styles / stylesWhere stories live. Discover now