×50×

60.2K 3.3K 303
                                    

- Oh, okej, więc nie wierzę, że się zgadzam, ale podpisuję się pod tym układem, Mortezowa.

Westchnęłam. Nareszcie udało nam się odnaleźć kompromis.

Harry był bardzo przeciw tej kolacji. Nie dlatego, że się czegoś wstydził, bał, lub czuł narastające problemy, broń Boże. Po prostu uważał, że nie powinniśmy wplątywać w nasze kłamstwa mojej rodziny. Wystarczy, że cała szkoła jest w naszej sieci.

Nasz "układ w układzie", bo tak nazwaliśmy to, co aktualnie się dzieje, polegał na tym, że w zamian za jeden wieczór spędzony z babcią Inés i dziadkiem Nico, pójdę z nim na siłownię, gdzie on będzie wyznaczał mi zadania do wykonania, i rozważę wykupienie karnetu.

Ważny w tym wszystkim był dla mnie czasownik "rozważać", bo chyba wiadomym było, jaka będzie moja decyzja.

- Kurwa, poznam twoją rodzinę - wymamrotał, dalej trzymając moją dłoń w tym pojednawczym uścisku.

- Kurwa, będę musiała być trzy godziny w ruchu. Wychodzi, że oboje mamy przejebane.

Kącik ust chłopaka tradycyjnie uniósł się ku górze.

- Już jutro Mali Mortez pozna smak bólu każego pojedynczego mięśnia. Zakwasy to nie przelewki.

- Naprawdę musimy już dzisiaj wybierać się do tego piekła? Nie możemy, nie wiem, jutro?

- Mam ustalony plan chodzenia w tamto miejsce, kochana - wzruszył ramionami i puścił moją dłoń, a ja dopiero wtedy zorientowałam się, że dalej ją trzymał.

Ciepło w sercu - dawno tego nie czułam.

- Wyglądamy co najmniej dziwnie - powiedział konspiracyjnie, przyciągając mnie za biodra do swojego boku. - Nie wyglądaliśmy jak para i teraz nawet Wicky* na nas patrzy.

- Boże, jakby Wicky miała komu sprzedać gorącą ploteczkę na temat szkolnej pary - parsknęłam, przenosząc wzrok na dziwną dziewczynę w rogu, która w zetknięciu z moim spojrzeniem odwróciła wzrok i odeszła, potykając się o swoje przydługie dżinsy.

To nie tak, że bawiłam się w postrach szkoły, po prostu Wicky bała się każdego. I choć wiem, że powinnam traktować ją na równi ze sobą to wkurza mnie fakt, że nawet taka Wicky interesuje się moim życiem. Z naciskiem na pieprzone "moim" w ostatnim zdaniu.

Maniachalnie oparłam dłoń o bark chłopaka i spojrzałam po twarzach innych, czy ktokolwiek interesuje się naszym zachowaniem. Między tyloma parami oczu, tyloma nosami i ustami, dojrzałam dziwnie znajomą.

Napompowaną i trochę zbyt przykrytą makijażem, ale jednak twarzyczkę, której jestem wdzięczna.

- Poczekaj chwilę - powiedziałam chłopakowi i odeszłam, aby podejść do dziewczyny, która kilka dni temu wspaniałomyślnie dała mi swoją kanapkę.

Brunetka złapała ze mną kontakt wzrokowy, a jej duże usta delikatnie ułożyły się w przyjazny uśmiech - jeden z tych, podczas których nie ukazujesz zębów.

- Um, hej - powiedziałam i aż sama siebie zadziwiłam, kiedy usłyszałam swój nienaturalnie wysoki głos.

- Hej. Jak się czujesz? - miała bardzo specyficzny ton. Teraz, w pełni trzeźwa i nieprzytłoczona bólem, mogłam to stwierdzić.

- Dobrze, znacznie lepiej. Słuchaj - podrapałam się po karku z zakłopotania, co prawdopodobnie przejęłam po Harrym - dziękuję ci za pomoc. Jestem Mali.

- Wiem o tym - zachichotała i ujęła moją dłoń. Miała bardzo ładne paznokcie, w porównianiu do moich obgryzionych. - Aria.

*Wicky to nie jest nikt, kogo musicie pamiętać. Taka szkolna szara masa (trochę jak ja, chociaż ja nie noszę przydługich jeansów i mam sympatyczne kontakty z innymi)

deal, Styles / stylesHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin