×52×

59.9K 3.5K 754
                                    

- No to opowiadaj - powiedział Jason. Nie byłam w stanie. Moje płuca bolały, moje mięśnie bolały, moje uszy bolały, bo Harry śmiał się na siedzeniu obok zdecydowanie za głośno. Byłam zła, nie nie nie, zdecydowanie nienawidzę siłowni.

- Witaj, Jason - powiedział z takim rozbawieniem w głosie chłopak, kiedy resztkiem sił włączyłam głośnik, odłożyłam telefon na deskę rozdzielczą i opadłam z wydechem na oparcie swojego krzesła.

- Harry Styles, co za zaszczyt - gwizdnął. - Chyba nigdy nie było nam dane rozmawiać, gwiazdeczko. Miło.

- Miło. Istotnie. Jednak rozmawialiśmy już raz, nie pamiętasz?

- Nie bawmy się w trywialne konwersacje o pogodzie. Nie od tego tu jestem - uśmiech zielonookiego obok mnie poszerzył się w najbardziej szczery sposób, jaki widziałam. - Jak moja najdroższa psiapsiaciółeczka Mali-koa Rosalie Mortez radziła sobie w tym piekle potocznie nazywanym siłownią? Jeśli znasz szczegóły, to poproszę, jednak prawdopodobnie większość czasu spędzałeś w strefie dla koksów z bicami większymi od mózgu.

- Nie pochlebiaj mi. 'Bicom', jak to zgrabnie określiłeś, jeszcze wiele brakuje.

- No nie jestem pewna... - wtrąciłam, a Harry posłał mi pseudo-oburzone spojrzenie. Zaśmiałam się. - Nie mówię, że bice są duże, raczej w porównaniu z twoim mózgiem mogą wydawać się ogromnymi.

- Słabe.

- Jak twoje bice.

- Jestem tu - wtrącił się Jason, a ja zmarszczyłam brwi. Naprawdę zdążyłam w ciągu tych kilkunastu sekund o nim zapomnieć.

Zamknęłam usta i pozwoliłam Harry'emu mówić. Generalnie najpierw poszłam na ćwiczenia ze sztangami, potem "zumbę", a to wszystko skończyło się półgodzinną sesją yogi. I wierzcie lub nie, ale to ostatnie cholerstwo było najgorsze.

Nic ciekawego. Wiem tylko, że nie będę mieć body goal, bo nigdy nie wybiorę się z własnej woli na siłownię.

Zsunęłam się z siedzenia tak, że moja pupa znajdowała się na granicy, a głowa opierała się w miejscu, gdzie zwykle znajdowały się plecy. Musiałam wyglądać niechlujnie, ale było mi nawet wygodnie, więc miałam to gdzieś.

Jestem bardzo mało kobieca. Chyba muszę nad tym popracować.

Podniosłam wzrok na twarz roześmianego szatyna. Harry, mimo tego wszystkiego, co do niego czułam, tych mieszanych uczuć między pożądaniem a normalną sympatią, a także czymś jeszcze, czymś bardzo nieokreślonym - Harry Styles przypominał mi trochę dzieło sztuki.

Nawet jego imię i nazwisko, razem zestawione, brzmiało dość poetycko. Harry był poematem, Harry zdecydowanie był czymś więcej. To, jaki był zewnętrznie i wewnętrznie.

Jezu kurwa, bez poezji. Harry był dziełem sztuki i tyle.

- Harry, pojedziemy na nuggetsy?

- Oh tak, suko, nie ma to jak po siłce nadrobić kalorie.

- Zamknij ryj, Jason - znowu popatrzyłam na chłopaka, który przyglądał mi się uważnie. - To jak?

- Jasne, skarbie - obdarzyłam go naprawdę szczerym, delikatnym uśmiechem.

- Jasne, skarbie... Oczywiście, kochanie... Co tylko chcesz, misiu... Eghhh - Jason udawał prowokowanie wymiotów, a ja podniosłam brew z politowaniem. - Opuść tę brewkę, Malikoo, doskonale wiem, że jest teraz wystrzelona w górę.

Harry popatrzył na mnie, potem na mój telefon, i znowu na mnie, zanim ponownie skupił się na drodze.

- Naprawdę dobrze się znacie - mruknął, skręcając do McDrive'a.

- Znam ją lepiej niż ktokolwiek - oznajmił. - Znam ją lepiej niż ona sama, dlatego wiem, że będzie żałowała powrotu do Dylana. Oh właśnie, dzisiaj podeszła do mnie Boonie i zaczęła na ciebie nagadywać, Heri.

- Na niego? - popatrzyłam szybko na Stylesa. - Gdzie tu sens?

- Pewnie sądzi, że przekażę ci to, co on mówił i to sprowokuje cię do zerwania. Ale co ja tam wiem - zagwizdał. Harry uniósł palec w górę.

- To możemy przełożyć na potem. Ile chcesz nuggetsów, Mali?

- Um, chyba dziewięć.

- Ja mówi dziewięć, to znaczy, że chce więcej. Zamów jej piętnastkę.

Cmoknęłam w powietrzu, pokiwałam głową i oparłam się o fotel.

- Jak dobrze mnie znasz, Jason. Lepiej niż ja sama.

Boże, zaczynam nie wyrabiać się z rozdziałam

deal, Styles / stylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz