Najpierw film
Potem rozdział
Favcett City 02.12.2016 15:45
Zaśnieżonymi ulicami Favcett City powoli przemykała się drobna chuda postać poruszająca się o kulach. Był piątek, chłopak wracał właśnie ze szkoły. Oparł się o niewysoki murek i czekał na resztę swojego "rodzeństwa".
Najpierw poczuł nieprzyjemne zimno za kołnierzem o potem usłyszał krzyk.
-Co tak stoisz Freddy? Wszyscy na ciebie czekamy-kiedy się odwrócił zobaczył Billego Batsona machającego do niego rękami.
Billy był jednym z piątki przyszywanego rodzeństwa chłopaka, wszystkich łączyło jedno- byli adoptowani... no i byli dość specyficznymi nastolatkami. Od kiedy Billy przybył do ich domu i otrzymał swoją niesamowitą moc przemiany w Shazama a.ka Kapitana Marvela ich życie uległo dość drastycznej zmianie. Przywitał się z małą Darlą która doskoczyła do niego i objęła w pasie, po chwili ruszył razem z nimi. Musieli się trochę dostosować do jego tępa ponieważ Freddy nie poruszał się tak szybko z chorymi nogami.
Zwykle wracali całą szóstką, jednak dzisiaj Mary była chora i została w domu. Cała reszta szła teraz białym chodnikiem opowiadając co dzisiaj ciekawego wydarzyło się w ich szkole.
-Billy, Billy- dziewczynka złapała chłopca za rękaw-obejrzymy dzisiaj coś?
Chłopak zacisnął usta w wąską linię.
-Wiesz co... ja dzisiaj będę musiał wyjść.
-Super! Możemy ci pomóc?-dziewczynka od razu zrozumiała że chłopiec będzie na jakiejś misji.
-Nie, to jest takie bardziej spotkanie z kolegą. Zresztą nie ważne-zmienił temat- szybko, mamy zielone światło.
Wszyscy ruszyli po pasach. Nagle do Billego dokuśtykał Freddy.
-Nieźle ją spławiłeś, ten kolega to Batman? Superman? Na pewno nie będziesz potrzebować pomocy?-spytał.
Chłopak rzucił mu łobuzerski uśmiech.
-Daj mi dwie godziny, pomogę opanować inwazję na ziemię a potem odrobię matematykę.
Przybił piątkę z Freddym, pożegnał się z resztą swojej rodziny i skierował do jednego ze ślepych zaułków. Kiedy upewnił się że nikt go nie widzi wykrzyknął magiczne zaklęcie i wzbił się w powietrze jako nieustraszony Shazam.
Dakota Północna, 02.12.2016 15:50
Z pozoru grupka normalnych nastolatków. Ale tylko z pozoru... przekraczali właśnie próg domu Virgila. Jedynym planem na sobotnie popołudnie było oglądanie telewizji i zjedzenie pizzy.
Chłopak właśnie przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi wpuszczając przyjaciół.
-Mam nadzieję że nie masz siostry?-spytał Bart, do którego dzieci lgnęły z wielką miłością kiedy on sam ich nienawidził.
-Spokojnie, nie ma nikogo w domu-zapewnił-no może po za nim-dodał cicho gdy usłyszał ciche miauknięcie pod nogami.
Na przywitanie nastolatków przyszedł wielki i tłusty kocur, Virgil delikatnie odepchnął go stopą kiedy ten zaczął ocierać się o jego spodnie.
-Ooo, jaki słodki-Bart schylił się aby pogłaskać zwierzaka-jak ma na imię?
-Jest paskudny-dodał Virgil wieszając kurtkę i zdejmując buty- mówię na niego Wypłosz, a mój tata pulpet. Już dawno byśmy go zjedli gdyby nie mama, kocha go bardziej niż własnego syna.
Wszyscy się zaśmiali. Tim poszedł do salonu i włączył telewizor.
-Tutaj Cat Grant z centrum miasta. W Nowym Jorku odnotowano wznowioną aktywność...
Bart znieruchomiał w połowie zdejmowania butów.
-No nie!-jęknął kiedy zobaczył że jego przyjaciele zbierają się z powrotem do wyjścia-nad progowa misja?! Ja się nie piszę! Głodny jestem!
-Ogarnij się-Tim uderzył go w tył głowy- nie opodal jest platforma ZETA, zdążymy obrócić w dwie godziny.
Bart spojrzał na zegarek elektryczny stojący przy lustrze. Może i faktycznie, maraton filmów zaplanowali dopiero na dziewiętnastą.
Góra Sprawiedliwości, 03.12.2016 10:29
Była niedziela. Uradowany i wypoczęty Conner właśnie robił sobie kawę w pustej kuchni. Nagle do pomieszczenia weszli Jaime i Virgil, obaj chłopcy wyglądali podobnie do zombie z filmu który oglądał w zeszłym tygodniu.
-A wam co?-spytał- nie mieliście wczoraj misji?
-Nie-Jaime ziewnął-maraton filmów.
-Jakich?-dopytywał Conner wyjmując kubek z szafki.
-Wszystkich-mruknął nieprzytomny Virgil.
Chłopak usiadł przy wyspie na środku kuchni i oparł głowę na rękach.
-Kawy?- Superboy odwrócił się lekko w stronę chłopców.
-Poproszę-powiedział Jaime po czym powolnym krokiem wyszedł. Zdążył jeszcze mruknąć jedno zdanie-jakby co to odsypiam resztę mojego życia na kanapie.
Conner nasypał do dwóch kubków ziarna i zalał gorącą wodą. Usiadł naprzeciwko Virgila i upił łyka kawy.
-A ty coś chcesz?-spytał.
-Do picia, a co jest?
-No mam likier, czystą wódkę, czerwone wino i bimber-wyliczył na palcach.
-Podawanie dzieciom alkoholu jest demoralizacją czy już podchodzi pod patologię?-spytał Virgil.
-Nie zapominaj że to ja mam siedem lat-Conner wycelował w niego palcem.
Wstał po chwili i wziął drugi kubek przeznaczony dla Jaime. Wszedł do salonu i postawił parujący napój przed nieprzytomnym chłopakiem, już smacznie śpiącym na kanapie. Szturchnął go lekko w ramię na co ten tylko przekręcił się na drugi bok i mruknął coś szybko pod nosem.
Conner nie był pewny czy właśnie mówił do niego czy skarabeusza. Narzucił jeszcze na Jaime koc i wrócił do kuchni.
-Do której żeście siedzieli?-spytał gdy znowu wrócił do wyspy pełniącej rolę stołu.
-Odpadłem zaraz po Garfieldzie, koło czwartej rano-odpowiedział- ale biorąc pod uwagę ilość fast-foodów można spokojnie wpisać to do jakiejś księgi rekordów.
-Ty lepiej weź pod uwagę to, że jutro masz szkołę a potem trening z Cannary-zaśmiał się z niego Conner na co Virgil odpowiedział mu tylko lekko przytomnym spojrzeniem.
No komentować ;_;
![](https://img.wattpad.com/cover/68361080-288-k851580.jpg)
YOU ARE READING
Liga Młodych? Liga Młodych.
FanfictionJeżeli jeszcze nie wiesz co to Liga Młodych... lepiej szybko nadrób zaległości. Masz tu skarbnice wszystkich przygód młodych bohaterów. Zapraszam do czytania (Piszcie jeśli chcecie przygody z jakimiś konkretnymi bohaterami. :) UWAGA: Opowiadanie z...