I.Zara

3.9K 156 10
                                    

         Teraźniejszość

   Patrzę z uniesionymi brwiami na jednego z moich braci, Marka. On również mi się przygląda.
     - Też jedziesz – powtarza, nie spuszczając ze mnie wzroku.
     - Nigdzie się nie wybieram – nadal obstaję przy swoim.
     - Owszem, wybierasz.
     - Ani mi się śni.
   Naszą kłótnię przerywa najstarszy z rodzeństwa, Emil, mówiąc do mnie:
     - Jedziesz z nami.
   Jęczę niezadowolona, podczas gdy Marek śmieje się zadowolony.
     - Ale dlaczego? - chcę wiedzieć. - Przecież nie jestem wam potrzebna. A podczas waszej nieobecności mogę zająć się jednostkami, które pozostaną w głównej siedzibie.
     - To nie będzie konieczne – zapewnia mnie Emil. - W siedzibie głównej zostają bliźniaki.
   Gabriel i Daniel są starsi ode mnie o trzy lata i są bliźniakami. No i są praktycznie nierozłączni, więc zapewne żaden z nich nie będzie chciał się ze mną zamienić.
     - Nawet tego nie rozważaj – mówi Marek, jakby czytał mi w myślach. - Słyszałaś szefa: jedziesz z nami. Koniec, kropka.
   Piorunuję go wzrokiem.
     - I żadnego wyrywania facetów – dodaje.
   Unoszę drwiąco jedną brew.
     - Bo co? - rzucam mu wyzwanie.
   Uśmiecha się szeroko i z udawaną słodyczą odpowiada:
     - Ponieważ każdego faceta, którego przyłapię na ślinieniu się do mojej młodszej siostrzyczki, czeka kastracja.
   Kręcę głową.
     - Jesteś wredny – stwierdzam.
   Wzrusza ramionami.
     - Taka moja rola. W końcu jestem twoim starszym bratem.
     - Jednym z czterech – dopowiadam. - Od czasu do czasu możesz zrobić sobie wolne.
   Owszem, mam aż czterech starszych braci. Najpierw był Emil, który jest starszy ode mnie o osiem lat; następnie jest Marek, starszy o pięć lat; no i Gabriel i Daniel, starsi o trzy lata, jak już wspomniałam wcześniej. Ja jestem najmłodsza z piątki rodzeństwa. I chociaż mam już dwadzieścia lat to dla wszystkich moich braci nadal jestem małą dziewczynką, która potrzebuje ochrony i dla każdego z nich jestem oczkiem w głowie. Kiedyś liczyłam na to, że ich nadopiekuńczość zmaleje, jeśli zajmą się dziewczynami i w akcie desperacji pchnęłam Marka w ramiona jego przyjaciółki. Niewiele mi to jednak dało, jak można się domyślić.
   Z resztą, co ja mówię! Przecież Emil ma już żonę i ośmiomiesięcznego synka. A mnie nadal traktuje jak niesforną siostrzyczkę, która potrzebuje ochrony! Sylwia, jego żona często staje po mojej stronie, ale to niewiele daje. Wtedy po prostu ze śmiechem wzrusza ramionami. I tyle z jej wsparcia. Emil powie „nie” i tak jest.
   No, może trochę przesadzam. Dość często się sprzeczają właśnie przez apodyktyczność mojego brata, ale nigdy na tyle poważnie, by rozważać życie z dala od siebie. I dobrze, bo nie ma lepszej dziewczyny dla Emila niż Sylwia. I jeśli kiedykolwiek dowiem się od mojej szwagierki, że przesadził, skopię mu dupę!
     - Ale dlaczego nie mogę zostać z nimi? - pytam, nadal niechętna do wyjazdu. - Nie będę wam tam potrzebna.
     - Obawiam się, że jednak będziemy ciebie potrzebowali – przyznaje niechętnie Emil.
     - Tak? - Zacieram dłonie. - Więc to musi być grubsza sprawa
     - Nie martw się – dodaje Marek. - Jak zrobi się zbyt niebezpiecznie odeślemy cię do siedziby głównej.
     Mogłam się tego spodziewać.
     - Nie ma mowy! - protestuję. - Jeśli mam jechać to zostanę do końca!
   Emil posyła spojrzenie młodszemu bratu, przez co drugi mężczyzna kiwa krótko głową, po czym wstaje ze swojego miejsca i opuszcza pomieszczenie. Najstarszy z rodzeństwa siada naprzeciw mnie i przygląda mi się uważnie.
     - To nie jest transakcja ani handel – zaczyna.
     - Nie? - dziwię się.
     - Nie. To jest bardziej złożona sprawa. Dotyczy innych grup.
   Teraz to mnie naprawdę ciekawi.
     - Inne gangi? - Nachylam się w jego stronę.
   Zapomniałam wyjaśnić: nasza rodzina od pokoleń ma powiązania z gangiem. A dokładniej my wszyscy należymy do gagu. Mój pradziadek założył gang podziemi, do którego ja i moi bracia należymy. Z pokolenia na pokolenie władza nam ugrupowaniem przechodzi na najstarsze (i najroztropniejsze) z rodzeństwa. Jeszcze ani razu nie zdarzyło się, by ktoś z rodziny odszedł z gangu. Nawet nie wiem czy to jest możliwe. I niezbyt mnie to ciekawi, tym bardziej że podoba mi się tak, jak jest teraz.
   Nazwa naszej grupy pochodzi najzwyczajniej z położenia naszej siedziby: większa jej część znajduje się pod ziemią, nieopodal Katowic.
   Pragnę na swój temat dodać, iż nie zabijam w imieniu gangu ani własnym. Mam swoje życie  sprawy poza rodzinnym interesem. I nigdy nie wykorzystuję tego, iż ci, którzy znają historię mojej rodziny, boją się i najpewniej byliby na każde moje zachowanie.
   Ludzie, którzy mnie nie znają pewnie od razu takie mieliby o mnie zdanie. Ale, wbrew pozorom, rzadko wyruszam z resztą ekipy na jakieś transakcje i tak dalej. Czasem mnie to irytuje, ale bliźniaki wtedy łagodzą sytuację i starają się mnie przekonać, że jestem ich „tajną bronią”, a z takiej w byle przypadkach się nie korzysta. Z czasem zaczęłam im wierzyć, ponieważ gdy sytuacja staje się poważna, wkraczam ja. Można powiedzieć, że łagodzę i usypiam czujność przeciwnika, zwabiam w pułapkę, aż wreszcie jest za późno na ratunek.
     - O co w tym wszystkim chodzi? - wracam do rozmowy.
   Mężczyzna posyła mi ponure spojrzenie.
     - Jakiś totalny idiota zaczął zadłużać się w różnych gangach.
     - W jakich? - dopytuję.
     - Cichy. Chicago. Prywatnie poszedł po pożyczkę do Dariusza Czarnego.
   Marszczę czoło.
     - I ten facet jeszcze żyje?
     - Jak słyszysz. Z resztą, u nas też ma dług.
     - Samobójca – stwierdzam. - Ale dlaczego po prostu go nie znajdziecie?
     - Za każdym razem przybiera nieco inny wygląd i tożsamość – odpowiada. - Poza tym sądzimy, że nie zadłuża się u wszystkich z własnej woli.
     - Że niby ktoś mu każe?
   Kiwa głową.
     - Podejrzewamy, że jest to ktoś wyżej ustawiony.
     - I my jedziemy dogadać się z nimi?
   Znowu kiwa głową.
     - To pierwszy powód. Drugi powód jest taki, że Taylor potrzebuje pomocy.
   Taylor jest szefem cichego gangu. Gdy potrzebowaliśmy pomocy nie zastanawiał się dwa razy i od razu nam pomagał. To, że teraz Emil chce mu pomóc, jest zrozumiałe. Jego dziewczyna, Rozalia, jest niesamowita. Miałam okazję ją poznać. Może i nie jesteśmy jakimiś przyjaciółkami, ale spotykamy się z resztą dziewczyn chociaż raz w miesiącu. Częściej to ja tam przyjeżdżam, bo Taylor nie jest skory do puszczenia swojej damy serca samej.
     - Trzeba było tak od razu – naskakuję na brata. - Tylko nadal nie jestem pewna, po co jestem potrzebna.
     - Marek po prostu się z tobą droczył – wyjaśnia. - Dobrze wiedział, że gdy dowiesz się, gdzie jedziemy, też będziesz chciała jechać.
   Przewracam oczami.
     - Idiota – burczę, mimo iż nie ma tutaj mężczyzny.
     - A z drugiej strony nie wiemy, co nas tam czeka – dodaje.
     Ale i tak mnie nie puszczą, jeśli okaże się coś zbyt groźnego...
     - A po trzecie – kończy swoją wypowiedź – Taylor ostrzegł nas, że szuka również sprzymierzeńców w innych, odleglejszych i niekoniecznie konwersacyjnych gangach. I w tym punkcie Taylor przyznał nam rację i sam poprosił, abyś też przyjechała, ponieważ może przydać się dar konwersacji, który wykorzystujesz.
     Czyli punkt tajnej broni.
   Uśmiecham się szeroko.
     - Czyli mam pozwolenie na flirt?
   Wzdycha ciężko.
     - Tak, masz pozwolenie na flirt. Ale tylko na flirt. Inaczej wiesz, co się stanie – Marek ci powiedział.
     - Jasne, jasne. Kiedy jedziemy?
     - Jutro wieczorem.
     - I ty mi dopiero o tym mówisz?! - Zrywam się na równe nogi. - Muszę iść się pakować pozałatwiać sprawy!
     - Ale nawet nie wiesz, na ile będziemy jechać! - krzyczy za mną.
     - Nie wracam szybciej niż za tydzień! - odpowiadam.
   Słyszę jego śmiech, gdy wybiegam z pokoju.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now