VIII.Reyes

2.4K 112 1
                                    

   Wpatruję się w posąg lwa przed rezydencją cichego gangu, jednak tak naprawdę go nie widzę. Jestem na dworze sam i czekam na Huberta. Mając chwilę czasu, pozwalam swoim myślom krążyć po głowie. Oczywiście wszystkie dotyczą Zary i tego, jak się zmieniła.
   Nadal ciężko mi się pogodzić z tak zdecydowaną zmianą wyglądu i zachowania. I gdy czasem jej się przyglądam zdarza mi się sądzić, że ona też się z tym źle czuje. Nie mówię, że już nie jest piękna. Dla mnie mogłaby mieć wiecznie potargane włosy, a nadal bym ją uwielbiał. Nawet gdyby ubierała zwykły worek, chciałbym nią cieszyć oczy. I gdyby miała bliznę na bliźnie, a inni określaliby ją jako szpetną, dla mnie nadal byłaby najpiękniejszą kobietą na świecie. Pozwalam, aby wspomnienia nawiedziły mnie po raz kolejny podczas mojego pobytu tutaj:
     - Mówię ci, ta pani próbowała mnie zmusić do zjedzenia kiełbasy. Mimo że tłumaczyłam jej, że jestem wegetarianką – Zara składała mi sprawozdanie.
     - Wiesz, niektórzy tutejsi nie rozumieją po polsku – zauważyłem, kierując kamerkę telefonu na osobę – w końcu to Meksyk.
     - Ja wiem, tyle że ona sprawnie mówiła w języku polskim i... O nie – powiedziała, zasłaniając przy tym dłonią twarz. - Schowaj ten telefon.
     - O co ci chodzi? – chciałem wiedzieć, uśmiechając się kącikiem ust. – Nie mogę trzymać telefonu w dłoni?
     - Możesz, jednak nie z tego powodu, z jakiego robisz to w tej chwili.
     - A jaki to powód?
   Westchnęła lekko zirytowana.
     - Chcesz zrobić mi zdjęcie.
     - A co ty myślisz, że tylko na ciebie mężczyźni chcą patrzeć? – Uniosłem brew. – Ta kobieta za tobą jest niezwykle seksowna.
   Odwróciła się tak szybko, że aż mnie to rozbawiło.
     - Kłamczuch – zarzuciła mi, odwracając się przy tym z powrotem w moją stronę.
     - Który potrafi dostać to, czego chce. – Usatysfakcjonowany pokazałem jej zdjęcie, które zdołałem zrobić chwilę wcześniej.
     - Usuń to! – rozkazała. – No, już!
     - Nie zrobię tego – odparłem, chowając telefon do kieszeni, z uśmiechem jej się przyglądając.
     - Usuń! – powtórzyła.
     - Dobrze – powiedziałem po chwili. – Zrobię to. Pod warunkiem, że wytłumaczysz mi, dlaczego chcesz, żebym to zrobił i jeśli uznam twoje tłumaczenie za istotne, usunę to zdjęcie. No więc słucham.
     - Jestem niefotogeniczna – rzuciła. – Brzydko wyglądam.
   Uśmiech zniknął z moich ust.
     - Powtórz to jeszcze raz – powiedziałem poważnym tonem.
   Wzruszyła ramionami.
     - Brzydko wyglądam.
   W jednej chwili siedzieliśmy naprzeciwko siebie na trawie, a w następnej już znajdowałem się na niej. W żadnym wypadku nie było to romantyczne – twardo przyciskałem ją do ziemi, dając jej ograniczony dostęp do powietrz i odbierając swobodę ruchów, jednak moim celem nie było ją skrzywdzić, a tylko nastraszyć. I po jej minie widziałem, że cel ten osiągnąłem.
     - Nigdy więcej nie mów, że jesteś brzydka. Ja tak nie uważam. Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. I jesteś moja. A ja nienawidzę, gdy ktoś obraża moją kobietę, nawet jeśli robi to ona sama – wyjaśniałem jej z morderczym spokojem w głosie.
     - Ale...
     - Nie ma „ale" – przerwałem jej. – Jeśli jeszcze raz usłyszę, że obrażasz samą siebie to przysięgam, że przełożę cię sobie przez kolano i zleję.
   Uśmiechnęła się niepewnie i zauważyła nerwowym głosem:
     - To brzmi nieco perwersyjnie, nie sądzisz?
   Na moje usta powrócił szelmowski uśmiech.
     - Sądzę, że moja grzeczna dziewczynka zaczyna się psuć, skoro w groźbach widzi perwersyjną stronę naszych relacji.
   Z zafascynowaniem przyglądałem się jej pogłębiającemu się rumieńcom. Kochałem je, mimo iż Zara cały czas uskarżała się na nie.
     - Zejdź ze mnie – rozkazała cicho.
     - Jest ci za ciężko? – Uniosłem się nieco, żeby jej tak nie przygniatać. – Czy może chodzi ci o tych wszystkich ludzi, którzy przyglądają nam się w różnoraki sposób?
     - Przyglądają się? – powtórzyła niczym echo.
     - Oj tak. – Pokiwałem głową. – Jedni z potępieniem, inni z rozbawieniem, jeszcze inni z... podnieceniem. A jeden facet skierował w naszą stronę komórkę.
     - O mój Boże. – Wtuliła się twarzą w moje ramię. Byłem pewny, że rumieniec na jej twarzy pogłębił się. – Naśmiewasz się ze mnie – burknęła.
     - Nie. – Zmusiłem ją, by na mnie spojrzała. – Ja po prostu kocham cechy, które składają się na twoją osobę. – Całuję ją delikatnie. – I kocham ciebie.
   Kolejny pocałunek przeszedł z delikatności do namiętności, aż – nawet moim zdaniem – stał się nieco nieprzyzwoity, jak na miejsce publiczne.
     - Ja też cię kocham – wyszeptała – i nigdy nie przestanę.

     - Hej, coś ty taki zamyślony? – zagaja Teresa, stając obok mnie i wyrywając z zamyślenia.
     - Czasem człowiek wyłącza się na świat i wraca do chwil bardziej radosnych. - Odwracam głowę w jej stronę i skupiam wzrok na jej twarzy. – Jak ci w Polsce?
   Wzrusza ramionami.
     - Jakoś leci. Jest tutaj ciekawie, jednak Wrocław nie jest w wstanie przebić Meksyku.
   Uśmiecham się lekko.
     - Podzielam twoje zdanie. Jednak z chęcią zostanę tu trochę dłużej.
     Chyba że zdołam przekonać Zarę do siebie i namówić ją na powrót do Meksyku.
   Kobieta patrzy na mnie zaniepokojona.
     - Jak to „dłużej"?
   Teraz to ja wzruszam ramionami.
     - No po prostu dłużej.
     - To znaczy ile? – chce wiedzieć.
     - Nie wiem dokładnie. – Patrzę z powrotem przed siebie. - Może miesiąc, może dwa.

     - Mhm – mamrocze tylko.

   Stoimy obok siebie, w milczeniu przyglądając się otaczającej nas przyrodzie.
     - Distante? – zaczyna Teresa. – Wiesz, zastanawiam się, kiedy zaczniesz się rozglądać za jakąś dziewczyną.
     - A po co zawracasz sobie tym głowę? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
     - No cóż, po prostu chwilami zastanawiam się nad twoją orientacją seksualną. Ale przecież miałeś dziewczynę. – Śmieje się. – Pamiętam, że latałeś za nią jak pies. I wszystkie dziewczyny się wściekały. Nawet obiło mi się kiedyś o uszy, jak jedna z nich mówiła, że jeśli ją przyprowadzisz zabierze ją i tak jej nagada, że będzie wstydziła się chociażby spojrzeć na jakiegokolwiek mężczyznę...
     - Która tak powiedziała? – Wracam do niej wzrokiem. Mi nie jest do śmiechu. – No, która ośmieliła się robić takie plany?
   Marszczy w konsternacji czoło.
     - Nie pamiętam. To było dawno. Dwa, trzy lata temu?
     - Pięć – poprawiam ją i odwracam wzrok.
   Mam ochotę wypytać po powrocie do Meksyku każdego członka gangu i znaleźć tą, która śmiała się w jakkolwiek obraźliwy sposób wypowiadać się o Zarze oraz wyciągnąć konsekwencje z tego powodu
   Nagle słyszę śmiech tak bardzo mi znajomy. Jest on dla mnie jak narkotyk: po jednej dawce chcę dostać jeszcze jedną, a potem kolejną. Zaczynam się rozglądać dookoła, szukając kobiety, która wydaje ten wspaniały dźwięk. I faktycznie, widzę ją, moją Zarę.
   Jednak nie jest ona sama. Idzie z Hubertem. Śmieje się z czegoś, co jej powiedział. Idą tak blisko siebie, że chwilami ocierają się o siebie ramionami.
   Gdy widzę ich razem, trafia mnie szlag. Mam ochotę rozszarpać na strzępy mojego dobrego znajomego, a ją chcę przerzucić sobie przez ramię, wziąć z nią do samolotu i wrócić do Meksyku, gdzie na stałe przypiąłbym ją do wielkiego łoża, aby mieć ją na stałe.
   Całe szczęście Teresa już poszła i nie słyszy moim przekleństw, które mamroczę pod adresem Huberta.
     - Przepraszam, że to tak długo trwało – zaczyna, gdy wreszcie się do mnie zbliżają. – Musiałem coś jeszcze załatwić.
   Zara prycha
     - Coś załatwić? Coś?
   Mężczyzna przewraca oczami, ale uśmiecha się też promiennie.
     - Dzień z Zarą. Musiałem go przełożyć na jutro.
     - Macie swoje dni – stwierdzam sam do siebie.
     - Owszem, mamy – potwierdza dziewczyna równie suchym tonem. Patrzy na Huberta i uśmiecha się. – To do zobaczenia później, misiaczku. – Zerka na mnie. – Do widzenia. – Po tych słowach odwraca się i odchodzi.
     - Idziemy? – pyta mnie Hubert, gdy nadal stoję w tym samym miejscu i patrzę na oddalającą się Zarę, mimo iż on już jest w drodze do samochodu.
     Igrasz z ogniem, kochanie.
     - Tak, idę.

***

   Zapraszam do czytania pozostałych historii, w tym Jesteś moja, kochanie II oraz  Miłość w Równonoc.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now