IX.Zara

2.1K 105 2
                                    

   Od nagłego wybuchu namiętności pomiędzy mną a Reyesem mijają już prawie trzy tygodnie. Przez ten cały czas staram się unikać Meksykanina. Nie jest to trudne, ponieważ on też nie wysila się, aby doszło między nami do kolejnego starcia. Mówiąc szczerze uważam, że to trochę... szkoda.
   Wiem, że to brzmi śmiesznie; celowo unikam Reyesa, żałując w tym czasie, że nie stara się po raz kolejny podburzyć płomienia, który wspólnie wznieciliśmy przed laty. Tak naprawdę to już sama nie wiem, czego konkretnie chcę. Wcześniej, nim w moim życiu na powrót pojawił się ten Meksykanin o lodowym spojrzeniu moimi priorytetami byli przyjaciele i rodzina. Nie przykładałam wagi do związków; jedna niezobowiązująca noc raz na miesiąc lub dwa wystarczyła mi, żebym potrafiła opanować swoje libido, które i tak rzadko dawało o sobie znać.
   Ostatni dzień, w którym wieczorem szłam do baru, piłam na umór i spałam z nieznajomym był... cztery miesiące temu.
   Powód? Jest on chyba oczywisty...
   Udało mi się zapomnieć o mojej pierwszej miłości. Po naszym nagłym, nie mającym sensu zerwaniu usunęłam ze swojego życia wszystko, co mogło mi go przypominać - nawet zmieniłam własny styl i wygląd na taki, który - jak sądziłam, nie spodobałyby się mojemu byłemu. Oczywiście, że moja zmiana nie podoba się Reyesowi. Pewnego dnia ośmielił mi się to powiedzieć...
     - Gdzie te wszystkie twoje sukienki, które wspólnie uwielbialiśmy? - spytał raz, wchodząc do kuchni w rezydencji cichego gangu Taylora.
     - Z racji tego, że to nie jest twoja sprawa, nie odpowiem - powiedziałam, kończąc zawijać nogawki czarnych spodni.
     - Zara, zadałem proste pytanie.
     - A ja dałam prostą odpowiedź.
     - Nie mów do mnie takim tonem, jakbym był twoim największym wrogiem, którego szczerze nienawidzisz.
   Prychnęłam.
     - Nie nienawidzę cię. Bo widzisz, nienawiść to uczucie, i to dość silne w dodatku. A ja do ciebie nic nie czuję. - Popatrzyłam wreszcie na niego.
   Wyglądał na poirytowanego.
     - Sądziłem, że już ustaliliśmy, jak silne uczucia żywimy wobec siebie.
     - Chyba coś ci się pomyliło - stwierdziłam, nonszalancko opierając się o blat. - Tylko uświadomiłeś mi, że potrzebuję męskiego towarzystwa.
   Jego oczy ciskały gromy. Wiedziałam, że go to denerwuje. Chciałam dzięki temu wywołać reakcję i żeby "nie ze swojej winy" znałeść się w ramionach Reyesa.
   Ale Reyes nie miał zamiaru dać się sprowokować; zamiast się na mnie rzucić ze słowami, że już nie będzie innego lub żebym skończyła udawać, on po prostu uśmiechnął się leniwie i powiedział:
     - Dobrze wiesz, że pragniesz mnie, jednak wolisz iść do kogoś innego, kto przytłumi na jakiś czas to, co jest pomiędzy nami. Tylko dlaczego? Czy boisz się, że ogień pomiędzy nami pochłonie cię? A może uznałaś, że odmawianie sobie przyjemności zrekompensuje to, co zrobiłaś ze swoją osobą?
   Uniosłam szyderczo brew.
     - A co takiego złego jest z mojej zmiany?
     - Wszystko - odpowiedział wprost. A potem zaczął rozwijać swoją wypowiedź: - Kiedyś nienawidziłaś ostrego makijażu, dziś bez niego nie opuścisz domu; z czarnymi włosami wyglądasz jak czarownica; maskujesz rumieńce, przez co całkowicie utraciłaś naturalne piękno. Zamknęłaś się w sobie i stałaś się cyniczną suką. Czy coś pominąłem?
   Od jego słów zrobiło mi się słabo i zakręciło w głowie; był to kopniak w brzuch i siarczysty, wyciskający ze mnie godność i łzy policzek jednocześnie. Jego słowa tak bardzo mnie zabolały...
     - Dlaczego tak jest? - chciał wiedzieć.
     - Chrzań się! - jedynie to byłam w stanie mu powiedzieć. W następnej chwili wypadłam z kuchni i uciekłam do pokoju, w którym zostałam ulokowana. Tam padłam na łóżko i zaszlochałam, żałując, że to wszystko potoczyło się właśnie tak.

   To starcie uświadomiło mi, że nie powinnam pozostawać z Reyesem w kontakcie. Zapewne to będzie kolejny chory punkt zmian w moim - właśnie, w MOIM życiu. I to, że on z powrotem wkracza do niego w butach i sieje zamęt w mojej głowie, nie jest fair.
     - Dupek - mamroczę do siebie, czyszcząc swój skuter. - Mógłby się odchrzanić ode mnie.
   Najgorsze jest to, że dobrze trafił - boję się tego, co jest między nami. Boję się, że znów utracę kontrolę i że zdoła na nowo mnie w sobie rozkochać.
     A potem znowu mógłby mnie zranić.
   Nie potrzebuję tego. Już raz przez to przeszłam i mi wystarczy. Nie chcę znowu czuć się tak, jak wtedy: kochana i ważna, a potem odrzucona i niechciana, jak zabawka, która nie była już ciekawa i atrakcyjna dla dziecka. Przeżyłam okropny zawód. Nie życzę tego nawet najgorszemu wrogowi.
     - Kiedyś panicznie bałaś się motorów - słyszę za moimi plecami.
   Kiwam głową.
     - Owszem, ale to było kiedyś.
     - Jakieś... pięć lat temu uciekłabyś w przeciwną stronę. - Emil okrąża skuter i staje naprzeciwko mnie. - Byłem naprawdę zaskoczony, kiedy przyszłaś do mnie i poprosiłaś, abym nauczył cię jeździć.
   Uśmiecham się lekko.
      - Tak, pamiętam. Myślałeś, że się przesłyszałeś, a na następny dzień byłeś przekonany, że to ci się to przyśniło. Zakrztusiłeś się kawą, gdy powiedziałam, że to prawda, a nie tylko sen.
   Śmieje się.
     - Nadal nie rozumiem, skąd ta nagła zmiana. Przecież pamiętam, jak zachowywałaś się, gdy miałaś sześć lat: siadałaś na mojej stopie i obejmowałaś moją nogę rękami, powtarzając przy tym płaczliwym tonem: "On jest niedobry. On mi cię zabierze daleko stąd".
     - Miałam pięć lat, jak sam zauważyłeś. Dzieci pletą różne rzeczy.
     - Gdy miałaś czternaściee lat nastawiłaś Sylwię - przypomina. - Nie dawała mi spokoju przez parę tygodni. A pamiętasz swój prezent na piętnaste urodziny?
     - Tak, pamiętam. - Najwspanialszy i najgorszy prezent zarazem.
     - Zanim wyjechałaś błagałaś mnie, abym rozważył jeszcze raz zrezygnowanie z jazdy. Gdy dzwoniłaś, również to powtarzałaś. Jednak po powrocie twoje podejście diametralnie się zmieniło. Nadal zachodzę w głowę, dlaczego tak się stało.
   Stoimy przez dłuższą chwilę w ciszy. Emil przygląda się, jak ze skupieniem poleruję metal. Wreszcie zbieram się w sobie i przerywam milczenie.
     - Nie wiem, dlaczego jeździsz. Czy twój idol to robi, czy może też zobaczyłeś motor i zdecydowałeś, że chcesz go prowadzić. Jak zauważyłeś, bałam się motocyklów od zawsze. Po moim wyjeździe wydarzyło się coś, o czym nie chcę z nikim rozmawiać. Ale poczułam wtedy, że coś muszę zmienić. Uciec. Wyjść na przekór. Po pewnym czasie zakochałam się w tym. - Z uczuciem głaskam kierownicę skutera. - To jest jak wyzwolenie. Czuję się wolna i silna.
     - Wiem, co czujesz - przyznaje. - Mam podobne odczucia. - Bierze głęboki oddech. - Chcesz wiedzieć, dlaczego​zacząłem jeździć?
   Kiwam głową.
     - Może ci się wydać to głupie - uprzedza.
     - A co, zrobiłeś to przez to, że jakaś dziewczyna złamała ci serce? - drwię.
     - Tak - odparł bez cienia śmiechu, ku mojemu zdziwieniu.
     - Naprawdę? - Emil i złamane serce w wieku czternastu lat? - Nigdy o tym nie wspominał wśród. - W sumie ja również nigdy nie mówiłam nic o tym, co się stało w Meksyku.
     - Naprawdę - potwierdza. - Nie mówiłem, ponieważ to zbyt mnie bolało, by o tym mówić. A potem uznałem, że ta sprawa to idiotyzm. Ale ci coś powiem. - Nachyla się nudzi w moją stronę, a ja robię to samo. - Jeśli coś skłoniło cię do zmiany twojego wyglądu, podejścia czy przekonań, to nie jest idiotyzm. Nawet jeśli wszyscy dookoła mówią inaczej. Tyle że każdy człowiek jest inny. Pamiętaj o tym, dobrze?
   Jestem w stanie tylko pokiwać głową.
     - Dobrze. - Wreszcie się uśmiecha. - Może udamy się na wspólną przejażdżkę?
     - Z chęcią - zgadzam się z uśmiechem.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now