X.Reyes

2K 117 0
                                    

   Słowa, które powiedziałem Żarze, odniosły przeciwny do zamierzonego przeze mnie skutek; miałem nadzieję, że kiedy wyrażę swoją opinię dziewczyna to wszystko przemyśli i że będzie chciała wrócić do tego, co było przedtem i wreszcie przyjdzie do mnie.
   Ale, no cóż, tak się nie stało. Za to nie widzę jej już czwarty tydzień, mimo że oboje nadal jesteśmy w rezydencji cichego gangu. Planowałem dać jej trochę czasu, jednak tyle jej chyba wystraszy, prawda?
   Mam już dość tego, że jej nie widzę. Pluję sobie w twarz za to, że tak źle to rozegrałem. Mogłem wtedy od razu przyprzeć ją do muru zamiast pozwolić jej uciec i schować głowę w piasek.
     Dość tego, zadecydowałem w duchu, najwyraźniej czas zmienić taktykę gry.
   Za każdym razem starałem się popchnąć ją do granic wytrzymałości i się wycofywałem, czekając na jej ruch. Jednak ona nie ma zamiaru walczyć ze mną tak, jakbym tego chciał czy też się spodziewał.
     Całej inaczej niż za czasu, gdy jeszcze byliśmy razem.
   Wtedy gdy ją tak podpuszczałem, zachowywała się niczym rozzłoszczony kociak: prychała i patrzyła spod byka, a nawet rzucała się i "drapała pazurkami". Z czasem mogłem przewidzieć kadże jej zachowanie. Wiedziałem, za który przysłowiowy sznurek pociągnąć, aby wywołać pożądaną reakcję. Mówiąc prosto znałem ją na wylot, tak jak ona mnie z resztą.
   Teraz nie ma prawie nic z mojej uroczej, dziewczęcej i słodko niewinnej Zary. Wszystko zostało skrzętnie ukryte pod czarną skorupą, pełną zimna, zamkniętą i patrzącą na mnie, jakbym był zwierzęciem, za którym nie przepada, delikatnie mówiąc.
   To cholernie denerwuje i boli zarazem. Wystawia moje nerwy na próbę, którą znoszę z wielkim trudem. Jest jeszcze gorzej, gdy widzę, jaka serdeczna, miła i przyjacielska potrafi być dla innych. Kiedyś była taka i dla mnie. A teraz omija mnie szerokim łukiem. Zaprzecza wszystkiemu, co razem dzieliliśmy. Chce zapomnieć o uczuciach, które nas łączyły. Ale nie chcę - nie mogę - jej na to pozwolić.
   To się musi zmienić i chcę, aby to się stało wcześniej niż później.
   Rozlega się pukanie do drzwi.
     - Wejdź - wołam, zamykając naszyjnik i chowając go do kieszeni.
   Drzwi otwierają się i staje w nich Cayo.
     - Taylor i Emil przygotowują się na​spotkanie z praskim gangiem - informuje mnie.
   Marszczę brwi.
     - Emil? Po co? Przecież Taylor równie dobrze mógł zebrać eskortę spośród swoich ludzi.
     - I to robi. Obecność Emila i Marka to był warunek.
     - Warunek czego? - chcę wiedzieć.
     - Żeby na spotkanie pojechała Zara.
     Zara na spotkaniu z praskim gangiem?
     - Nie ma mowy - wyrywa mi się.
   Mój zastępca patrzy na mnie zaskoczony.
     - Słucham?
   Wstaję z łóżka i kieruję się ku drzwiom.
     - Wybacz, Cayo, ale muszę coś załatwić. Teraz. - Wypadam z pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź.
   Od razu zaczynam szukać Zarę. Aż gotuję się w środku, gdy przypominam sobie, dlaczego właśnie w tej chwili ją szukam.
     Jak można być tak głupim, by puszczać na to spotkanie kobietę?
   Zapewne nie przejmowałbym się tym tak bardzo, gdyby nie fakt, że to MOJA Zara idzie na to spotkanie.
   Znajduję drzwi jej pokoju i bez uprzedniego pukania wpadam do środka.
   Patrzy na mnie zdziwiona.
     - Co ty tu robisz? - pyta, zapinając kamizelkę.
     - Jedziesz na spotkanie? - chcę się upewnić, mając przy tym nadzieję, że zaprzeczy.
     - Owszem - potwierdza. - Ty też jedziesz? Taylor mówił, że już nikogo innego w to nie wciąga.
     - To niebezpieczne - ignoruję jej pytanie i zamykam drzwi. - Wiesz, jaki jest praski gang?
   Widząc, że zmierzam w jej stronę zaczyna się cofać.
     - Oczywiście - odpowiada. - To znaczy nigdy jeszcze żadnego członka nie widziałam w akcji, ale słyszałam o nich dość sporo.
     - Tak? A co takiego o nich słyszałaś?
   Dziewczyna opiera się o komodę i nie mogąc uciec dalej patrzy, jak się zbliżam.
     - Słyszałam, że są brutalni - mówi, hardo przy tym unosząc podbródek i patrząc mi prosto w oczy - i są niecierpliwi. Terytorialni i dumni, nigdy nikogo nie proszą o pomoc. Nie wiedzą, co to litość, a na błagania reagują śmiechem. Nie lubią nikogo z zewnątrz, jednak tworzą społeczność niezwykle zgraną i jednomyślną, jakich mało. Rzadko przyjmują kogoś z zewnątrz, jednak plotki głoszą, że jeśli komuś uda wkupić się w ich łaski, staje się dla nich członkiem rodziny. - Uśmiecha się i z szyderczym błyskiem w oku dodaje: - A szef to niezwykle seksowny demon, który w łóżku jest niczym inkub.
   Jej ostatnie słowa przelewają czarę. Działają na mnie jak płachta na byka
   Nie wytrzymuję i łapię ją, mocno zaciskając palce na jej ramieniu. Nagłym szarpnięciem przyciągam ją do siebie tak, że dosłownie rozbija się o mój tors.
   Gwałtownie wciąga powietrze i patrzy na mnie zaszokowana, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w taką moją reakcję.
     - Czego się spodziewałaś? - pytam szorstkim głosem, łapiąc ją równie mocno za drugie ramię. - Sądziłaś, że spojrzę tylko spod byka i nic nie powiem? Że się nie przejmę? Że będę cię zachęcać, abyś sprawdziła, czy plotki są prawdą? Tego byś chciała?
     - Ja... - Kręci głową, jakby próbując się opamiętać. - Puść mnie, Reyes.
     - Już nie per pan? - Wreszcie ci przeszło?
     - Opanuj się - stara się mówić spokojnie. W ogóle nie rozumiem, o co ci chodzi. Dlaczego jesteś taki nerwowy?
   Śmieję się, jednak w tym śmiechu nie brzmi nawet nuta rozbawienia.
     - Dlaczego jestem taki nerwowy, pytasz? - mój głos teraz aż ocieka sarkazmem. - Może dlatego, że moja była dziewczyna idzie na spotkanie z gangiem, którego szef w chwili zdenerwowania gotów jest wyciągnąć pistolet i strzałem zakończyć problem, bez zastanowienia? A może dlatego, że nawet nie zająknęła się wcześniej o tym spotkaniu?
     - Nie powinieneś tak bardzo przejmować się jej życiem, wiesz? W końcu to twoja BYŁA dziewczyna, jej życie już ciebie nie dotyczy. Może dlatego nawet nie zająknęła się, że idzie pomóc w przekonaniu praskiego gangu do stanięcia po naszej stronie - zauważa nadal opanowanym tonem. Ciebie jej życie już nie dotyczy - powtarza, podkreślając znaczenie tych słów.
     - A właśnie że, kurwa, dotyczy - zaprzeczam. - Zawsze dotyczyło.
   Wzdycha ciężko.
     - Puść mnie i wyjdź. Ja też muszę już iść. - Patrzy na zegarek. - Hubert zacznie się zastanawiać, dlaczego mnie nie ma.
   Zara nigdy nie potrafiła się zorientować, kiedy powinna ugryźć się w język, aby nie wprowadzić mnie z równowagi. Jak widać po tych pięciu latach rozłąki to się nie zmieniło.
   Na wyobrażenie jej i Huberta znowu mam ochotę zniszczyć tego faceta. Doprowadzają mnie do szału ich dobre relacje tak bardzo pewnie dlatego, ponieważ Hubert jest w niej zauroczony, o ile nie zakochany. Jeśli ona poczułaby do niego to samo...
     - Mów, co jest pomiędzy wami? - żądam odpowiedzi.
     - To nie jest twój interes - mówi, patrząc mi prosto w oczy, jej spojrzenie jest równie twarde jak jej ton.
   Ścieramy się spojrzeniami. Mam ochotę przygwoździć ją do ściany i wydusić z niej prawdę.
     - Co jest pomiędzy wami? - ponawiam pytanie.
     - Dlaczego chcesz to wiedzieć? - pyta.
     - Bo jeśli to zwykła znajomość nie chcę przez przypadek pobić go do nieprzytomności, jeśli położy na tobie rękę - nie wytrzymuję.
   Otwiera szerzej oczy i wpatruje się we mnie.
     - A więc chcę wiedzieć, co oznaczają wasze spotkania.
   Patrzę na nią wyczekująco.
     - To...
     - Zara? - po raz kolejny nasze spotkanie przerywa nam pukanie do drzwi. - Jesteś gotowa?
   Bierze głęboki oddech.
     - Prawie, zaraz przyjdę, Marek. - Zwraca się do mnie. - Teraz już naprawdę muszę iść.
     - Hubert jedzie z wami? - Zaciskam mocniej palce na jej ramionach.
     - Tak.
   Teraz to ja muszę wziąć parę głębokich oddechów.
     - Broń Boże, abym zobaczył, że cię dotyka. - Puszczam ją i idę do drzwi.
     - Ale...
     - Broń Boże - przerywam jej, postać ostrzegawczo przez ramię. Otwieram drzwi. - Mogę to zrobić. Wierz mi. A teraz kończ się szykować.
   Na korytarzu nie ma nikogo, więc bez problemów wracam do pokoju, biorę komórkę, nóż i pistolet.
     - Jadę z wami - informuję Taylora, gdy tylko odbiera.
     - Nie musisz - mówi.
     - Ale chcę. Nie będzie to problem? - pytam grzecznie, mimo że i tak bym pojechał.
     - Nie - mówi na szczęście. - Wyjeżdżamy za piętnaście minut.
     - Będę na dole. - Rozłączam się.
   Jadę, aby pilnować Zary w dwóch tego słowa znaczeniach: chcę ją chronić, jeśli na spotkaniu coś pójdzie nie tak i mam zamiar trzymać ją z dala od Huberta.

Znalazłem cię, kochanie ✓Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin