XVIII.Reyes

1.7K 79 0
                                    

Musiałem wyjechać zaraz po tym, jak Zara odzyskała przytomność. Pod moją nieobecność w siedzibie Inmortales zrobiło się dość nieciekawie: odezwali się starszy partnerzy od transakcji, którzy koniecznie chcieli się zobaczyć ze mną jak najszybciej. Nie dało im się przetłumaczyć, że obecnie nie powinienem wracać do Meksyku. Zażądali mojego natychmiastowego powrotu. A jeśli Meksykanin żyjący starymi prawami ulicy, mający na zawołanie wcale nie małą grupę jego pokroju to lepiej, abyś go nie ignorował i faktycznie zainteresował się, o co chodzi. Tak więc załatwiłem sobie lot do Meksyku, zostawiając Cayo z resztą ekipy na miejscu i wróciłem do Meksyku, aby załatwić tę sprawę. Nie zdążyłem poinformować o tym Zary. Żałuję tego tym bardziej, że przecież obiecałem jej, iż ją odwiedzę, jak tylko się obudzi. Nie mam jej numeru telefonu, a nie chciałem go brać od innych. Postanowiłem więc w inny sposób pokazać jej, że o niej pamiętam: na jej łóżku zostawiłem swoją bandanę. Tę, którą miałem w dniu naszego pierwszego spotkania. Mam nadzieję, że zrozumie okryty sens tego podarunku: w dniu, gdy jej ją dałem była ranna i żądałem jej zwrotu, gdy przyjdę. Bandana była także pretekstem do kolejnego spotkania. I gdyby przypadkiem chciała się wycofać z zamiaru kontynuowania znajomości wiedziałem, że będzie musiała zejść i oddać mi moją własność, ponieważ inaczej sumienie by ją pochłonęło. Od tej piętnastolatki aż biła niezwykła wrażliwość i ufność, która w dzisiejszych czasach jest darem i przekleństwem zarazem. Większość ludzi dokonała już umartwienia, w tym częściowo i ja.

Zara była także niepewna siebie tak bardzo, jak żadna młoda kobieta nigdy nie powinna być. Aż bolało patrzeć na nią, taką strasznie cichą i zamkniętą. Gdy ją bliżej poznałem czułem się szczęśliwcem, że jestem w grupie osób, na które patrzy nieskrępowanie i nie odwraca wzroku w chwili, gdy spojrzenia się zderzają. Jednak postawiłem sobie za zadanie otworzyć ją. Pragnąłem jej pokazać, że jest piękna i udowodnić, że może iść wyprostowana, z uniesioną wysoko głową, nie martwiąc się, co ludzie o niej myślą. Takie było moje zadanie, które musiałem spełnić, zanim wyjedzie. Później do tej listy doszło coś jeszcze...

Patrzyłem na oddalającą się sylwetkę Zary, gdy uciekała, oglądając się co chwilę za siebie, aby się upewnić, czy aby na pewno nie oszukuję i nadal stoję w tym samym miejscu. Bawiliśmy się w „berka", który za każdym razem kończył się tak, że w ciągu niespełna dziesięciu sekund trzymałem w ją ramionach i całowałem. No chyba że byliśmy w domu, to zabawa wydłużała się o jakieś dwadzieścia sekund, czasem nawet pół minuty. Zarze zaczęło w końcu przeszkadzać, że za każdym razem tak łatwo przegrywa, a fakt, że gdy ona łapała, to ja dawałem się złapać wcale nie pomagał. Miałem wrażenie, że coraz bardziej się irytuje, co było w jej wydaniu niezwykle urocze: jej rumieńce się pogłębiały, a język robił się cięty.

Zaśmiałem się. Gdyby wiedziała, kim tak naprawdę jestem, nie strzelałaby fochów. Zapewne bałaby się krzywo na mnie spojrzeć, a może nawet wróciłaby do Polski tego samego dnia, w którym dowiedziałaby się prawdy do mnie. Ale nie wiedziała, więc rozkazała mi odliczyć do dwudziestu, podczas gdy ona oddalała się. Powiedziałem jej, że to oszustwo, a ona odgryzła się mówiąc, że mój wzrost jest gorszym oszustwem i albo zrobię tak, jak mówi, albo więcej w berka bawić się nie będzie. Dla mnie to nie problem, inne zabawy też mi się podobały..

- Dwadzieścia. – I ruszyłem przed siebie sprintem. Mimo iż Zara była niska wcale taka wolna nie była. W ciągu niecałej pół minuty zdążyła utworzyć pomiędzy nami spory dystans. Śmieszne było to, że przeszkadzało mi, że nie stała obok mnie i nie mogłem jej dotknąć, chociaż wiedziałem, że zaraz ją dogonię.

W ogóle sam się dziwiłem, jakim cudem w ciągu niecałych dwóch tygodni pomiędzy nami utworzyła się taka więź. Widywaliśmy się codziennie. Rozmawialiśmy każdego wieczora przez telefon. Nie wyobrażałem sobie tego nie robić. To było silniejsze ode mnie. Mój ojciec śmiał się z tego. Gdy zapytałem, o co mu chodzi odpowiedział, że po raz pierwszy widzi mnie zakochanego. Udałem, że nie wiem, o czym on mówi, ale... on chyba miał rację. Może to nie miłość, ale coś do niej niezwykle podobnego przyciągało mnie do tej dziewczyny. Coś, co sprawiało, że nie chciałem nawet myślę o jej powrocie do Europy.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now