III.Zara

2.7K 146 1
                                    

     Gdzie oni są? - pytam, krążąc w tę i z powrotem po salonie rezydencji, która należy do Taylora. - Już się zaczynam nudzić.  
   Emil rzuca mi karcące spojrzenie.
     - Uspokój się – nakazuje.
     - Przecież jestem spokojna – zauważam.
     - A nie możesz usiedzieć na dupie – wtrąca się Marek. - Siadaj wreszcie.
   Wzdycham głośno.
     - Dlaczego ja tutaj też muszę być? - chcę wiedzieć, chociaż tak naprawdę znam odpowiedź.
     - Ponieważ jesteś również reprezentantką naszego gangu – odpowiada mimo wszystko – i nie jesteś u siebie. Dobrze wesz, że najpierw należy przywitać się z gospodarzem.
     - Ale Taylora dobrze znamy – oponuję. - Równie dobrze możemy...
     - SIADAJ – rozbrzmiewa głos mojego najstarszego brata.
   Ale jestem już odporna i na jego ton głosu, i na to wywiercające w człowieku dziurę spojrzenie. A jako że ja mam niezwykły dar wkurzania moich braci i tym razem staram się nieco go zirytować
   Uśmiecham się więc sztucznie i powoli uginam kolana, zbliżając się ku podłodze. Wreszcie siadam po turecku na dywanie, dłonie składam na kolanach i patrzę na Emila, który teraz jest cały czerwony na twarzy.
     - Co ty robisz? - stara się mówić spokojnie.
     - Jak to co? - Udaję zdziwienie. - Przecież kazałeś mi siadać. Nie powiedziałeś gdzie.
   Słyszę parsknięcie Marka, a Kamil, który przyszedł razem z nami zaczyna dziwnie kaszleć, starając się ukryć śmiech.
   Czekam na to, co zdarzy się dalej, jednak nim Emil zdąży wykonać swój ruch do salonu wpada Rozalia.
   Gdy mnie dostrzega skaczę na równe nogi i z piskiem mogącym pogorszyć słuch niejednemu odbiorcy wpadamy sobie w objęcia.
     - Tak dawno cię nie widziałam! - odzywa się dziewczyna, - Stęskniłam się!
     - Ja za tobą też! - Tulimy się tak mocno, że już pewnie robimy się bordowe od zmniejszonej ilości tlenu docierającego do naszych płuc. - Musimy się jednak częściej widywać.
     - Owszem. Ale tym razem tutaj będziesz dłużej niż dwa dni.
   Odsuwamy się od siebie.
     - A następnym razem to ty do mnie przyjedziesz. - Patrzę na Taylora, który stoi za plecami swojej dziewczyny. - I nie będzie mnie obchodzić twoje zdanie, kolego. Albo przyjedzie sama, albo z tobą, nie ważne, ale i tak przyjedzie.
   Mężczyzna jęczy niezadowolony.
     - Pogadamy o tym później. - Podchodzi do mnie i obdarza mnie serdecznym, acz krótkim uściskiem. - Dobrze, że przyjechałaś, oszczędziłaś mi tym zrzędzenia.
   Wszyscy wybuchają krótkim śmiechem, gdy Taylor zarabia uderzenie w głowę od Rozalii.
     - Ja nie zrzędzę! - protestuje. - I ani mi się waż tak więcej mówić! - Następnie uśmiecha się i podchodzi do moich braci, aby się z nimi przywitać, jakby przed chwilą nie była wcale wkurzona.
     - Dlaczego to zawsze musi być w głowę – burczy szef gangu i pociera tył głowy, ale z lekkim uśmiechem na twarzy. Podchodzi, aby również się przywitać z gośćmi.
   Nienawidzę siebie samej z powodu tej palącej zazdrości, która mnie ogarnia na widok Taylora i Rozalii razem. Chcę, aby mnie też obejmował mężczyzna, całował mnie we włosy, jak Taylor swoją ukochaną. Chcę być całowana z żarliwością. Pragnę patrzeć w oczy, które będą wyrażały bezgraniczną miłość do mnie.
   Tak samo, jak bardzo tego chcę wiem, że to nigdy się nie zdarzy. Dlaczego? Ponieważ za każdym razem patrzą na mnie te lodowate, niesamowicie błękitne oczy.
   Muszę odwrócić się tyłem do reszty, która na szczęście nie zwraca na mnie w tej chwili uwagi. Staram się za wszelką cenę powstrzymać łzy, które już formują się w kącikach moich oczu na samo wspomnienie o tym mężczyźnie.
   Mężczyźnie, którego tak bardzo kochałam. Który kazał mi odejść. Który zniszczył moje nadzieje na przyszłość. Który winny jest mojej przemiany.
   Nie mogę znieść wspomnień o mężczyźnie, którego teraz nienawidzę. A mimo wszystko nie jestem w stanie wyrzucić każdej myśli, która mnie z nim łączy. Nie jestem w stanie tego zrobić. To za bardzo boli.
   Staram się za wszelką cenę wrócić do teraźniejszości.
     - Zara? - odzywa się Kamil. - Czy coś nie tak?
   Zmuszam się, aby naciągnąć na twarz szeroki uśmiech i kręcę zdecydowanie głową, odwracając się przy tym w jego stronę.
     - Nie. A co miało się niby stać?
   Wzrusza ramionami.
     - Nie wiem, wydawałaś się po prostu… nieobecna.
   Również wzruszam ramionami.
     - Może dlatego, że jestem już nieco znudzona? - Wołam do Rozalii: - Idziemy? Już się przywitałyśmy z resztą. - Rzucam spojrzenie Markowi.
     - Pewnie, chodź – zgadza się. - Muszę ci przedstawić Tamarę.
     - My już się poznałyśmy – mówi wchodząca do pomieszczenia dziewczyna, którą poznałam podczas przystanku.
   Za nią wchodzi Mason, który trzyma dziewczynę za rękę. Oni także tworzą śliczną parę. Przełykam kolejną dawkę zdradliwego uczucia zwanego zazdrością i podchodzę, by obdarzyć Masona uściskiem. Uśmiecham się uspokajająco do Tamary, która patrzy na nas podejrzliwie. Bez słów staram się przekazać jej, że nie mam złych zamiarów i odsuwam się od Masona, który od razu obejmuje swoją drugą połówkę.
     - Gdzie idziesz? - woła za mną Rozalia, gdy wychodzę z salonu.
     - Do łazienki – odpowiadam, siląc się na stabilny ton. - Idźcie już do kuchni i nastawcie na kawę. Zaraz do was dołączę.
     - Okej...
   Wpadam do łazienki akurat w momencie, gdy pierwsza łza ścieka po moim policzku. Opieram się dłońmi o zlew i zaciskam powieki, nie powstrzymując już cichego szlochu, który wstrząsa moim ciałem.
   Jak do tej pory cieszyłam się, że tutaj przyjeżdżam. Jednak teraz, gdy już tutaj jestem nie wiem, jak długo wytrzymam w otoczeniu szczęśliwych przyjaciółek, które mają do kogo wracać wieczorem. Na które czekają ich drugie połówki.
   Kolejna, silniejsza fala szlochu wstrząsa moim ciałem. Nie mogę powstrzymać napływających wspomnień.
     - Reyes, przestań! - Śmiałam się tak głośno, że ludzie na końcu ulicy odwracali głowy w naszą stronę. - Reyes!
     - Przestanę – zgodził się, nadal mnie łaskocząc i nie pozwalając mi się wywinąć – ale dopiero jak mi wybaczysz.
     - Zjadłeś praktycznie połowę mojego loda!
     - Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać - był pyszny.
     - W końcu ja go wybrałam. Ty zawsze bierzesz śmietankowego. - Uderzam go w ramię pięścią, ale niemocno. - Miałeś tylko spróbować mojego, a nie całego go pochłaniać!
     - Teraz ja też będę brał czekoladowe. Kupię ci drugiego, tyko mi wybacz.
     - Nie chcę drugiego. Tego ja sama przyozdobiłam. - Sprzedawczyni pozwoliła mi dobrać dodatki i samej udekorować mojego loda. Problem w tym, że nie pamiętam, co tam dodawałam.
     - Jak ty się lubisz kłócić. - Westchnął, łaskocząc mnie z nową siłą.
     - Nie, stój! - Próbowałam odciągnąć od siebie jego ręce, ale byłam za słaba. - Reyes! - Brzuch mnie bolał od ciągłego śmiechu. Wreszcie zmęczona wysiłkiem wysapałam: - Dobra, mam dość. Poddaję się. Możesz przestać i mnie puścić.
     - Najpierw to powiedz – nakazał.
     - Wybaczam ci! Zadowolony?
   Przestał mnie łaskotać, ale nadal mnie nie puszczał.
     - Bardzo – przytaknął, obracając mnie w ramionach twarzą do siebie. - A teraz powiedz to.
   Udawałam zdziwienie.
     - Ale co? Powiedziałam, że ci wybaczam zjedzenie mojego oryginalnego, jedynego w swoim rodzaju loda.
   Zaśmiał się.
     - Nie o to mi chodzi.
     - A więc o co?
     - Ty już dobrze wiesz, o co. Powiedz to.
   Uśmiechnęłam się szeroko i zarzuciłam mu ręce za szyję.
     - Kocham cię, Reyes.
     - Ja ciebie też – odrzekł. - Tak bardzo, bardzo mocno. Na zawsze.
     - Na zawsze – zgodziłam się, a chwilę później jego usta nakryły moje w czułym, wydzierającym z brzucha motyle pocałunku.
  
     - Kłamałeś – szepczę, otwierając powieki i unoszę głowę. W lustrze widzę swoje oczy, które wyrażają bezgraniczny smutek i żal.
   Mimo iż minęło już pięć lat ja nadal pamiętam.
     I nigdy nie zapomnę. Nie to, co on.

Znalazłem cię, kochanie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz