XXXI. Zara

1.4K 76 1
                                    

Nie - mówi Reyes stanowczo, nim jeszcze zdołam powiedzieć, o co chodzi.

- Proszę cię. Muszę tam być.

- Nie ma mowy. Mówiłem to wczoraj, dzisiaj moje zdanie się nie zmienia. Jutro tażke otrzymasz taką samą odpowiedź, więc uszanuj swoje gardło i nnie pytaj już o to więcej.

- Reyes...

- Nie - powtarza.

- Ale z ciebie dupek - na wpół wzdycham, a na wpół jęczę. - Kiedy zdążyłeś przejść kolejną metamorfozę?

Do tej pory był odwrócony do mnie plecami, jednak jak tylko moje słowa wybrzmiewają odwraca się i zbliża do mnie. Wstaję z krzesła i spoglądam w górę, z powodu czego teraz jesteśmy prawie twarzą w twarz.

- Dupek, powiadasz? - odzywa się niskim tonem.

- Tak, jesteś dupkiem.

- Cóż, skoro nie puszczenie cię w sam środek niebezpieczeństwa z powodu twojego widzi mi się czyni ze mnie dupka... przeżyję to określenie.

- Ale ty nic nie rozumiesz! - unoszę głos.

- Ależ rozumiem - zaprzecza spokojnie. - Chcesz jechać na urodziny do dziecka swojego brata. Jednakże nie jest to warte ryzyka.

- Nie jest warte ryzyka?!

- Przestań unosić na mnie głos. Jeszcze trochę a wysiądą ci struny głosowe.

- To nie jest byle jakie dziecko - mówię nieco spokojniejszym tonem. - To jest mój bratanek, jak na razie jedyny. Poza tym, to jego pierwsze urodziny. Jak mogłabym nie być na jego pierwszych urodzinach? Swojego jedynego bratanka?

- I tak nie będzie pamiętał tych urodzin.

- Ale będzie miał zdjęcia. A na nich mnie nie będzie. No i to jest mój chrześniak - dodaję. - Ja MUSZĘ tam jechać. Reyes, to mój obowiązek. Zrozum to i mnie puść, proszę.

Wpatruje się we mnie w mliczeniu przez jakiś czas, aż w końcu wzdycha przeciągle i głaszcze dłonią mój policzek.

- Nie przekonam cię, że nie powinnaś tam jechać, prawda?

Kręcę głową z nadzieją, że wreszcie do niego dotarło.

- Dobrze więc, możesz polecieć na urodziny chrześniaka - zgadza się - jednakże...

Przymykam powieki. Znowu gadkao tym, jakie to niebezpieczne i że nie bierze za mnie odpowiedzialności, czy...

- Jadę z tobą. I nie chcę, byś zostawiała wątpliwym status naszego związku. - Całuje mnie w usta, a ja to odwzajemniam. - Nie chcę żadnych Hubertów kręcących się wokół ciebie z wywieszonym językiem i sądzących, że mają prawo chociażby spojrzeć na ciebie lubieżnie. On i każdy inny ma wiedzieć, do kogo należysz. Jesteś moja i nie ukrywaj tego.

Nie wiem dlaczego, ale od zawsze pociąga mnie, jak tak do mnie mówi. Mówienie, że należę do niego nie uwłacza mi, a wręcz przeciwnie: robi mi się wtedy miło i ciepło. Jest to pociągające.

- I idziemy dzisiaj do fryzjera - kończy swoją wypowiedź Reyes.

- Mam pomóc ci w zzmianie fryzury? - pytam zaskoczona.

- Nie. To ja wybiorę fryzurę tobie.

Marszczę nos, co wywołuje u niego lekki uśmiech.

- Ale ja nie chcę zmiany. Podoba mi się taka, jaka jest.

- Nie pasuje do ciebie. Wyglądasz w niej jak upiór.

- Zdajesz sobie sprawę, że tymi słowami mnie obrażasz? Mnie, swoją dziewczynę?

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now