XII.Reyes

1.9K 99 1
                                    

Nie daję już rady. Te całe podchody naprawdę mnie męczą. I to bardziej, niż się spodziewałem. Sądziłem, że to dobry plan. Obstawiałem, że to ona pierwsza się złamie. Tak przeważnie działo się w przeszłości. Ale z drugiej strony powinienem się przyzwyczaić: to nowe wcielenie Zary jest niemalże w stu procentach inne. Ona jest inna. Już nie ma tej słodkiej, uległej nastolatki.

To już nie moja Zara, powtarzam w głowie po raz setny tę samą frazę.

To nie tak, że nie zdaję sobie sprawy z tego, co non stop powtarza mi ta dziewczyna. Ja wiem, że ona ma rację – jedyny problem tkwi w tym, że nie potrafię przyjąć do świadomości faktu, iż tak diametralnie się zmieniła; ani trochę nie podobają mi się te wszystkie zmiany w niej. Nie podoba mi się ta cała czerń, nie rozumiem jej zachowania. Ale co mi się wydaje najbardziej zabawne: nawet na chwilę nie przestałem jej pragnąć, mimo iż nigdy nie pociągały takie typy kobiet. Jej zmiana osobowości nie przeszkodziła mi w tym, bym nadal chciał trzymać ja w ramionach, całować ją, rozmawiać z nią, roztaczać nad nią opiekę, po prostu przy niej być. I chciałbym, aby ona pragnęła tego samego.

Wzdycham ciężko, idąc przez posesję cichego gangu. Od wczoraj jestem niespokojny. A dlaczego? Ponieważ od wczoraj nie widziałem Zary. Została w Czechach.

Zapewne z tym Asenem, myślę ponuro.

O tym, że nie wróciła, dowiedziałem się dopiero po powrocie do Polski. Miałem ochotę po nią jechać z powrotem, bojąc się, że poszła na spotkanie z szefem praskiego gangu. Już wczoraj ich flirt doprowadzał mnie do szału, a gdy pomyślę, że mogło dojść do czegoś więcej...

Nie mogę sam ze sobą wytrzymać. Czuję się rozstrojony. Najpierw jestem przygnębiony, potem wściekły, a na koniec dopada mnie nostalgia. I tak w kółko. Jestem masochistą, myśląc cały czas nad tym, co i z kim zeszłej nocy robiła Zara.

Docieram do miejsca, gdzie zastałem któregoś dnia Zarę z książką. To było na początku mojego pobytu tutaj. I nadal pamiętam jej reakcję na mój widok. Udawała, że mnie nie zna, chociaż oboje wiemy, że zna mnie lepiej niż nikt inny. Wie, jak ważna dla mnie jest.

A mimo to wolała iść zapewne z innym mężczyzną...

- Dość – warczę sam do siebie, łapiąc się obiema dłońmi za głowę. – Przestań już. – Zaciskam z całej siły powieki. – Dlaczego sobie wreszcie nie odpuścisz?

- Ponieważ niektórych spraw się tak po prostu nie odpuszcza – odzywa się ktoś za moimi plecami. Okazuje się, że to Cayo.

- Co tu robisz? – pytam speszony. Nie jestem zadowolony z faktu, iż mój zastępca widział mnie w chwili słabości, mimo że to nie pierwszy raz.

- Do Taylora zadzwonił Asen, potwierdzając nasz wspólny niepiśmienny sojusz – wyjaśnia – i stwierdził, że ma ochotę wyjść gdzieś na miasto i to uczcić. My też jedziemy.

- Wy jedziecie – prostuję, odwracając się w stronę fontanny. – Ja nigdzie nie jadę – dodaję.

- Dlaczego? – chce wiedzieć.

- Nie mam ochoty. Poczekam, aż wróci Zara.

- Ona wróci do godziny i również z nami jedzie – informuje mnie.

Tą informacją przykuwa na powrót moją uwagę.

- Zara kontaktowała się z wami?

Kiwa głową.

- Dzwoniła półtorej godziny temu. A więc jedziesz z nami?

Po chwili namysłu kiwam głową.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now