XXXVI.Reyes

1.4K 74 3
                                    

Szlag mnie trafi z tą dziewczyną - mamroczę, wyglądając przez szybę odrzutowca. - Pięciu minut usiedzieć na dupie nie potrafi.

Diego siedzący naprzeciwko mnie chichocze cicho.

- Powiedz mi, co jest niezrozumiałego w słowach: "Czycha na ciebie niebezpieczeństwo, nie wolno ci ruszać się gdziekolwiek beze mnie"?

- Może nie słyszy słowa "nie"? - podsuwa mój przyjaciel i wybucha śmiechem. - Wyluzuj, amigo. Dobrze wiesz, że jest w rezydencji cichego gangu, bezpieczna. Taylor i reszta cały czas mają na nią oko.

- Ale nadal nie znaleziono tego, kto podrzucił liścik - przypominam mu. - Więc rezydencja nie jest tak do końca bezpieczna. A do sypialni czy pod prysznic za nią nie chodzą, by jej pilnować.

- Tylko dlatego, że urwałbyś im głowy, gdyby się tego dopuścili. Więc teoretycznie to twoja wina, że nie ma opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Łypię na niego groźnym wzrokiem.

- Skończ wreszcie filozofować. Kwiaty o tej porze roku są drogie, nie mam ochoty kupować więc wieńca za to, że wyrzuciłem cię z samolotu z powodu twojej własnej głupoty.

W odpowiedzi na groźbę zanosi się śmiechem.

- Daj spokój - mówi w końcu. - Lepiej, żebyś się uspokoił, nim dotrzesz na miejsce. Ta dziewczyna ma temperament i na pewno nie podkuli ogona tylko dlatego, bo nie podoba ci się to, że leci zobaczyć swoją przyjaciółkę. Przyjaciółkę, którą dopiero co dwa tygodnie temu odnaleziono, przypomnę ci. To chyba logiczne, że nie chciała dłużej czekać na to, aż załatwisz swoje sprawy.

Minęło pięć tygodni od czasu, gdy Rozalia uciekła od Dariusza, ale nie wróciła do siedziby cichego gangu. Przepadła jak kamień w wodę. Dopiero gdy Taylor pojechał na przejażdżkę znalazł na drodze ledwie żywego Norberta, który należy - a raczej należał - do gangu Czarnego. To on wyjawił, gdzie znajduje się dziewczyna. Mężczyzna ten zrobił wspaniałą rzecz: otóż zapewnił Rozalii mieszkanie i bilet do Ameryki, gdzie mogła bezpiecznie się schronić. Przyznał, że chciał ją stamtąd zabrać, gdy wszystko się uspokoi, jednak Dariusz słusznie założył, że ma coś z tym wspólnego i wziął go na tortury. Cud, że przeżył. Taylor musi mu być niesamowicie wdzięczny. Rozalia zresztą też.

- W sumie to wcale jej się nie dziwię - ciągnie Diego. - Ja też pewnie bym spieprzył. Ona i tak poczekała dwa tygodnie, aż zbierzesz dupę, dopiero potem uciekła.

Ma rację. W ostatnim czasie miałem sporo na głowie i nie chciałem nikomu przekazać swojej roboty. Naiwnie sądziłem, że takie tłumaczenie wystarczy Zarze. Jak widać pomyliłem się.

- Ale nie może więcej robić mi takich akcji - jęczę. - Cały czas odchodzę od zmysłów, czy nic jej nie jest.

- Masz nauczkę na przyszłość - stwierdza uszczypliwie. - Teraz zamiast mówić: "Poczekaj, kochanie, muszę najpierw skończyć swoją robotę, potem pojedziemy" będziesz od razu rzucał: "Pakuj walizki, ja już dzwonię, by przygotowali samolot".

- Widzę, że świetnie się bawisz moim kosztem.

Pociera palcami brodę, udając zamyślonego.

- Muszę ci powiedzieć, że... tak, owszem. Zajebiście wręcz.

Przewracam oczami i wracam do wpatrywania się w chmury za oknem.

Zara:

Jeszcze nigdy nie ulżyło mi tak bardzo jak w chwili, gdy ujrzałam Rozalię całą i zdrową. Do tej pory cały czas chodziłam podenerwowana, nie do końca wierząc słowom wszystkich dookoła. I tak zobaczyłam ją dopiero dwa tygodnie po tym, jak się odnalazła. Prosiłam Reyesa, byśmy jechali od razu, jednak... ktoś miał robotę do pilnego wykonania. Przez kilka dni. Codziennie chodziłam i go prosiłam, byśmy jechali, zawsze odsyłał mnie z kwitkiem. W końcu... poleciałam sama. Udało mi się. Mój ukochany dowiedział się dopiero wieczorem, gdy wrócił z rezydencji do domu. Nie był zadowolony z takiej niespodzianki i jestem pewna, że gdy już dotrze do Polski (tak, już zapewne jest w samolocie) to zrobi mi karczemną awanturę. Chociaż, osobiście, nie mam sobie nic do zarzucenia. Mówiłam. Prosiłam. Kazałam. Groziłam. Nic nie pomagało, więc nadszedł czas, by wziąć sprawy w swoje ręce. Zapewne gdybym tego nie zrobiła nadal bym nie zobaczyła mojej przyjaciółki całej i zdrowej.

Znalazłem cię, kochanie ✓Onde histórias criam vida. Descubra agora