XXIII.Zara

1.5K 91 1
                                    

Minął już tydzień odkąd dom Reyesa stał się także moim na czas nieokreślony. Szczerze mówiąc wyobrażałam sobie mój pobyt tutaj trochę inaczej: sądziłam, że Reyes będzie zadręczał mnie swoją obecnością. Wyobrażałam sobie, jak chowałabym się w pokoju przez cały dzień, a on cały czas zabiegałby o moją uwagę. Spodziewałam się nawet, że zapędzi mnie w kozi róg i będzie kazał przyznać się do moich uczuć, tak jak zrobił to w rezydencji cichego gangu.

W rzeczywistości gdy rano wychodzę z pokoju w kuchni czeka na mnie śniadanie i świeża kawa, a obok karteczka z informacją, że gospodarz wróci wieczorem. Zawsze, co dzień. Jest to dla mnie zaskakujące i dziwnie... męczące.

Przez te parę dni odkryłam, że tak naprawdę chciałabym, aby poświęcił mi trochę więcej czasu i uwagi. Jak się okazało, szybki zwrot „jak ci minął dzień?" czy „dobranoc" rzucony w pośpiechu nie jest w stanie usatysfakcjonować mojej osoby. Chcę, aby porozmawiał ze mną. Nie sądziłam, że będę tęsknić za jego zaczepkami. Gdyby ktoś powiedział mi to jeszcze tydzień temu zaczęłabym się śmiać i nie przestawałabym nawet gdybym była bliska uduszenia się.

A tu się okazuje, że zmęczyła mnie ta ciągła rutyna. Z jednej strony doceniam, że nie naciska na mnie, jednak będziemy musieli żyć ze sobą przez bliżej nieokreślony czas pod jednym dachem. Skoro on się wycofał to może znak, że to moja kolej, by wyciągnąć w jego stronę dłoń z gałązką oliwną?

Wyłączam piekarnik, po czym wyciągam talerze z kredensu i układam je na stole w jadalni. Tak samo robię ze sztućcami oraz kieliszkami do wina. Nie, nie zapalam świec ani nie włączam romantycznej muzyki. To ma być przyjacielska kolacja mająca na celu pogodzenie dwóch zwaśnionych stron konfliktu.

- Zapomniałam o czymś? – pytanie kieruję do kotki, która siedzi na jednym z krzeseł. – Chyba nie, prawda? – Zerkam na zwierzę. – Jak myślisz?

W odpowiedzi Nadzieja zeskakuje z mebla i podchodzi do mnie, po czym zaczyna ocierać się o moją nogę. Szybko o mnie zapomina – gdy rozlega się odgłos przekręcanego klucza w zamku biegnie ku drzwiom.

- Cześć, malutka – słyszę głos Reyesa. Ciężko mi się do tego przyznać, jednak moje serce automatycznie zaczyna bić szybciej.

Ignoruję głos, który każe mi w pierwszej kolejności przywitać się z przybyłym i idę do kuchni, by wyjąc naszą kolację. Bo przecież nie mogę się kierować pożądaniem, które każe mi do niego iść, prawda?

To nie pożądanie, odzywa się mój wewnętrzny głos, tylko kultura osobista.

- Zara? – Jego kroki rozchodzą się echem po pomieszczeniu. – Zara?

- W kuchni – wołam, kładąc naczynie żaroodporne na granitowy blat i zaglądam przez ramię. – Hej – witam się z Reyesem, który stoi w drzwiach.

- Co robisz? – pyta w odpowiedzi.

- Kolację. – Wyrzucam folię aluminiową do śmietnika. Znowu chwytam naczynie i wychodzę do jadalni, mijając milczącego Meksykanina. – Możesz wziąć wino?

Z początku traktowałam ten pomysł obojętnie. Planowałam, abyśmy po prostu zjedli wspólną kolację i zakopali topór wojenny. Mówiłam sobie: „Co będzie, to będzie: uda się, to dobrze. Jeśli nie – trudno, będziemy żyć dalej". ale teraz jestem zdenerwowana. Boję się, że Reyes wyśmieje moje starania, a – nie wiem, dlaczego – nagle zaczęło mi zależeć na tym, aby nasze relacje były przynajmniej dobre.

Przynajmniej? Co najwyżej!, poprawiam się w myślach.

Mężczyzna stawia wino na stole. Czuję jego wzrok. Zapewne myśli teraz, jak mocno uderzyłam się w głowę podczas jego nieobecności.

Znalazłem cię, kochanie ✓Where stories live. Discover now