1.1

1K 89 35
                                    

Świat wokół mnie nabrał kolorów, kiedy go poznałem. 

Dyrektor kazał mi znaleźć kogoś, kto oprowadziłby mnie po nowym liceum, ale nie byłem bardzo towarzyski, więc poddałem się jeszcze zanim zacząłem szukać. Uznałem, że dam sobie radę zupełnie sam, a o resztę zapytam nauczycieli, z którymi tak czy inaczej byłbym zmuszony rozmawiać. Jednak zamiast szukać poszczególnych sal z planu lekcji usiadłem na małej ławeczce przed budynkiem szkoły i wyciągnąłem mój czarny szkicownik. Wszystkie narysowane w nim postaci nie miały twarzy, bo cały czas szukałem osoby o idealnych rysach, żeby zrobić z niej mojego idealnego modela.

Moi rodzice byli od zawsze bardzo religijni, więc to naturalne, że rozglądałem się po twarzach spotykanych dziewczyn, mając nadzieję, że wśród nich będzie ta jedyna, z idealnymi pełnymi ustami czy oczami, które przy uśmiechu tworzyły małe kreseczki. Tymczasem mój oddech przyspieszył, kiedy dostrzegłem idealnego chłopaka w mocno czerwonych włosach, biegnącego w stronę drzwi wejściowych. Nie mógł mnie zauważyć, bo skupiał się na utrzymaniu plecaka na lewym ramieniu podczas biegu, jednak ja zdążyłem zapamiętać każdy szczegół jego budowy. Z daleka wydawał się wyjątkowo niski, ale koszulka wyraźnie opinała się na wyrobionych mięśniach klatki piersiowej. Ubierał się jak typowy szkolny idol, chociaż wyraz twarzy miał bardzo przyjazny. Wydawało mi się, że nie mógłby być niemiły, jednak pozory czasem mylą. Kiedy tylko przekroczył próg szkoły chwyciłem za ołówek, żeby narysować i na pewno zapamiętać jego perfekcyjny wygląd.

Miałem nadzieję, że uda mi się go znaleźć jeszcze przed końcem tygodnia i może odważyć się na podejście i porozmawianie. W tej chwili jednak ważniejsze było odnalezienie nowej klasy, z którą miałem uczyć się przez następne półtora roku, a nie było to wcale proste zadanie dla nowego ucznia, więc porzuciłem niedokończone szkice i pobiegłem śladem chłopaka, żeby zdążyć jeszcze przed dzwonkiem.

Który, swoją drogą, okazał się być absolutnym chujem i działał zupełnie przeciwko mnie.

Kiedy wbiegłem do budynku wszyscy uczniowie wchodzili już do swoich sal, a nauczyciele zamykali za nimi drzwi. Przeklęta fobia społeczna, nie chciałem spóźnić się na pierwszą matematykę w nowej szkole przez to, że nienawidzę poznawać ludzi, jednak im dłużej szukałem dobrego numeru tym bardziej się od niego oddalałem. Kręciłem się w koło po szerokim korytarzu, zanim wpadłem na chłopaka w czerwonych włosach, który podszedł do swojej szafki. Przez cały czas byłem przekonany, że siedział już na lekcji, ale wyglądało na to, że zdobył to, po co biegł i chował to między książkami. Przez chwilę chciałem do niego podejść, ale w połowie kroku zatrzymałem się i trochę za szybko odwróciłem się w drugą stronę, co zwróciło jego uwagę.

- Przepraszam, coś się stało? - Zawołał dziwnie wysokim głosem, przez co nie mogłem się ruszyć. Brzmiał nietypowo, z jednej strony miał chrypę, jakby celowo obniżał skalę swojej mowy, jednak ostatnią sylabę przeciągnął, jakby chciał ją zaśpiewać. Było to jednocześnie urocze i niezmiernie seksowne, dlatego nie zdobyłem się na odwagę, by mu odpowiedzieć. Niestety, po kilku sekundach ciszy nie ustąpił. Podszedł do mnie cicho i położył swoją małą dłoń na moim ramieniu, przez co podskoczyłem ze strachu i stanąłem twarzą w twarz z... Niskim bogiem z dziwną fryzurą. A raczej z jego czołem, bo z bliska był jeszcze niższy, niż wydawał się w parku przed szkołą. - Nie kojarzę cię. - Powiedział, uśmiechając się niegrzecznie, kiedy zauważył, z jakim skupieniem przyglądałem się jego lekko uniesionej grzywce. Nie było na niej ani odrobiny lakieru, a nadal układała się w idealne fale.

- Przepraszam. - Jęknąłem, gwałtownie przytomniejąc. Moje policzki w jednej chwili przybrały kolor jego włosów, bo uświadomiłem sobie, że staliśmy w odległości zaledwie kilku centymetrów od siebie, a to zdecydowanie zbyt blisko dla mojego nietykalnego dziewictwa. Odskoczyłem do tyłu, odwracając wzrok na swoje jasnobrązowe buty, żeby przypomnieć sobie, czego szukałem minutę wcześniej. - Szukam sali 104... - Wydukałem z trudem, podając mu kartkę z drobną tabelką, w której podane były wszystkie moje zajęcia.

- O, rok młodszy. - Powiedział z dziwną dumą w głosie i oddał plan, odwracając się do mnie plecami. Plecak założył tym razem na oba ramiona, więc nie musiał go nieustannie poprawiać. Zupełnie, jakby wtedy próbował pokazać, że jest jednym z tych lepszych i nie chce być taki, jak wszyscy. Urocze. - Zaprowadzę cię na miejsce, ale będziesz musiał mi coś w zamian powiedzieć. - Zawołał, trochę zbyt głośno, jak na szkolny korytarz w czasie lekcji, jednak nie wyglądał, jakby go to obchodziło. Dalej szliśmy korytarzem w zupełnej ciszy, ale nie była ona niezręczna. Wręcz przeciwnie, wreszcie poczułem, że mogę oddychać, bo od kiedy starszy mnie zauważył, nie mogłem wziąć głębszego oddechu. - Mam nadzieję, że lubisz matmę. To tutaj, sto cztery. Matematyczna. - Wyrwał mnie z zamyślenia pstryknięciem palców i uśmiechnął się szeroko.

- Dziękuję, hyung. Nie lubię jej... - Szepnąłem drugą część tak, żeby nie usłyszał, jednak szybko wzrokiem sprawił, że powtórzyłem to nieco głośniej i uderzył mnie lekko w tył głowy. Jakim cudem dosięgnął tak wysoko? - Nie idzie mi dobrze. - Poprawiłem się, masując bolące miejsce i wypchnąłem dolną wargę do przodu, żeby przekonać go wyglądem pobitego szczeniaczka. On tylko ze śmiechu zgiął się w pół i zakrył usta drobnymi dłońmi, które bardzo nie pasowały do tego niegrzecznego chłopca, do którego tak bardzo próbował się upodabniać.

- Jak powiesz mi swoje imię to dam ci swój numer.

- Co? - Zawołałem z niedowierzaniem, kiedy powiedział to tak bez żadnego zająknięcia, a moje policzki, które dopiero wróciły do normalności, znowu przybrały kolor czerwony.

- Zadzwonisz do mnie i umówimy się, żebym mógł cię poduczyć. Jestem najlepszy w szkole! - Pochwalił się, dumnie wypinając pierś do przodu i ukradkiem wyciągnął swój telefon z tylnej kieszeni swoich ciemnych jeansów. Byłem pewien, że wyciągnie najnowszy model od jakiegoś popularnego producenta, jednak zdziwiłem się, bo jego smartfon przypominał trochę mój, przechodzony, a jednak nadal sprawny i działający. Wystukał coś na niedużym ekranie, po czym wręczył mi urządzenie z delikatnym, zachęcającym uśmiechem. Starałem się powstrzymać okropne rumieńce, kiedy wpisywałem moje nazwisko w odpowiednią rubrykę. W ten sposób mogłem uniknąć mówienia go głośno, bo już nie ufałem swojemu głosowi, a przecież czekało mnie jeszcze przedstawienie się nowej klasie.

Cała sytuacja z poznawaniem innych uczniów niezbyt dotarła do mojego mózgu. Nie zapamiętałem nawet, czy dobrze podyktowałem im swoje imię. Po tym, jak oddałem mu telefon i podziękowałem za pokazanie szkoły, otworzyłem drzwi i zostawiłem chłopaka samego przy metalowych szafkach. Ruszałem się tak szybko, że nie miał ani chwili na powiedzenie choćby słowa w odpowiedzi, a tym bardziej na powiedzenie swojego nazwiska, na co liczyłem najbardziej od początku rozmowy.

Kiedy tylko uczniowie zaczęli skupiać się na lekcji, która miała miejsce przed nimi, uderzyłem czołem o swój otwarty szkicownik. Postać, która biegła na rysunku, miała delikatnie ułożone włosy i lekko okrągłą twarz, ale nie wyglądała, jak zwykły człowiek. Starałem się pokazać piękno, jakie spotkałem na swojej drodze, ale żadna kreska nie wychodziła tak idealnie, jak powinna. Wszystko w pracy było złe, jakby niedokończone, a ja nie miałem pojęcia, czego tam zabrakło. Dowiedziałem się dopiero, gdy odczytałem ukradkiem wiadomość, którą przysłał mi w czasie zajęć.

Od: Nieznany numer

Park Jimin. Następnym razem wysłuchaj, co mam do powiedzenia!

Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy zapisywałem dwa znaki nad głową narysowanego Jimina. Teraz rysunek był już pełny, a ja nie musiałem martwić się niepotrzebnymi rzeczami. Mogłem w całości skupić się na lekcji, czego i tak nie zrobiłem. Rysowałem tylko kolejne obietnice i marzenia, którym prawdopodobnie nie było pisane wyjść z białych kartek mojego szkicownika. 

paper feelings | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz