8.

2.6K 212 11
                                    

Camila's POV

Błyskawicznie odskoczyłam od Lauren. Mój ojciec stał ze skrzyżowanymi rękami. Cholera, wpadłam. Fakt, obściskiwanie się przed własnym podwórkiem to idiotyczny pomysł, ale jak miałam się oprzeć pokusie?

- No to sobie nagrabiłaś, dziewczyno - słysząc ton jego głosu przeszło mi przez myśl, że może powinnam się bać.

Lauren's POV

Jakiś obcy facet, zapewne ojciec Camili, przerwał nam scenę z moich najskrytszych marzeń. Odskoczyła ode mnie jak oparzona, a po słowach wypowiedzianych przez mężczyznę w jej czekoladowych oczach dostrzegłam cień strachu. W tamtym momencie miałam ochotę przytulić ją do siebie i chronić przed całym złem tego świata.

- Tata? - odezwała się niepewnie, rumieniąc ze wstydu.

- Marsz do domu - otworzył drzwi na oścież.

- Camila, jeśli on chce ci coś zrobić... - złapałam ją za rękę, ale wyrwała mi się.

- Wszystko w porządku, Lauren. Pogadamy później - uśmiechnęła się do mnie blado. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę ojca. Oddalała się powoli, na tle zachodzącego słońca jej nogi prezentowały się wyśmienicie.

- Proszę pana, to nie jej wina - powiedziałam do mężczyzny, mając nadzieję chociaż trochę złagodzić sytuację. Czułam, jak krew gotowała mi się w całym ciele. Mimo to, starałam się być uprzejma - w końcu to jej ojciec.

Widziałam iskry gniewu w jego czarnych, jak smoła oczach. Czy on pił?

- Wracaj do siebie - warknął. Dostrzegłam, że kolana Camili drżały. Naprawdę się bała.

Gdy doszła do schodów, rodzic złapał ją za ramię i pociągnął z taką siłą, że prawie upadła. Jęknęła.

Nie zastanawiając się ani chwili, podbiegłam do nich i odepchnęłam ojca od dziewczyny. Wyczułam zapach alkoholu w jego ustach. Camila schowała się za moim ciałem.

- Niech pan nawet nie próbuje - odparłam powoli.

- Ja i mama tak się martwiliśmy o ciebie, a ty włóczysz się nie wiadomo gdzie i obściskujesz z jakąś... Zdzirą!

- Jak ją nazwałeś? - brunetka nieco wychyliła się do przodu i zadarła głowę. Nie spodziewałam się tego.

- Co to za wrzaski? - doszła do nas jeszcze jedna osoba i byłam pewna, że to mama Camili. Zamarła w progu drzwi. Najprawdopodobniej analizowała sytuację, rozgrywającą się pod jej domem. - Spokojnie Alejandro, ważne, że wróciła cała i zdrowa - uspokajała męża. - Camilo, chyba już odpowiedni czas, żebyś wróciła do domu.

- Tak, już idę. Porozmawiamy później, Lauren - posłała mi spojrzenie, które samo w sobie mówiło, że nie znosi sprzeciwu.

Nie chciałam się kłócić, więc mruknęłam jedynie marne „do widzenia" i skierowałam w stronę ulicy, wiodącej do mojego mieszkania.

Gdyby nie ja, Camila prawdopodobnie siedziałaby wtedy ze swoją przyjaciółką i śmiałaby się do łez z jakiegoś amerykańskiego filmu komediowego, a jej uśmiech byłby tak szeroki, jak banan, znajdujący się w jej pokoju. Ta myśl bezprzerwy krążyła mi po głowie i nie dawała spokoju, aż do momentu, gdy wreszcie zasnęłam.

Walcz o Mnie (Camren)Where stories live. Discover now