13.

2.3K 184 36
                                    

Lauren's POV

Udało się. Camila i ja w końcu byłyśmy razem. Fakt, może nikt oprócz nas o tym nie wiedział, ale czy to było ważne?

Skierowałam się do kawiarenki i kupiłam szklankę napoju prosto z lodówki. Gdy kobieta podawała mi naczynie, na jej ramieniu dostrzegłam niewielki tatuaż, symbolizujący nieskończoność. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, ale zorientowałam się, że ekspedientka była poirytowana i czekała na obsłużenie nowych klientów, więc tylko rzuciłam pieniądze na blat, nie prosząc o resztę i odeszłam od lady. Nie przeszłam nawet metra, a już wpadłam na jakąś dziewczynę. Zawartość szklanki skapywała po jej koszulce.

- Kurwa - mruknęła nieznajoma.

Oczami wyobraźni widziałam Camilę, która prawdopodobnie już byłaby w drodze po ręczniki papierowe. Przepraszałaby, rumieniąc się lekko, co wyglądałoby przeuroczo. Ale ja taka nie byłam.

- Spieszysz się, czy co? - warknęłam.

- Mogłabyś choć trochę uważać z tym pieprzonym sokiem - odparła. Takiej reakcji to się nie spodziewałam.

- Sorry, okej? Chociaż sama na mnie wpadłaś - mój ton głosu trochę złagodniał.

- Dobra, luz. Ta szmata i tak miała wylądować do kosza - gestem wskazała swoją koszulkę.

- To nie ma problemu - rzuciłam szybko.

- Swoją drogą, jestem Lucy. Lucy Vives.

- Lauren. Lauren Jauregui - ta rozmowa przestała mi się podobać.

- Masz drugie imię? Uwielbiam, jak ktoś je ma - spytała, przeciągając głoski.

- Michelle - burknęłam niechętnie.

- Miło - posłała mi zawadiacki uśmiech, który w niczym nie przypominał nieśmiałego uśmiechu Camili. Wyciągnęła niewielką kartkę i zanotowała coś swoim czarnym długopisem. Po chwili podała mi ją.

- Zadzwoń, skarbie.

Nie czekając na odpowiedź, wyszła z pomieszczenia. Ostatnie, co zrobiła, to puściła mi oczko, stojąc w drzwiach sklepu.

Co to, do diabła, było?

Walcz o Mnie (Camren)Where stories live. Discover now