18.

2K 166 8
                                    

Camila's POV

- Sorry za spóźnienie, DJ - powiedziałam do stojącej koło mnie przyjaciółki.

- Spoko, idziemy? - blondynka wzruszyła ramionami.

- Yhm.

Weszłyśmy do środka, rozglądając się za naszymi ulubionymi sklepami. Razem z Dinah kupiłyśmy sobie parę nowych koszulek, ona - z naszywkami, ja - z nadrukiem. Blondynka wybrała dla siebie nowe okulary przeciwsłoneczne i jakieś tam dodatki, na które nawet nie miałam ochoty patrzeć.

- Dinah, przynieś mi mniejszy rozmiar - powiedziałam do przyjaciółki zza kabiny. - Te są za duże.

- Ale z ciebie chudzielec, Mila - zażartowała i nie czekając na odpowiedź poszła po nową parę spodni.

- Trzymaj - przyszła po chwili i podała mi rurki.

- Dzięki.

Te natomiast pasowały idealnie. Nadrukowane, nieco wulgarne napisy, tylko dodawały im uroku. Przejechałam ręką w dół materiału, aż dotarłam do dziury na kolanie.

- I jak wyglądam? - otworzyłam drzwiczki, uważnie przyglądając się reakcji Dinah.

- Kurde, dlaczego ja nie mam takich nóg, jak ty? Zdecydowanie, kupujemy.

Uśmiechnęłam się na komplement, który wyszedł z ust mojej przyjaciółki. Przebrałam się, po czym razem poszłyśmy do kasy, by zapłacić.

Po zakupach kupiłyśmy sobie lodowe shaki. Zbyt zajęte rozmową, nawet nie zauważyłyśmy, że dosiadło się do nas kilku chłopaków.

- Hej! - jeden z nich pomachał mi ręką przed nosem. Rozpoznałam wśród nich Calluma.

- Ach tak, cześć - przygryzłam wargę i zaczęłam nerwowo bawić się włosami, owijając je sobie wokół palca.

- Gotowe na jutrzejszą imprezę? - zagadnął blondyn, znany mi jedynie z widzenia.

- Jasne - odparła Dinah.

Nim rozmowa się rozwinęła, oznajmiłam:

- Muszę już iść, mama na mnie czeka. Na razie - nie czułam się dobrze w tym towarzystwie. Brakowało mi kogoś.

- Nie ma sprawy. Do jutra, Mila - Dinah założyła nogę na nogę i oparła rękę na ramieniu nieznajomego mi bruneta, któremu wyraźnie się to podobało.

- Zostajesz? - zdziwiłam się.

- Tak.

- Okej, to cześć - mruknęłam, zostawiając przyjaciółkę samą z grupką chłopaków. Najwyraźniej jej to nie przeszkadzało.

***

Wyszłam z galerii na świeże powietrze. Nie rozglądając się zbytnio, ruszyłam w prawo, omijając stragan z warzywami. Nagle, poczułam dotyk czyjejś ręki na moim nadgarstku. Odwróciłam się gwałtownie.

- Shawn?

- Camila, ja... Może podwiózłbym cię do domu? - chłopak uśmiechnął się do mnie nieśmiało.

- Shawn, mówiłam ci już, że znalazłam kogoś innego - odpowiedziałam z rezygnacją. Czy on nigdy tego nie zrozumie? Nie chciałam ranić jego uczuć, ale taka była prawda.

- Przecież wiem, tylko podwózka. To chyba nic złego, co?

- Nie, okej. Gdzie twój samochód? - zapytałam, nie patrząc mu w oczy.

- Niedaleko, na parkingu. Chodźmy.

W milczeniu ruszyłam za chłopakiem. Nie powinnam z nim jechać. Czułam to.

Shawn otworzył mi drzwi swojego śnieżnobiałego audi, po czym sam zajął miejsce za kierownicą. Gdy włączył silnik i wyjechał na drogę, zapytał:

- Nie zdążyłem się ciebie spytać... Kim jest twój chłopak? Wiem, że teraz to już nie moja sprawa, ale bardzo chciałbym wiedzieć.

Cholera. W tym momencie chciałam wyjść z tego samochodu trzaskając drzwiami i uciec jak najdalej od niego. Ale czy to nie byłoby dziwne?

- Um... Wiesz, ma zielone oczy - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, jak beznadziejnie brzmią. Kogo obchodzi kolor oczu?

- Jak się nazywa? - chłopak przeszedł do sedna sprawy.

- Lo... Lorenzo! - wykrzyknęłam pierwsze imię, jakie wpadło mi do głowy. Pieprzony Shawn, sprowadził mnie w zasadzkę.

- Lorenzo? Chodzi do naszej szkoły? Nie przypominam go sobie.

- Yy... Nie, oczywiście, że nie, jest z Włoch - starałam się nie okazywać zdenerwowania. Chyba kiepsko mi to wychodziło.

Jednocześnie wyklinając bruneta, modliłam się, byśmy wreszcie dojechali. Włączyłam radio i podkręciłam głośność, tym samym nie dopuszczając chłopaka do słowa. Po paru minutach samochód się zatrzymał.

- Zaczekasz jeszcze chwilę? - Shawn wyłączył radio i po raz drugi tego dnia złapał mnie za nadgarstek, na co odruchowo się wzdrygnęłam. Chłopak skrzywił się, widząc moją reakcję.

- Przepraszam - przeprosiłam za odsunięcie ręki? Serio?

- Nic się nie stało, możesz iść - potrzebowałam pozwolenia na wyjście z pojazdu?

- Na razie, Shawn.

Nie odpowiedział, a gdy tylko zamknęłam drzwi, odjechał z piskiem opon. Wow.

- Co to, kurwa, miało być?!

Zza drzewa wyłoniła się wysportowana sylwetka. Lauren, wściekła, stała tuż obok mnie.

Chyba mam, cholera, największego pecha ze wszystkich siedmiu miliardów ludzi na tym świecie.

Walcz o Mnie (Camren)Where stories live. Discover now