17.

2.3K 164 39
                                    

Camila's POV

Lauren zostawiła mnie samą z moimi myślami. Dlaczego to wszystko było takie skomplikowane?

Zrobiło mi się słabo i poczułam zawroty głowy. Na materiał mojej koszulki kapnęła czerwona kropla. Złapałam się za nos, próbując zatamować krew i jednocześnie wyciągając ręczniki papierowe. Co się, cholera, ze mną działo? Usiadłam na krześle, biorąc głęboki wdech. Później wydech. W milczeniu czekałam aż poczuję się lepiej.

Po paru minutach krwawienie ustało. Wyrzuciłam ręczniki do kosza i opłukałam ręce w łazience. Gdy spojrzałam się w lustro, westchnęłam. Wyglądałam okropnie, w brudnej piżamie, bez grama makijażu, a moje włosy sterczały na różne strony. Jęknęłam cicho na myśl, że Lauren mnie taką widziała. Słabą, bezsilną. Przebrałam się i przyprowadzałam swój stan do porządku, gdy zadzwoniła Dinah. Kurwa, świetnie.

- No hej - mruknęłam posępnie.

- Cześć, Mila. Co ci jest, czemu jesteś taka obrażona? - najwyraźniej przyjaciółka wyczuła obojętność w tonie mojego głosu.

- Wcale nie. Jestem zmęczona, tyle - skłamałam.

- Idziemy dziś na zakupy przed jutrzejszą imprezą? Przydałyby ci się nowe rurki, bo w tych starych wyglądasz okropnie.

Dzięki, Dinah.

- Tylko nie za długo, bo muszę się uczyć - zgodziłam się, bo blondynka nie dałaby mi spokoju.

- Uczyć? Od kiedy ty się uczysz, Mila? - zakpiła sobie, a gdy nie odpowiedziałam, odparła: - Będę czekać o szesnastej przy galerii. Na razie!

- Pa - burknęłam i się rozłączyłam. Sprawa z Lauren ciążyła mi na sercu. Musiałam z nią porozmawiać.

Palce trzęsły mi się, gdy wybierałam jej numer z listy kontaktów. Zdenerwowana czekałam, aż odbierze, ale nic takiego się nie wydarzyło. Ignorowała mnie? Później spróbuję jeszcze raz się z nią połączyć.

Do szesnastej zostało mi jeszcze trochę czasu, więc naprawdę postanowiłam pouczyć się z matematyki. Musiałam zdać następny test. Inaczej, byłoby po mnie.

Lauren's POV

Camila potrafiła być taka wkurzająca. Wszystko komplikowała, a sprawa była prosta. I tak kiedyś będzie musiała im powiedzieć. W innym wypadku, z nami byłby koniec.

Chodziłam po mieście, rozglądając się za ogłoszeniami o przyjęciu do pracy. Skoro tak lekkomyślnie rzuciłam tamtą, musiałam znaleźć sobie nową.

Mój telefon zaczął ponownie wibrować, ale po sprawdzeniu, kto dzwonił, schowałam go z powrotem do kieszeni moich spodni. Nie miałam ochoty rozmawiać z Camilą. Zniechęcona tym, że nie udało mi się znaleźć żadnej rozsądnej oferty, odwróciłam się od tablicy ogłoszeń. Za mną stała...

- Uważaj, bo znowu na mnie wpadniesz - Lucy. Tym razem na jej nosie znajdowały się okulary przeciwsłoneczne. Cwaniacki i pewny siebie uśmiech pozostał jednak taki sam.

- Och, to znowu ty - burknęłam niechętnie. - I to ty na mnie wpadłaś, nie odwrotnie - dodałam, by rozwiać wątpliwości.

- Możemy udawać, że tak było, skoro ci się to podoba - powiedziała ignorując mój wrogi ton głosu. Ta dziewczyna ewidentnie się do mnie przystawiała. Okej, może bywałam wredna, ale aż taką suką, by zdradzić Camz, nie byłam.

- Odpierdol się.

Na moje słowa jej uśmiech tylko się poszerzył.

- Nie mam zamiaru.

- Kurwa, możesz dać mi spokój? Szukam nowej pracy - zaczynałam się denerwować.

- O, zwolnili naszą niegrzeczną dziewczynkę? - wzdrygnęłam się na słowo ,,naszą". Nie byłam niczyją własnością.

- Sama się zwolniłam - odparłam, obojętnie wzruszając ramionami.

- Nigdy nikomu nie pomagam, ale dla ciebie zrobię wyjątek, skarbie.

Jeśli jeszcze raz by mnie tak nazwała, wybiłabym jej zęby.

- Poradzę sobie.

- Hm... Właśnie widzę - kpiła sobie ze mnie.

- Do diabła z tym! - krzyknęłam, uderzając pięścią tablicę z ogłoszeniami, na co zatrzęsła się niebezpiecznie. Lucy nawet nie drgnęła.

- Dobra, poddaję się - warknęłam. Wyjaśniłam dziewczynie, gdzie pracowałam i na czym polegał mój zawód. O ile tak to można było nazwać.

- Um... To może komentatorka? Jak sądzę, znasz się na tym, dałabyś radę - powiedziała po chwili namysłu.

- Nie podoba mi się - wybełkotałam, na co pokręciła głową.

- A instruktorka z zajęć samoobrony? W pobliżu niedaleko jest ośrodek - zaproponowała.

- Całkiem, całkiem... - odparłam. To mogło być coś. W końcu też walka, ale w zupełnie innym celu.

- Chodź, nawet wiem, gdzie to jest - złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła przed siebie. Jej dłoń była ciepła i zaskakująco... przyjemna. Puściła mnie tak szybko, jak dotknęła. Chciałam, aby ta chwila trwała dłużej... Skarciłam się za moje niedorzeczne myśli. Cholera, nie. Gdyby Camz to widziała...

Po krótkim marszu zatrzymałyśmy się przed budynkiem, którego nigdy nie widziałam na oczy.

- Wejdź tam, pogadaj trochę. Jakiś miesiąc temu szukali trenerów. Kto wie, może nadal im kogoś brakuje? Zwłaszcza doświadczonego. W razie czego, puść im oczko i przeczesz włosy rękami. To zawsze działa - poradziła Lucy, siadając na murku. Widocznie zaczeka tu na mnie.

- Dzięki - powiedziałam, po czym weszłam do środka.

***

- I jak? - zaciekawiona dziewczyna zeskoczyła z murku.

- Mam zacząć w przyszłym tygodniu - odpowiedziałam, nie kryjąc entuzjazmu.

- Świetnie! - krzyknęła. Zrobiło się między nami niezręcznie. Przytulić ją? A może tylko przybić piątkę?

- Dobra robota, Lern - Lucy przerwała niekomfortową atmosferę, poklepując mnie po ramieniu. - Wiedziałam, że cię przyjmą. W innym wypadku, byliby palantami.

- Dziękuję - zauważyłam, że pod moją nieobecność dziewczyna zdjęła okulary. Patrzyła prosto w moje zielone tęczówki. Może wcale nie była taka zła, jak myślałam?

- Powinnam iść. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.

- Ach... Jasne. To... Na razie - pokiwałam głową, na co posłała mi zawadiacki uśmiech i zaczęła się oddalać.

Gdy była kilka metrów ode mnie, krzyknęłam.

- Lucy! - odwróciła się. - Ee... Mogłabyś mi jeszcze raz napisać swój numer? Tamten chyba mi się gdzieś zapodział - skłamałam. Wyrzuciłam go, gdy tylko nadarzyła się okazja.

- Okej - odparła i wyjęła niewielką karteczkę, na której tym samym czarnym długopisem, co wcześniej, zanotowała ciąg cyfr. Poddała mi ją, wyciągając jeszcze jedną kartkę w moim kierunku. Od razu załapałam o co chodzi. Zapisałam Lucy swój numer i oddałam jej długopis. Zanim kolejny raz się odwróciła, dostrzegłam, że na jej twarzy maluje się szeroki uśmiech.

Walcz o Mnie (Camren)Where stories live. Discover now