23.

2.1K 165 11
                                    

Lauren's POV

Gdy wychodziłam z łazienki, gdzieś z oddali usłyszałam szloch i pociąganie nosem. Camz jeszcze płakała? Robiła to przez całą drogę do mieszkania, dziwne, że jeszcze miała na to ochotę. Zajrzałam do kuchni. Siedziała przygarbiona na krześle, nos wydmuchiwała w chusteczkę higieniczną.

- Camzi? - dopiero, gdy podeszłam bliżej, dostrzegłam mój telefon, leżący na stole. Przed nią.

- Lauren, kto to jest? - trzęsąc się, odblokowała telefon, odwróciła się do mnie i pokazała wiadomość.

Od: Lucy

Hej, Lern, jeszcze raz dziękuję ci, że pozwoliłaś mi się u ciebie przespać. Spotkamy się jeszcze kiedyś? x

Kurwa mać.

- Nikt - ucięłam szybko, wyrywając mojego iPhone'a z jej drżącej ręki.

- Wyjaśnij - zaszlochała.

- Ledwie ją znam. Nie miała kluczy do domu, musiała u kogoś przenocować - wzruszyłam ramionami, próbując załagodzić sytuację.

- Lauren, czy wy... - na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Zamilkła, podobnie, jak ja.

Westchnęła.

- Całowałyście się?

Gdybym nie odpowiedziała od razu, Camila pomyślałaby, że rzeczywiście tak było. Bez wahania odparłam:

- Myślisz, że mogłabym to zrobić? Oczywiście, że, kurwa, nie. Kocham ciebie, tylko ciebie, Camz.

Odetchnęła z ulgą.

- Przepraszam, po prostu tak się wydawało.

- Wiem - ucięłam, może trochę za ostro, dając Camili do zrozumienia, że nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- Wierzę ci, Lauren - powiedziała, ale jej głos był tak słaby i roztrzęsiony, że przypominał jęk.

- A ja cię kocham, Karlo - specjalnie użyłam pierwszego imienia dziewczyny, byłam ciekawa jej reakcji.

- Tylko nie Karla - uśmiechnęła się blado. - Bo cię walnę.

- Phi, a ja ci oddam, wykręcę nadgarstek, kopnę w brzuch i rozetnę łuk brwiowy. Tak na rozgrzewkę - zakpiłam.

- Hm, to może inaczej... Nie będzie całowania.

- Żartujesz?! - wykrztusiłam, na co spojrzała się na mnie wymownie. - Dobra, wygrałaś, Camila też może być - przewróciłam oczami.

Dziewczyna wybuchła śmiechem. Jej uśmiech był dla mnie niczym dzieło sztuki, a dźwięk, jaki wydobywał się z jej ust - muzyką dla moich uszu.

Cieszyłam się w duchu, że choć na moment oderwałam ją od rzeczywistości i problemów z rodzicami. Chciałabym, żeby już zawsze była szczęśliwa.

- To jak, głodna? - klasnęłam w dłonie, gdy ucichła. - Co mam ugotować?

Spojrzała na mnie kpiąco.

- Okej, zamówmy coś.

- Wątpisz w moje zdolności kulinarne? - udawałam urażoną.

Zachichotała.

- Wystarczy pizza.

- Jasne, ale nie wiesz, co tracisz - zażartowałam. W rzeczywistości ledwo wychodziła mi jajecznica. Camz chyba widziała, że kłamię, bo jedynie prychnęła:

- Dobra, dzwoń. Hawajska z podwójną porcją ananasa.

Uniosłam brew i pokręciłam głową.

- Serio? Ananas?

- Może być banan, jak wolisz.

- Okej, niech zostanie tak jak jest - zaśmiałam się i wybrałam numer do pobliskiej pizzerii.

Zamówienie w krótkim czasie dostarczył nam niewysoki blondyn. Czapeczka z logo pizzerii, w której pracował, wyraźnie wskazywała na to, że jest nowy w tej robocie. Wymamrotałam ciche podziękowanie i wynagrodziłam go słonym napiwkiem, po czym zamknęłam drzwi i uśmiechając się, ruszyłam w kierunku Camz.

- Smacznego - pocałowałam ją, jednocześnie odkładając karton na stół.

Nawet nie próbowała ukryć rozczarowania, gdy oderwałam się od niej, tym samym nie pozwalając, by nasze języki się złączyły. Cicho jęknęła.

- Hej, nie tak szybko, mamy pizzę do zjedzenia - zażartowałam.

- Jasne - pokręciła głową, wzięła kawałek i łyżeczką nałożyła na niego grubą warstwę sosu czosnkowego, po czym włożyła do ust.

Dołączyłam do niej, delektując się dobrze wypieczonym ciastem. Wieczór upłynął nam miło i spokojnie, na żartach i rozmowach. Właśnie wtedy poczułam, że to jest to coś. Dziewczyna siedząca obok mnie przy stole to osoba, z którą chcę bezwarunkowo spędzić resztę życia.

Położyłyśmy się do łóżka, jednak ani ja, ani Camila nie mogłyśmy zasnąć. Leżałyśmy tylko wtulone w swoje ciała, nie odzywając się do siebie nawet jednym słowem.

- Coś cię dręczy - przerwałam ciszę, która doprowadzała mnie do szału.

- Rodzice, Lauren. Co ja teraz zrobię? Jutro są lekcje, a ja mam w domu wszystkie podręczniki...

- Hej - złapałam ją za podbródek, tak by spojrzała mi prosto w oczy. Mój wzrok zdążył przyzwyczaić się już do ciemności, spostrzegłam łzy, gromadzące się w kącikach jej oczu. - Jakoś damy radę. Razem.

Nie odpowiedziała, za to jedna malutka łza spłynęła po jej policzku.

- Jutro nie pójdziesz do szkoły, odpoczniesz po tym... wszystkim. Ja mam pracę, zaczynam rano, wrócę po południu - chciałam dodać coś jeszcze, ale już nawet nie wiem co, bo pod wpływem ust i języka Camili Cabello człowiek traci zdolność do normalnego myślenia.

Zaczęłam zalewać pocałunkami jej szyję, a gdy dotarłam do materiału piżamy, zawahałam się na moment. Podciągnęła go w górę, chcąc przerzucić koszulkę przez głowę.

Posłałam jej pytające spojrzenie.

- Jesteś pewna, że tego chcesz?

- Tak - wydusiła, na co jednym szybkim ruchem pomogłam jej zdjąć górną część ubrania.

Dochodząc, jęczała moje imię raz po raz, a ja w kółko powtarzałam, jak bardzo ją kocham.

Walcz o Mnie (Camren)Where stories live. Discover now