Epilog

2.6K 176 18
                                    

Dwa lata później...

Lauren's POV

- Nie denerwuj się, skarbie - szepnęłam. - Wszystko będzie dobrze, okej?

Camila pokiwała głową i jeszcze mocniej uścisnęła moją rękę. Ubrana była w długą, białą, koronkową suknię i buty na obcasie, a jej ciemne, starannie rozczesane włosy zostały rozpuszczone. Zachwycałam się tym widokiem, jednocześnie próbując dodać jej otuchy w najważniejszej jak dotąd chwili naszego życia.

Na znak podeszłyśmy do ołtarza. Gdy czekoladowe tęczówki Camili spotkały się z moimi zielonymi, zaczęłyśmy recytować kolejno tekst przysięgi.

- I w zdrowiu, i w chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy - zakończyłyśmy.

Trzęsącymi się rękami, nałożyłam obrączkę na palec Camili, później ona zrobiła to samo z moją.

- Kocham cię, Karlo Camilo Cabello - wypowiedziałam te słowa tak głośno, aby wszyscy zgromadzeni w sali dokładnie je usłyszeli.

- Kocham cię, Lauren Michelle Jauregui - odpowiedziała tym samym tonem. Pochyliłam się ku niej i złączyłam nasze usta. Usłyszałyśmy oklaski, dobiegające zza naszych pleców i czułyśmy na sobie pełne radości spojrzenia naszych rodzin. Tamten dzień wspominam jako najszczęśliwszy w całym moim życiu.

Trzy lata później...

- Cholera! - uroczy krzyk Camili wybudził mnie ze snu. Tak, dobrze przeczytaliście. Brunetka nawet krzycząc potrafiła być urocza.

- Co się stało, kochanie? - mruknęłam zaspanym głosem, odrzucając na bok flanelową pościel w kwiaty.

- Chciałam ci zrobić śniadanie do łóżka - westchnęła, a ja dopiero teraz zauważyłam leżące na podłodze kanapki z moim ulubionym dżemem truskawkowym.

- Cud, że talerza nie potłukłaś - zażartowałam, na co obie wybuchłyśmy śmiechem.

Podeszłam do dziewczyny i pomogłam jej zebrać porozrzucane na podłodze kromki chleba. W moich uszach rozdźwięczało znajome dobijanie do drzwi.

Przewróciłam oczami i wpuściłam do pokoju naszego niewielkiego, puchatego potwora zaadoptowanego ze schroniska.

- Wychodziłaś dziś z Shastą na spacer? - zapytałam, pochylając się, by pogłaskać suczkę w typie border collie'go.

- Nie zdążyłam - odpowiedziała mi Camila, odkładając jedzenie na stolik nocny.

- Nie ma sprawy, ja z nią wyjdę - wzruszyłam ramionami.

- Albo pójdziemy razem - mruknęła brunetka, zasypując moją szyję pocałunkami.

- To może od razu jeszcze zadzwońmy po DJ i Mani - pokręciłam głową. Dziewczyny mieszkały przecznicę dalej.

- Czemu nie? Dzisiaj niedziela, nikt z nas nie pracuje - nie przestawała mnie całować, wolną ręką obrysowując kółka na moim udzie.

- Dzwonili moi rodzice. Dzisiaj o siedemnastej urządzają grilla. Ubierz się seksownie, maleńka - nasze usta spotkały się, a języki w błyskawicznym tempie złączyły. Dzięki Camili odnowiłam kontakt z rodziną, która okazała się być dla nas niebywałym wsparciem i pomocą. Rodzice traktują moją żonę, jak własną córkę. Mieszkają zaledwie pół godziny drogi od nas.

- Di i Mani też przyjdą? - spytała, odrywając się ode mnie.

- Napiszę do nich, skarbie - pogłaskałam ją po głowie. W ostatnich latach uzależniłam się od tej czynności.

- Kocham cię, moja Lolo.

- Kocham cię, moja Camz - spojrzałam w jej śliczne, czekoladowe oczy, w których po tylu latach wciąż pałała bezgraniczna miłość do mnie i jeszcze raz zatopiłam się w jej pełnych ustach.

Jesteśmy. Po tych wszystkich kłamstwach, tajemnicach i kłótniach doszłyśmy do stałego punktu w naszym życiu. Udało nam się przejść bezpiecznie przez wszystkie trudności, jakie napotkałyśmy na naszej drodze. Teraz jestem tu, gdzie jestem i nie mam zamiaru oddalać się choćby na krok od Camili. Dzięki niej nauczyłam się pewnej rzeczy.

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą.

Walcz o Mnie (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz