Rozdział 1

15.8K 660 424
                                    


- A więc, Severusie, chciałeś ze mną porozmawiać? O panu Potterze, jak sądzę? - powiedział zachęcająco Albus Dumbledore, podsuwając mu miseczkę cytrynowych dropsów.

- Nie, dziękuję panu, dyrektorze - odparł Snape, ledwie powstrzymując się od przewrócenia oczyma na widok wszechobecnych cukierków. Doprawdy, nawet wziąwszy pod uwagę całą tę magię, jakim sposobem ten człowiek zachował w szczęce chociaż jeden ząb? Ktokolwiek wątpiłby w potęgę mocy Dumbledore'a, powinien jedynie porównać jego umiłowanie do słodkich przekąsek ze stanem uzębienia, aby upewnić się, że jego potęga rzeczywiście jest wprost niezmierzona. - I ta, chodzi o Pottera. Prosił pan - "rozkazał" - abym znalazł odpowiednie zastępstwo za tych koszmarnych mugoli, których pan uznawał za właściwych opiekunów przez ubiegłą dekadę.

Albus westchnął.

- Wątpię, abym kiedykolwiek zdołał to sobie wybaczyć. Cieszę się tylko, że udało ci się tak szybko po dotarciu Harry'ego tutaj dowiedzieć prawdy o tym, że jego krewni stosują przemoc, no i przekonać go do mówienia.

Snape pozwolił sobie na lekki uśmieszek. Oczywiście, wszystko to zawdzięczał własnemu ślepemu szczęściu i kompletnie opacznemu zrozumieniu sytuacji przez chłopca... ale nie zamierzał tego przyznawać.

- Najwyraźniej łączy cię z tym dzieckiem jakaś specjalna więź - kontynuował Dumbledore z aprobatą.

Uśmieszek Snape'a zniknął jak zdmuchnięty. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było, aby ktokolwiek uznał, że on się o tego bachora troszczy. To pomiot Jamesa Pottera, na litość Merlina! Już Minerwa zdążyła wyrazić szalenie nieprawdopodobny pogląd na temat jego związków z chłopakiem, nazywając Snape'a ni mniej, ni więcej tylko jego "obrońcą". Z całą pewnością nie chciał, żeby dyrektor wpadł w tę samą pułapkę i wyobrażał sobie, że Mistrz Eliksirów czuje do tej małej kreatury coś poza wstrętem.

Było, nie było, to przez Harry'ego Pottera Dumbledore zagroził Severusowi śmiercią - i zrobił to najzupełniej poważnie. Snape powstrzymał ochotę zadrżenia. Nadal czuł potęgę Albusowej magii uderzającej w niego, gdy stary czarodziej wystosowywał ostrzeżenie - jedyne ostrzeżenie, jakie Snape w tej kwestii zapewne otrzyma. Bezwzględnie najlepszą strategią było trzymanie się od bachora możliwie daleko, żeby tylko nie zrobić czegoś głupiego. Znowu.

Snape zmusił do cofnięcia się nagły przypływ poczucia winy, który nadal towarzyszył najdrobniejszemu wspomnieniu o chudym, czarnowłosym dziecku o wielkich zielonych oczach. Wcale nie chciał uderzyć dzieciaka... no cóż, owszem. Prawdę mówiąc, chciał, lecz nie zamierzał uderzyć go tak mocno... no cóż, właściwie wtedy zamierzał... Ale natychmiast pożałował swego uczynku. Teraz torturował go nie tylko fakt, że stracił nad sobą panowanie na tyle, że zranił dziecko, lecz również wspomnienie, że, gdy się to zdarzyło, on naprawdę chciał to zrobić.

Kiedy jeszcze był gorliwym śmierciożercą, pocieszał się myślą, że - w przeciwieństwie do wielu innych, jak Lucjusz Malfoy czy sam Voldemort - nigdy nie znajdował przyjemności w torturach i morderstwa, które towarzyszyły ich napadom. Nawet zanim stracił wiarę i uciekł do Dumbledore'a, czuł się lepszy od innych, bo nie dzielił z nimi tych chorych przyjemności. Gdy Dumbledore uchronił go przed Azkabanem i zachęcił do szpiegowania niedawnego pana, był w stanie zrobić to dzięki wiedzy, że jego obecność na każdej kolejnej śmierciożerczej hulance posłuży jedynie wzmocnieniu jego oddania Zakonowi Feniksa i utrwali jego odrazę do Czarnego Pana. Jak więc mógł się pozbyć tego obrazu siebie rozmyślnie policzkującego małego chłopca tak mocno, że cios aż posłał go na ścianę?

Lepiej wcale o tym nie myśleć, a zdecydowanie najlepiej unikać wspomnianego chłopca jak tylko się da.

- Żadna taka więź nie istnieje - stwierdził stanowczo, marszcząc brwi. - Chłopak mi się zwierzył, bo go podszedłem. Jak zwykle gryfońska naiwność nie wytrzymała konfrontacji ze ślizgońską przebiegłością.

Nowy Dom Harry'ego | TłumaczenieWhere stories live. Discover now