Harry spojrzał na pozostałych chłopaków. Wszyscy byli wysocy i wysportowani i teraz otaczali go półkolem, skutecznie go zatrzymując.
- O czym chcecie porozmawiać? – zapytał, a jego niepokój wzrósł. Co mogłoby od niego chcieć grono starszych chłopaków z innego domu?
Jeffreys uśmiechnął się szeroko i lekko wzruszył ramionami.
- Co wiesz o swoim ojcu, Potter?
- O moim ojcu? – powtórzył Harry w osłupieniu, zastanawiając się, czy mówią o Jamesie Potterze czy profesorze Snape'ie. – Dlaczego?
- Ponieważ jestem ciekawy, czy wiesz jakim był zupełnym sukinsynem! – warknął Jeffreys, zrzucając przyjazną maskę i popchnął Harry'ego tak mocno, że uderzył w jednego z chłopaków.
- Nie był! – zaprotestował automatycznie Harry, nawet gdy walczył, by uwolnić się od innych uczniów. Krukon chwycił go bez trudu, a jego ręce owinęły się boleśnie wokół bicepsa Harry'ego. – Puść!
- Jeszcze nie teraz, Potter – warknął Jeffreys. – Masz go, Smythe?
- Nigdzie nie pójdzie – zapewnił go chłopak trzymający Harry'ego.
- Puść! – powiedział znowu Harry, a jego głos nabrał głośności. – Zostaw mnie!
- Silencio! – Jeden z dwójki pozostałych chłopaków machnął różdżką na Harry'ego i choć Harry ciężko próbował, żaden dźwięk nie przeszedł przez jego gardło.
- Dzięki, O'Leary. Nie chcemy, by ktoś przypadkiem usłyszał i zepsuł nasze przyjęcie – powiedział Jeffreys, udając, że uderza Harry'ego w głowę i złośliwie potargał mu włosy.
Krzyk Harry'ego był – oczywiście – wyciszony, gdy przeklinając warczał na resztę chłopaków.
Jeffreys najwidoczniej wystarczająco potrafił czytać z ruchu warg – przynajmniej takie słowo – i spoliczkował Harry'ego wystarczająco mocno, by zrzucić jego okulary.
- Ej, zaczekaj! – wybuchnął ostatni Krukon, brzmiąc na zaniepokojonego. – Myślałem, że nie zamierzałeś go naprawdę krzywdzić!
- Zamknij się, Peterson – warknął Jeffreys. – Stary tego małego gnojka wysłał mojego ojca do Azkabanu i zamierzam sprawić, by za to zapłacił. Poza tym, mając go możemy mu osobiście podziękować za klęskę Czarnego Pana, a gdyby nie to, twój wujek i rodzice Smythe'a nie byliby wygnani z kraju przez aurorów albo zabici, jak mama O'Leary'ego.
Harry nie był do końca pewny, o czym Jeffreys mówi. Powoli uczył się o Voldemorcie, śmierciożercach i tym, co naprawdę się stało dziesięć lat temu, gdy jego rodzice zostali zabici. Zrozumiał, że Jeffreys obarczył odpowiedzialnością jego za coś, co zrobił jego ojciec i że krewni reszty chłopaków wydawali się być poplecznikami Voldemorta, którzy żałowali, jaka okazała się wojna. Dlaczego dokładnie to przekłada się na pragnienie pobicia jego, tego nie rozumiał, ale w tym momencie nie troskał się o ich motywację.
Słowa profesora Snape'a o bronieniu siebie powróciły do niego i chwycił różdżkę. Nie mógł z nią jeszcze wiele zrobić, ale czuł się lepiej z nią w ręce.
- Zostawcie MNIE! – wrzasnął ponownie – wyciszony – i rzucił się na bok, chcąc się uwolnić.
Wyrwał jedną rękę – tą z różdżką, - na wolność i zaczął bić i kopać. Jeffreys zaklął i sięgnął po niego, boleśnie obrywając łokciem w nos. Smythe trzymał kurczowo jego drugie ramię jak ponura śmierć, a O'Leary zrobił krok do przodu, ponownie unosząc różdżkę.
![](https://img.wattpad.com/cover/109038499-288-k567732.jpg)
CZYTASZ
Nowy Dom Harry'ego | Tłumaczenie
FanfictionDługo się wzbraniałam przed wstawieniem tego opowiadania na wattpada, nie tylko ze względu na dużą liczbę rozdziałów, ale też fakt, że pierwsze 6 rozdziałów przetłumaczył ktoś inny, z kim nie udało mi się nawiązać kontaktu. Jednak zauważyłam, że na...