Rozdział 4

12K 640 386
                                    

Prawie rozejrzał się dokoła, aby sprawdzić, kto to powiedział. Bo przecież to nie mógł być on, prawda?

Błyszczące oczy chłopca powiedziały mu, że owszem, to był on. Zanim zdążył przekląć się lub rzucić na bachora Obliviate, Harry wystrzelił w jego stronę, po czym objął go w pasie. Ta kompletnie niespodziewana siła, z jaką uderzyło w niego małe, lecz wcale dzięki temu nie bardziej miękkie ciało, wyparła całe powietrze z płuc Snape'a, przez co dłuższą chwilę nie mógł wykrztusić słowa. A przynajmniej tak sobie usilnie wmawiał.

- Tak, dobrze, dobrze - mruknął cierpko, ostrożnie klepiąc szczeniaka po ramieniu. Czy wszystkie dzieci były tak... dziecinne?

- Czy to wszystko prawda?

Harry spojrzał mu w twarz, nadal jednak nie rozluźnił ciasnego uścisku wokół nauczyciela. To sprawiło, że mały, ostry podbródek smarkacza zagłębił się w splot słoneczny Snape'a, którego następne słowa dokładnie z tego powodu wypowiedział nieco bardziej zdyszany głosem niż zwykle - cóż, takie znalazł sobie wyjaśnienie tego fenomenu.

- Tak właśnie powiedziałem, nieprawdaż? - warknął. - Oskarżasz mnie o prozaiczną nieuczciwość czy może o ordynarne oszustwo?

- Nie, nie! - zaprzeczył Harry zdecydowanie, wybałuszając oczy z przerażenia. - Ja tylko... Nie myślałem...

- Najwyraźniej.

Snape wlepiał wzrok w chłopca. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu jego ręce nadal obejmowały barki małego potwora, choć przecież jasno dawał całym sobą do zrozumienia, że od dawna zamierzał go odepchnąć.

Harry spuścił głowę i wtulił ją w szatę Snape'a, jeszcze mocniej naciskając na przeponę nauczyciela i zmuszając go do stęknięcia.

- Dziękuję - wymamrotał bachor w miękką tkaninę.

- Nie ma za co - odparł szorstko. "Na Merlina, co ja nawyprawiałem? Jak ja się teraz pozbędę tego szczeniaka?"

- Dobrze to robię? - spytał Harry niepewnie, wciąż trzymając się Snape'a jakby nie miał zamiaru już nigdy go puścić.

- Czy co dobrze robisz? - zdziwił się z irytacją. O co teraz mogło chodzić temu małemu koszmarowi? Czy właśnie tak to miało wyglądać? Niekończące się pytania? Potrzeba wiecznego dodawania otuchy? On, kiedy był dzieckiem, nigdy nie był tak wymagający! "Nie miałeś nikogo, kto mógłby spełnić twoje wymagania" - wytknął zdradziecki głos z głębi umysłu.

- Przytulam się. - Harry znowu spojrzał na niego ze zmartwieniem. - Przedtem robiłem to tylko raz, kiedy pani Weasley żegnała się ze mną i z Ronem na dworcu. Przytuliła najpierw jego, a potem mnie. Nie byłem pewny, co mam zrobić. Ron się wyrwał z jej uścisku, ale pomyślałem, że tak jest niegrzecznie robić, więc tak nie zrobiłem, ale nie wiedziałem, czy nie powinnem zrobić czegoś innego.

To skutecznie odpowiedziało na wszelkie pytania, jakie Snape mógłby zadać odnośnie tego, jak ci mugole traktowali chłopca.

- Dobrze.

Mordercza furia, która w nim płonęła, nie mogąc zaatakować właściwych celów, znalazła ujście w innym kierunku. Odkleił dziecko od siebie i posadził je ponownie na kanapie, przeszywając je spojrzeniem.

- Musimy coś ze sobą przedyskutować.

Harry natychmiast odskoczył do tyłu z paniką w oczach. "Głupi!" Wuj Vernon już z nim kiedyś tak dyskutował. Wymierzył sobie w wyobraźni porządnego kopniaka. Jak mógł być takim idiotą? Wiedział przecież, że nie wolno mu nikogo obejmować - wystarczająco wiele razy dostał w twarz, kiedy próbował tego ze swoimi krewnymi - a to, że profesor był tak miły i pomógł mu uniknąć sierocińca, nie znaczyło jeszcze, że chciał być przytulany przez takiego świra, jak Harry. Gdy tylko Snape zgodził się zostać jego opiekunem, Harry rzucił się na niego i go objął. Nic dziwnego, że się doigrał; miał tylko nadzieję, że profesor nie zmieni zdania odnośnie całej reszty.

Nowy Dom Harry'ego | TłumaczenieWhere stories live. Discover now