Rozdział 44

715 49 40
                                    

ROZDZIAŁ 44

Nagle otworzyłam oczy. Znów siedziałam na tym okropnym krześle elektrycznym. Rozejrzałam się i dostrzegłam Kordiana wyłaniającego się z ciemności a za nim pojawił się Alex. Niespodziewanie ktoś włączył prąd, który opanował całe moje ciało. Znów ten nieprawdopodobny ból nie do zniesienia. Kordian stał zaraz naprzeciwko mnie, śmiejąc się z mojego cierpienia a Alex obserwował mnie z daleka ubrany cały na czarno. Na chłopaka twarzy widniała okropna blizna a jego dłonie zakrywały rany. Mimo moje błagania o pomoc to Alex nie zareagował. Wyglądał jakoś inaczej. Jego wzrok był nieobecny a wyraz twarzy obojętny ale dlaczego mnie nie ratował. Bał się ? Nie to nie możliwe. Przecież razem mieliśmy uciec zaraz po testach to dlaczego on tu stoi ? Mimo walki z własną cierpliwością nie mogłam wytrzymać tego rozrywającego bólu. Tracąc kontrolę nad swoim ciałem wyrwałam się i zaatakowałam Kordiana, którego jednym, sprawnym ruchem zabiłam. Jego krew prysnęła wprost na mnie. Oblizałam usta i odrzuciłam od siebie martwe ciało mężczyzny. Odwróciłam się do Alexa, który mimo wszystko stał niewzruszony. Nie chcąc tego zaczęłam do niego podchodzić. W tej chwili nie myślałam o niczym innym niż krew. Nie obchodziła mnie krew Kordiana. Pragnęłam krwi Alexa. Skoczyłam na chłopaka, który ugiął się pod pływem mojego ciężaru.

- Jesteś potworem. Nie wierzę, że mogłem się zakochać w takim diable jak ty. - Wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zdezorientowana wstałam, gorączkowo się rozglądając. Widok, który ujrzałam zwalił mnie z nóg. Wokół mnie leżało pełno ludzkich ciał. Martwych ciał. Nieoczekiwanie chłopak popchnął mnie przez co straciłam równowagę i upadłam. Zauważyłam jak z kieszeni wyciąga nóż powoli do mnie podchodząc. Przerażona zaczęłam się wycofywać ale on nadal się zbliżał. W końcu rzucił nie się na mnie wbijając mi sztylet w serce.

- NIE.- Krzyknęłam budząc się. Moje serce biło jak młot a z oczu lał się strumyk łez. - Nie . - Powtarzałam w kółko.

- Lu. - Poczułam jak czyjeś silne ramiona otaczają moje roztrzęsione ciało. - Ciii. Jestem przy tobie. Jesteś już bezpieczna. - Rozpoznałam głos Oliviera. Cała przerażona wtuliłam się w niego aby poczuć się choć trochę bezpieczna.

- To nie możliwe. To nie ja ich zabiłam. - Zaczęłam coraz bardziej szlochać gdy zdałam sobie sprawę, że to naprawdę mogło się stać.

- Luiza. Uspokój się, to był tylko sen. - Chłopak kołysał mnie w swoich ramionach a ja powoli zaczynałam się uspokajać. Pragnęłam zapomnieć o tym koszmarze. Marzyłam go wyrzucić z swojej głowy ale mimo wszystko nadal widziałam przed sobą obraz tych wszystkich ludzi. - Lu postaraj się o nim zapomnieć.

- To nie takie proste. - Wychrypiałam wycierając oczy. Chłopak znów mnie do siebie przytulił a ja schowałam twarz w jego koszulę.

- Lu proszę bądź silna. Zrobię wszystko, żebyś ty i Alex byli razem tylko daj mi czas. - Brunet zamknął w swoich ciepłych dłoniach moją opuchniętą twarz.

- Dlaczego to robisz ? Dlaczego tak bardzo pragniesz, żebym ja i Alex byli razem? A co z twoim szczęściem? - Z moich oczu znów zaczęły spływać łzy. Chłopak delikatnie mi je wytarł ale one i tak nie przestawały lecieć.

- Bo dla was jest jeszcze nadzieja. Ja jestem więźniem własnego przeznaczenia i już nigdy od niego się nie uwolnię. Wasze drogi skrzyżowały się nie przypadkowo. Kochacie się a miłość potrafi przezwyciężyć wszystko. - Wyczułam, że zielonooki się do mnie uśmiecha ale ja już nie potrafiłam się uśmiechać. Chwyciłam go za dłonie i zaczęłam je powoli głaskać.

- Olivier ale ja nie chce, żebyś tu został. Nie chce, żebyś był nieszczęśliwy. - Żal ściskał moje złamane serce, które ledwo biło.

- Ktoś tu się przywiązał. - Zaśmiał się.

PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now