5. Ten cholerny bankiet.

1.5K 72 16
                                    

 Kiedy się zatrzymaliśmy wyrwałam się ze stanu półprzytomności i spojrzałam w prawo, żeby zerknąć przez szybę gdzie się znajdowaliśmy. Byliśmy na niewielkim parkingu obok jakiejś pieprznej willi. Miło się zapowiada, byłam gotowa już wysiąść, ale nim zdążyłam chwycić klamkę, Uchiha odezwał się pierwszy raz od pół godziny.

 - Słuchaj. - zaczął swoim typowym bezuczuciowym tonem głosu.

 - Czego? - jęknęłam odwracając głowę w jego stronę. Posłał mi spojrzenie pełne wyższości, a następnie przejechał językiem po zębach wywołując u mnie gęsią skórkę, teraz wyglądał jeszcze bardziej przerażająco, niż zwykle. Delikatna niebieska poświata z tablicy rozdzielczej padała na jego profil, a oczy wydawały się tak puste, że kiedy się nie poruszał przypominał manekina.

 - Śmiem założyć, że "savoir-vivre" to nie twoje drugie imię.

 Uniosłam kpiąco brwi. Ciekawe co jeszcze miłego miał mi do powiedzenia.

 - Dlatego mam do ciebie małą prośbę. - przerwał mierząc mnie podejrzanym spojrzeniem. - Weź może sobie to gdzieś zapisz, bo jeszcze zapomnisz.

 Zaraz mu przywalę!

 - Nawijaj, bo zaraz sam pójdziesz na ten bankiet. - warknęłam będąc już mocno poddenerwowaną. 

 - Dwie sprawy. - wyciągnął palec wskazujący i środkowy, tak jakby chciał mi to lepiej zobrazować. Czy on brał mnie za upośledzoną? - Pierwsza: siedzisz cicho, nie odzywasz się, chyba, że ktoś wyraźnie się CIEBIE zapyta, a ja nie zdążę za ciebie odpowiedzieć.

 Już chciałam oznajmić mu swoje "ale". Jednak, uprzedził mnie.

 - Druga: trzymasz się blisko mnie. Ostatnia rzecz jakiej potrzebuję, to, żebyś się szlajała po całym budynku i robiła mi złą renomę.

 - Nie jestem twoim pieskiem, żeby chodzić przy nodze. - prychnęłam zakładając ręce na piersi. To jakiejś jaja, na to na bank się nie piszę. Nie tak to miało wyglądać.

 Sasuke wziął głęboki wdech i wydech, wyraźnie wzywając do siebie wszystkie pokłady cierpliwości świata. Zawahałam się. Po tym co się stało w magazynie, chyba powinnam być nieco bardziej posłuszna i spokojna, ale, no kurwa! Bez przesady, mam swój honor!

 - Może zróbmy z tego taką zabawę, co? - mówił tak jakby zwracał się do irytującego dziecka, które nic nie rozumiało i za wszelką cenę chciało wszystko robić po swojemu. Aż mi zawiało Hitorim.

 - Proszę? - byłam coraz bardziej sceptyczna, zaraz wysiądę i pójdę na piechotę do domu.

 - Jak będziesz grzeczna to dostaniesz nagrodę, a jak niegrzeczna to karę, hmm? 

 Nie mogłam już dłużej. Moja pięść zawisła w powietrzu i jedyne co ją powstrzymało przed zetknięciem się z uchihowską szczęką, to jego własna ręka, która teraz trzymała mnie za nadgarstek.

 - Za dużo się Greya naoglądałeś czy co!? - wyrzuciłam mu prosto w twarz próbując wyrwać rękę z jego uścisku, kiedy tylko mi się to udało od razu przeniosłam dłoń na klamkę. - Zboczeniec.

 Wysiadłam i pospiesznym krokiem ruszyłam w kierunku budynku. Wyraźnie słyszałam jego kroki za mną, ale miałam to w dupie, dopiero co dojechaliśmy na miejsce, a ten już z takimi tekstami wyjeżdżał.

 Brr.

 Zboczeniec.

 Nawet by się zgadzało - młody, bogaty, przystojny, tajemniczy.

 A ja zostanę jego Anastazją? Ha! W innym życiu!

 Kiedy się ze mną zrównał chciałam przyspieszyć, ale w tych szpilkach to nie był dobry pomysł.

Życie może być mylące || SasuSaku | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now