~44~

6.7K 250 103
                                    

Rose pov

- Trzy godziny. Rozumiesz, Maddie? Ten skurwibąk dał mi tylko, trzy pieprzone godziny na, jego zdaniem, randkę mojego życia. Zabiję go! - krzyczałam, stojąc przed szafą. Jej drzwiczki były szeroko otwarte, przez co można było dojrzeć panujący w niej syf. Sukienki, spodnie, spódniczki, bluzki, walały się dosłownie wszędzie, a gdzie nie gdzie można było zobaczyć jeszcze stare pary butów bądź skarpetek. Westchnęłam i zrezygnowana rzuciłam się na łóżko, marudząc jaki ten świat jest okropny.

- Oj daj już spokój, Rose. Sam Nate Cross zaprasza cię na randkę, a ty wybrzydzasz! Wyluzuj. - poradziła lekkim głosem, jakby mówiła o wyborze śniadania. A to było, kurwa dużo ważniejsze! Tu chodziło o moją przyszłość! - Chodź, w tych twoich szmatach coś powinno się znaleźć. - powiedziała, na co zmierzyłam ją złowrogim  wzrokiem. Jak można było nazwać moje ukochane ciuszki szmatami?!

- Sama jesteś szmatą. - odpyskowałam, leniwie wstając z ciepłego posłania. Przeciągnęła się, a czując jak strzelają mi kość wymamrotałam pod nosem: - Reumatyzm, kurwa. Starzeje się. Pora spisać testament i wykupić miejsce na cmentarzu. -

Usłyszałam chichot, jednak nie przejęłam się nim, a jedynie przewróciłam oczami. Praktycznie przeczołgał się do gigantycznej szafy, w której urzędowała Maddie, ogarniając lawinę ubrań. Ja sobie spokojnie usiadłam na dupce na zimnych panelach i gdybym miała lody, to bym je wpieprzała ile wlezie.

Ale nieeeeeee.... Trzeba dbać o linię, Taa trzeba...

- Ha! - pisneła po kilku minutach ciszy Maddie, podskakując kilka razy w miejscu. Zaskoczona aż podskoczyłam i zrobiłam wielkie oczy, nie wiedząc co się dzieje. W ciągu tego czasu zdążyłam sobie przysnąć i wyobrażać sobie scene pocałunku z Shawnem Mendesem.

Ah... Wracaj piękny śnie.

- Mam, mam, mam! - krzyczała brunetka w kółka, wymachując jakaś kiecką na boki. Westchnęłam przeciągle i wstałam z podłogi, wiedząc, że Dewerl nie odpuści i prawdopodobnie rozkaże moim nogą wstać pod groźbą utraty hasła do Nateflix'a.

Tak, ta kobieta jest do wszystkiego zdolna. Nawet do tak karygodnego okrucieństwa.

- Okey - powiedziałam niechętnie, nadal z resztkami snu na powiekach. Przed oczami migały mi urywki snu, przez co nie dokońva ogarniałam czy stoi przede mną Idiotka czy Piękniś.

Dylemat roku.

- No, więc. To przymierz i to i to, ale moim ulubieńcem jest zdecydowanie to. - oznajmiła Maddie, rzucając mi na ramiona stertę ubrań. Przymknęłam wkurzona powieki i odliczałam do dziesięciu.

1... Kurwa, zaraz kogoś zadźgam.

2... Jestem pieprzoną oazą spokoju.

3... Te ubrania będę piękne, nie ma co się martwić.

4... Dam radę, dam radę.

5... Oaza spokoju, oaza spokoju.

6... Co za wkurzająca osóbka.

7... Nate.

8... One direction.

9... Justin Bieber... Ble, fuj, właśnie siedzi w kiciu, oo tak.

10... Shawn, ahh

- Okey - odpowiedziałam radośnie, kompletnie ignorując to, co do mnie mówiła jeszcze zaledwie trzy sekundy temu. Na pięcie odwróciłam się i zmierzałam w kierunku łazienki. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Ubrania ułożyłam na niewielkiej szafeczce i powoli zaczęłam zakładać pierwszy przygotowany przez nią zestaw ubrań na randkę.

I hate you ( W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now