~48~

6K 228 13
                                    

Rose pov

- To ma leżeć tu, do cholery! - krzyknęłam, wskazując palcem na kąt w pomieszczeniu. Przez cały czas ktoś wchodził i wychodził, przez co w pomieszczeniu było przeraźliwie zimno. Połowa listopada, dawały o sobie znaki. Na ziemi zalegała niewielka warstwą śniegu, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny, chłodny powiew zimowych wiatrów.

Złość buszowała w moich żyłach, a stres zawładnął moim ciałem. Ze zdenerwowania, co chwilę obgryzałam paznokcie. 21 listopada, urodziny mojego chłopaka. Nate obchodził dziś swoje 19 urodziny, a ja postanowiłam je zorganizować.

Masakra.

- Rose! - krzyknął Dave, nawołując mnie z innego pomieszczenia. Przewróciłam zirytowana oczami, warknąłem pod nosem i ruszyłam w kierunku tego idioty.

- Czego? - warknełam po raz kolejny kiedy do niego podeszłam. Zmroziłam go wzrokiem, a kiedy spojrzałam w bok, zobaczyłam jak do jego umięśnionego ciała, ciasno przylega drobna sylwetka mojej najlepszej przyjaciółki. - Jesteście wreszcie razem? - zapytałam podejrzliwie. Oboje po sobie spojrzeli i odpowiedzieli w tym samym momencie:

- Nie - odpowiedziała zawiedziona Maddie.

- Tak - odparł uradowany Dave.

Blodnyn spojrzał na nią zaskoczony, a ona na niego.

- Jak to?! - krzyknęli w tym samym czasie, czym wywołali mój śmiech.

- To wy to sobie teraz wszystko wyjaśnijcie. - poradziłam.- I nie spieprz tego, stary. - dodałam, poklepując przyjaciela po ramieniu.

Ledwo otworzyłam drzwiczki od lodówki, a dźwięk dzwonka rozległ się po budynku.

- No kto znowu dzwoni? Jezu, Chryste. - zamarudziłam, mocno trzaskając drzwiczkami. Poczłapałam w kierunku wyjścia, wyklinając za wszystkie czasy. Nic nie było gotowe, do cholery, a ktoś zakłóał mój święty spokój!

- Czego?! - warknełam, otwierający drzwi. Zrobiłam zdziwiona minę, widząc w progu młodszą siostrę mojego chłopaka, Sally.

- Hej - przywitała się trzynastolatka, wpychając się do środka. Przewróciłam zirytowana oczami i zamknęłam czarną powłokę.

- Jasne, wejdź. - sarknełam. - Po co przyszłaś? - zapytałam brunetkę.

- Jak to po co? Mój idiotyczny braciszek ma urodziny, a ty z pewnością coś mu szykujesz. - powiedziała, zaczesując swój kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęła się do mnie przyjazne, co starałam się odwzajemnić, ale wyszedł jedynie krzywy uśmiech. - A tak wogóle to jak tam u ciebie? Wszystko w porządku? Idiota się nie naprzykrza? - zapytała prześmiewczo.

Pokręciłem rozśmieszona głową. Kochałam tą mała istotkę jak własną siostrę. Była bardziej wredna niż nie jedna moja koleżanka, ale za to cudowna.

- Jest spoczko, ale no... Te cymbały nie umią nic ogarnąć! - krzyknęłam na cały dom, tak aby ci wszyscy, co szykowali impreze, usłyszeli moją obelgę.

- Dobra, zostało jeszcze ile czasu? - zapytała, mrużąc oczy.

- Chyba 3 godziny. - odpowiedziałam. Spojrzałam jeszcze na telefon, który wskazywał godzinę 15:03, o 18 miała zacząć się impreza i wtedy też Jason miał przyprowadzić Nate'a. Zabrał go gdzieś aby nie zobaczył niespodzianki, miałam nadzieję tylko, że nie zaprowadził go na jakieś dziwki, bo jak tak to urwe mu ten pusty łeb.

- Będzie świetna impreza. - pocieszyła mnie Sally.

Kiwnełam głowę i wziełam się za ogarnięcie tego charmideru.

I hate you ( W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now