3. ROZDZIAŁ

176 53 34
                                    

Przez szybę wkradł się blask słońca, a cienie gałęzi padających na podłogę zaczęły tańczyć. Śpiew ptaków witał poranek, a niektóre z promieni przeciskających się przez firankę zawitały na buzi Emilii. Dziewczyna skulona, przytulała się do walizki. Nagle jakaś osoba zaczęła ją szturchać. Jęknęła i z pomrukiem odparła:

- Jeszcze chwila...

- Emi musimy posprzątać ten chlew, zbieraj się! - usłyszała głos swojej mamy.

- Co.. – przetarła oczy, podnosząc się. Porozglądała się roztargniona.- Przecież ja...

- O co chodzi?

- Nie ważne, – wymamrotała i znów opadła na łóżko. To był sen, pomyślała. To był znowu tylko dziwny sen...

- Nie rozpakowałaś się nawet? - założyła ręce na piersi. - Schowaj ubrania do szafy i pomóż mi z rzeczami na strychu. Jerry tam schował wszystkie zdjęcia, obrazy i bibeloty, aby nigdzie się nie panoszyły – ruszyła w kierunku drzwi, najwyraźniej nie chcąc słyszeć jej odmowy.

- Ta, jasne zaraz pójdę – mruknęła, ale nie miała zamiaru  jeszcze  się podnosić. Jej obolałe mięśnie i przede wszystkim niewyspanie dawało się we znaki. Czuła, że jej organizm domaga się więcej odpoczynku.

- Widzę cię za 5 minut! - krzyknęła idąc schodami na dół.

- Oczywiście bo są wakacje, a ja muszę wstawać o 6 rano ! – odkrzyknęła i rzuciła się twarzą na łóżko. Dopiero co zakończył się rok szkolny, lecz zdążyła przywyknąć do wstawania o 11, a nie o 6. Nie chciała ani trochę ruszać się z miejsca. Łóżko było o wiele wygodniejsze, niż to które posiadała w domu, a oczy same się zamykały gdy wtuliła się w kołdrę. 

- Emi! - krzyknęła mama, przez co opadające już powieki Emilii raptownie, szeroko się otworzyły. Wiedziała, że jej matka nie da za wygraną, więc musiała pogodzić się z porażką i poddała się.

- Juuuż! - odkrzyknęła przeciągle i zmusiła się do wstania. Spojrzała na nierozpakowaną walizkę i wypuściła ze świstem powietrze, wiedząc, że będzie musiała jeszcze ją opróżnić. - Zajmę się tobą później – powiedziała jak gdyby do niej i  ociężałym krokiem zeszła po schodach na dół.

Przez okna wpadało teraz piękne poranne światło, wnętrze domu wyglądało kompletnie inaczej niż wczoraj wieczorem. Dodawało ciepło, poprzez co było przytulniej. Poprzedniego dnia, zdawało się jak by tu mieszkał jakiś potwór z lochnes lub byłby to stary porzucony dom strachów, lecz gdy już nie było białych prześcieradeł na meblach, a pajęczyny w kątach poznikały wraz z chodzącymi nieopodal pająkami, choć czasem zdarzało się je spotkać na lampach dom zdawał się być o wiele ładniejszy. Na szarawej kanapie poukładane były różne kartony z napisami takimi jak: „zdjęcia", „obrazy". „listy" i tak dalej.  Emilia musiała to przyznać, że dom był piękny i wyjątkowy.

- Więc? - zapytała Emi, zniecierpliwiona. Chciała już mieć za sobą to, na co przygotowała ją mama.

- Na strychu jest jeszcze jeden karton z różnymi pamiątkami. Na pewno go znajdziesz będzie podpisany – kobieta grzebała coś w kartonie o nazwie „ zdjęcia", nawet na nią nie patrząc. 

- Oczywiście – bez entuzjastycznie skierowała się na strych. Z rana zawsze nie miała na nic kompletnie energii, więc nie napawała ją myśl tego, że trzeba wszystko oporządzić. 

Powoli zaczęła wchodzić po schodach, które trzeszczały, a sufit był cały w pajęczynach. Wzdrygnęła się na samą myśl o bliskim spotkaniu z pająkami. Nienawidziła tych kilkunożnych stworzeń, które jedyne do czego się przyczyniały to do jej wczesnego zawału serca. Gdy Emilia była już na samej górze widziała przed sobą tuziny pudełek. Wiedziała, że nie ma co liczyć dziś na odpoczynek, tak więc zabrała się za szukanie.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now