30. ROZDZIAŁ

41 4 2
                                    

W głowie mistrza przeplatały się skrawki wspomnień. Wszystkie jak puzzle połączone razem tworzyły spójną całość. Wydawało się jakby przez zamknięte oczy widział przed sobą płynące przed nim obrazy, tak jak w filmie. Wpuścił do swojej głowy szamana i manipulując go,  po kolei  przeinaczał swoje wspomnienia, wyobrażając sobie inną ścieżkę zdarzeń. Kolejne puszczał w niepamięć i je wypierał ze swojej świadomości zanim szaman do nich dotrze. Całą swoją energię przeniósł na umysł, dzięki któremu mógł zmienić pamięć.

Każda kolejna smuga, płynęła w górę i trafiała do bańki nad mistrzem, aż w końcu szaman znajdując fałszywe wspomnienia i układając je, uniósł bańkę, która stała się kulą lewitującą w powietrzu. Kulę obtaczały nici. Szaman przesuwał cały czas palcami odpowiednie wiązki, mamrocząc coś pod nosem.

- Długo jeszcze? - Plaiton machnął z zrezygnowania ręką i pod parł swój podbródek, siedząc na tronie.

- Jeszcze chwila.. - odparł, po czym znów wrócił do swoich zaklęć.

Nagle główne drzwi głośno się otworzyły, Plaiton skierował na nie wzrok. Przez próg weszli druidzi z nisko obwieszonymi głowami. Docierając przed tron, skłonili się. Jeden z nich rzekł:

- Nie było ich u wiedźmy Esmeraldy, Panie.

- To na co czekacie?! - wstał rozgniewany, aż druidzi dygnęli. - Bezużyteczni! Przychodzicie tylko nieść złe wieści! Jeśli nie napadniecie na trop. nie macie po co przychodzić! Wynocha! - machnął ku nim laską, a oni spłoszeni podnieśli się i szybkim krokiem zniknęli Plaitonowi z oczu.

Plaiton opadł na swój tron i masował skronie. Jedną dłonią nad kryształem w lasce, bawił się czarnymi smugami, które wylatywały z jego palców.

Szaman pchnął gotową kulę do przodu. Wiązki rozsypały się i powędrowały do głowy mistrza. Przed nim przelatywały jakby sny. Rozmyte i niewyraźne kształty twarzy i szumiące głosy, które próbował pogłośnić, a obraz wyostrzyć. Mistrz za to przeobrażał w tym czasie swoje wspomnienie z Samuelem w inne zdarzenie. Kierując się wyobraźnią, odpychał wspomnienie prawdziwe, a tworzył je fałszywym i zagiętym fantazją. W końcu Zeurowi udało się trafić na punkt zaczepienia, uniósł do góry głowę i otworzył oczy. Pierw niewiele rozumiał z tego co widział, dopiero potem przed nim pokazały się obrazy.

Wysoka postać mężczyzny musiała być Samuelem, który prowadził Haralda na cmentarz Segnusa. Księżyc w pełni spoglądał na nich spomiędzy gałęzi drzew.

- Musimy go schować, gdzieś gdzie będzie bezpieczny...- szepnął Samuel, który zakapturzony w ręce niósł Księgę Druidzką.

- Chyba nie podarujesz jej Sygnusowi, prawda? Duchowi, który chciał za życia poznać jej tajemnice ! - wzburzył się mistrz.

- Księgi nie mogą otworzyć elfy, zapomniałeś o pieczęci? - powiedział Samuel.

- A co jeśli odda ją Plaitonowi? - zapytał mistrz.

- Wszystko jest...- Samuela głos został zagłuszony. Wtedy postacie się rozpłynęły, a wszystko stało się rozmyte i znów niewyraźne.

Szaman wybudził się i nabrał głębokiego wdechu, opadając na posadzkę.

- Czego się dowiedziałeś? - odezwał się Plaiton.

Zeur spojrzał znad ramienia na Plaitona i zdyszany, rzekł:

- To cmentarz Sygnusa, on go ma

- Przecież to brednie, że jego duch wędruję - wyśmiał go.

- Mówię to co widziałem, panie.

- W takim razie Sygnes zapewne z łatwością odda Księgę. Wystarczy mu wmówić, że znów będzie żywy, a jego ród wstanie z martwych - Plaiton obserwował wioskę za oknem. - Zeurze przyślij do mnie druidów, wreszcie Księga będzie w moich rękach.

Zeur powoli podniósł się z podłogi i wyszedł z komnaty, pozostawiając samotnie Plaitona.

***

Emilia wpatrywała się w niebo, które zajaśniało od błyszczących gwiazd. Znad chmur wychylał się księżyc. Noc była coraz głębsza, wokół słychać było tylko szeleszczące liście i szum traw. Emilia jak i Susan i Wendy, leżały na wrzosowisku, niedaleko od chaty wiedzmy. Idąc przez gęstwiny lasu, zdały sobie sprawę że zachód słońca już tuż tuż, więc rozpaliły na wzgórzu ognisko, które powoli już gasło. Emilia do klatki piersiowej przyciskała pamiętnik, lecz bała się tam z powrotem zajrzeć. Ściskał ją od środka strach, choć nie mogła się do tego przyznać. W głowie plątały jej się myśli o tym, co może zastać w środku pamiętnika swojego ojca. Wydawało jej się, że im mniej wie to może i tym lepiej. W pewnym momencie chłodny powiew wiatru dotknął jej skórę, wtedy jakby pod wpływem jego, jej oczy stały się cięższe. Powoli zapadała w sen, aż wkrótce po tym gdy zapadła ciemność przed jej oczami popadła w krainie Morfeusza.

Ujrzała przed sobą postać, twarz jej była rozmazana, ale czuła że to ktoś jej bliski. Odczuwała pomiędzy postacią, a sobą wiążącą ich więź. Postura rozbłysła światłem i wyciągnęła dłoń w kierunku dziewczyny. Emilia zaczęła iść w stronę niej, wydawało jej się, że jeśli złapie jej dłoń wszystko się wyjaśni. Zimno ogarniało ją coraz bardziej, usta stawały się sine, a cała skóra powoli robiła się lodowata, ale Emilia nie zwracała na to uwagi. W końcu łapiąc za dłoń postaci, dziewczyna usłyszała w swojej głowie coraz to głośniejszy głos: Wielka zawieść, zawieść mnie kruszy. Emilię coś zaczęło uciskać w klatce piersiowej, lewą dłonią dotknęła się w nią i zmrużyła z bólu oczy. Głos jej był znany, nawet nazbyt dobrze. Głos ten należał do jej ojca, a słowa przez niego wypowiedziane i coraz to nabierające większego echa, coraz bardziej ją spychały w ciemność. Czuła przez chwilę jakby nie mogła nabrać oddechu. Za wszelką cenę próbowała. Czuła, jakby tonęła, widziała światło z powierzchni, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa i nie miała sił, aby wypłynąć. Powietrze w płucach wydawało się kończyć, zapomniała jak się oddycha, jak się rusza opuszkami palców. Dotykała niemal dna...To było właśnie to uczucie...Bezradności i samotności. Głos coraz bardziej ją dręczył i stawał się niemal kilkakrotnie głośniejszy: Zawiodłaś mnie, zawiedziesz i tym razem, nie mogę patrzeć na kogoś kto niszczy nadzieję. Dziewczyna powtarzała sobie w duszy: Przestań, dość! Nie dawało to zbyt wiele, więc w końcu puściła dłoń postaci, lecz głos nie ustawał. Cały czas niczym sumienie ją rozdzierało. Słyszała w kólko to samo: Zawiodłaś mnie. Skulona wokół pustki, próbowała uciszyć słowa postaci. Nagle usłyszała kolejny głos, lecz ten należał do Susan: Zbudź się! Emilii! Zbudź się!

Dziewczyna zbudziła się z głębokiego snu, a tuż nad sobą zobaczyła nadzwyczajnego stwora, którego tworzyły setki czarnych motyli. Szeroko otworzyła oczy, gdy to lecąca strzała z łuku Wendy przebiła potwora, który rozproszył się w powietrzu. Emilia natychmiastowo wstała i patrząc na zmartwione twarze dziewczyn, przełknęła głośno ślinę i spytała:

- Co to było?

- Chyba znalazłyśmy się w złym miejscu - Wendy przewiesił łuk przez ramię i przydeptując ognisko zgasiła je.

- Wybrałyśmy nieodpowiednie wzgórze. To wzgórze to *Nigrum Timoribus - Susan otrzepała  pamiętnik, który leżał nieopodal ogniska, ubrudzony smołą.

- Te stworzenia, one mieszają w głowach prawda? - Emilia przypomniała sobie swój sen.

- Tak, zazwyczaj mieszają w snach i przeinaczają je w nasze najskrytsze lęki - odpowiedziała Susan, podając Emilii pamiętnik.

- Najlepiej będzie znaleźć nowe miejsce na noc, tu nie jest bezpiecznie - dodała Wendy, patrząc na nie przez ramię i ruszając na przód.

*Nigrum Timoribus - po łacinie ,,Czarne lęki''





Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now