17. ROZDZIAŁ

88 14 6
                                    

Gdy tylko Emilia stąpnęła za próg rynku wybrzeża Greliona, metalowy ciężar spadł, oddając echo głośnego trzasku, który obijał się o ściany, wyglądające jak wzgórza. Wysunięte skały z gleby oddawały wrażenie niezwykłych gór Himalajskich, a nad nimi zwisały gałęzie co chwilę huśtające się prze gnomów, którzy trzymając się nich łapali świetliki chowając je i zatrzaskując w małych słoikach, wykorzystywano je jako lampy. Zawieszano je na nich, splątując końcówki gałęzi. Po skalnych ścianach spływał ciurkiem mały strumyczek wody, trafiający do niewielkiego źródła,służącego jako wody pitnej dla mieszkańców. Podłoże rynku zostało wykute z kamieni, przez które i tak przeciskał się piach z ziemi. Sam środek placu odgradzały splątane ze sobą gałęzie,przypominające wyglądem kolumnę, w której zamieszkiwały ptaki i ich niewyklute jeszcze do tej pory pisklęta. Róże rozkwitały się na ścianach, gdzie delikatnie muskała ich woda. Kolorowe barwy odbijały się w niej. Plac został opustoszały, dźwięk jedynie oddawały głosy szemrających ptaków oraz szeptów źródła.Wszyscy pochowali się w wąziutkich uliczkach, gdzie w ścianach wbudowane zostały ze posklejanych woskiem gałęzi domki, gdzie mieszkańcy mieli swoje własne mieszkanie. Rozglądać można było się godzinami, a szczegółów tego piękna jeszcze więcej wyłapać jednak oczy Emi powędrowały w stronę Pompkina, który rozproszył ją swym głosem.

-Tędy – pokazał głową na prawą uliczkę z brzegu. - Tylko cicho, nie chcecie raczej budzić gnomów, gdy te śpią.

Dziewczyna powędrowała w ciemną uliczkę wraz za mistrzem. Emi poczuła w środku jakieś ukucie było to ukucie strachu, które dotknęło jej klatki piersiowej. Kłębiło się wiele myśli o tej tajemniczej krainie, jednakże jedna z nich wzbudziła w niej właśnie to uczucie. Jej usta jakby same otworzyły się i wydusiły słowa,które ją dręczyły.

-Haraldzie, jak mam pokonać Plaitona? - cicho mistrz usłyszał jej głos. - Nie jestem pewna, czy... - chwila wahania nad tymi słowami zawiesiła ją. - wystarczająco umiem i – ciągnęła dalej. - Inie wiem czy nie zawiodę – spuściła głowę.

-Emilio – spojrzał na nią Harald. - Kraina nigdy się nie myli jeżeli ciebie wybrała na jedną z tych które mają uratować krainę to jest to prawdą – zapewnił ją.

-A jeżeli się pomyliła? - dotknęło Emi uczucie dreszczy.

-To szczęście dopisało, że to zrobiła. Każdy z nas nie musiał się uczyć magii, jedynie ją odkryć na wierzch. Wahanie czyni cię słabą Emilio, nie pozwól by ono przeważyło twoją duszę, a niech wypełni je wiara, którą oddajesz magii.

Na tym skończyła się ich rozmowa. Emi z namysłem, wciąż szła przed siebie, idąc za gnomem, który cały czas coś mamrotał pod nosem.

-Nic tylko te korytarze...Bez tabliczek znaków, jak to zapamiętać –burknął Pompkin sam do siebie. - Skręt w prawo, prosto, lewo,prawo i w dół. Skręt w prawo, prosto, lewo, prawo i w dół...-powtarzał. - W prawo – wypowiedział te słowa tym razem w ich kierunku. - Tędy dotrzemy do jeziora Segua, czyli sektora pierwszego...

Skręcili więc w prawo, a potem przez kręte i wijące się ścieżki gnom powędrował w lewy tunel, po czym od razu poszedł w prawy, gdzie trafili w ślepą uliczkę.

-Proszę wziąć wdech – poinformował ich.

Emi zdziwiona tym, złapała oddech, gdy nagle Pompkin pociągnął za długi, wiszący łańcuch z sufitu, poprzez który podłoga pod nimi, jak klapa otworzyła się, a oni zlecieli w dół. Było to tak jak gdyby zjeżdżali ze zjeżdżalni, która zrobiona była z kory. Ochlapywała ich woda, spływająca z niej, a zwisające liście biły twarze, jednakże Pompkin nie miał z tym najmniejszego problemu. Niziutki gnom nawet nie zahaczał głową o skrawek gałęzi. W przeciwieństwie do Emilii, która leżała na plecach, nie mogąc nawet usiąść poprzez ciasnawe pomieszczenie, gnom swobodnie siedział wciąż mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem. Przed sobą dostrzegła światło, a potem wypadła ze zjeżdżalni z piskiem w głosie, lądując w niewielkim jeziorze. Włosy jej przykleiły się do twarzy, które dziewczyna próbowała odgarnąć,by ujrzeć cokolwiek. Gdy tylko włosy odsłoniły jej oczy,  zobaczyła przed sobą ląd, z którego wyrastały jak drzewa, śnieżnobiałe, ogromne pióra.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now