20. ROZDZIAŁ

48 10 4
                                    

Drzewa kłaniały się nad nimi. Wyciągały swoje gałęzie jako dłonie w ich kierunku. Szepczący do ucha świst wody zaczarowywał umysł stający się lekki jak piórko obezwładnione delikatnie serfujące po falach powietrza. Otumaniona cisza błąkała się dookoła prosząc innych, by narobili hałasu. Sama wie o tym, że nie jest dobrą przyjaciółką, która wywoła na naszej buzi większy uśmiech niż śpiew ćwierkających ptaków. Bujne i krzepkie drzewo rosnące tuż obok przypominało rzeźbę trolla. Bzyczenie muchy dało znak pajęczynie obwiązującej się pomiędzy dwoma gałęziami drzewa. Napięła swoje sprężyste, niewidzialne niteczki, a latająca mucha wpadła w jej sidła. Drżenie nadchodzące z robótki pająka wołało go na lunch. Wyszczerzył zęby, ujawniając się ze swojej nory za wątłą gałązką. Wtem z wybujałego pnia jakby klapki kory odsłoniły wyłupiaste oczy o złotej tęczówce. Ziemia jak gdyby wzdrygnęła się oddając dygot, który poczuły stopy owych czarodziejów.

-Mistrzu – Emi rozdygotana szarpnęła Haralda.

Z podłoża wyrwała się z korzeniami ogromna stopa olbrzyma, a za nią i druga. Korona ujawniła skryte w niej dłonie, które wystrzeliły jak z procy ku pająku. Czekał go marny los zaś był to olbrzym Ceruks znany z gatunku pajęczo-głodnych. Zamiast pająk zjeść kolacje to on się nią stał. Emilia wpatrywała się jak posąg, co ją od niego odróżniało to tylko to, że ruszała klatką piersiową i mrugała. Zbladła tak jak marmur jej ciało pokryła biała peleryna. Po chwili jednak jak gdyby nic z powrotem Cerkus stał się drzewem.

- Spokojnie ten akurat nie je czarodziejów, jedynie pająki – zaśmiał się mistrz.

- Akurat ten? To istnieją jakieś które...- źle się poczuła na samą myśl.

- Tylko tam gdzie Wiwerny, nie panikuj – odezwał się nieznajomy jeszcze dotąd dla Emilii głos.

- Jesteś...Gargulcem ? - spojrzała się na zwisającego z gałęzi olbrzyma kamiennego stwora.

Gargulec miał wydęty brzuch, a jego poszarpane i ułamane skrzydła rozkładały się na wszystkie strony. Spiczaste uszy oraz rogi wynóżały się z kępków włosów. Stwór miał kruchą,zarysowaną skórę, wyglądającą na zziębniętą od szarego kamienia. Garbaty nos zasłaniał mu pół twarzy, a zaspane powieki opadały tak nisko, że oko ginęło pod nimi. Zmarszczki na całej buzi wykazywały jego doświadczenie i przeżyte lata. Paznokcie u nóg jak i u rąk miał długie. Brwi nie było widać, choć jeśli mogłoby się przyjrzeć, dostrzec mogłoby się wypuklenia nad oczami. Gargulec spojrzał się na dziewczynę z goryczą.

-Nie widać głupia babo!? Sekunda...Niech ja się napatrzę czyż tonie Harald z tak daleka tu przybył!? - zawołał garłacz.

- Owszem, jednak jak sobie przypominam ty powinieneś strzec warty..Królowa nie ucieszyłaby się gdyby o tym usłyszała – odparł mistrz.

- Ucięcie sobie krótkiej drzemki to żaden skandal, Haraldzie...A ta to pewnie kolejna z twojej trójki jak mniemam? - spojrzał się na dziewczynę.

- Tak, dobrze myślisz Flavor, to żywioł ognia Emilia – odpowiedział na zadane mu pytanie.

-Jest mi miło ciebie poznać, jeszcze nigdy nie rozmawiałam z rzeźbą znaczy się z gargulcem rzecz jasna - zagubiona Emi lekko się uśmiechnęła.

-Niech ci będzie, Emilio mnie również miło ciebie poznać - napluł na dłoń wyciągając ją ku dziewczynie. Emilia patrząc z obrzydzeniem na rękę, przytłoczył ją wzrok mistrza spoczywającej na jej twarzy więc złapała dłoń garłacza,potrząsając nią. Gdy tylko ją oderwała wtarła rękę o bluzkę.

-Od teraz nie jesteście już sobie obcy... - zaśmiał się Harald.

-Jak sądzę mam wam udostępnić wejście do Base, jednakże potrzebuję mimo wszystko Haraldzie hasła. Sam wiesz przepisy -spoważniał Flavor.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now