24. ROZDZIAŁ

34 8 8
                                    

Stanęły przed małymi wyrzeźbionymi drzwiami, pukając już kilkanaście razy, jedyną odpowiedzią było echo niosące się po latarni od stukotu pięści w deski.

- Może jej tak samo nie ma? - spytała Emilia.

- Musi być – Susan oddaliła się o parę kroków dalej I przyglądała się jednemu z okien. - Jeśli jej także nie ma, nie odnajdziemy mistrza...Skoro pamiętnik wskazał drogę tu, musiał mieć jakiś powód.

Zza drzwi pojawił się inny dźwięk niż echo, wszystkie trzy spojrzały po sobie znaczącym wzrokiem. Oddawał on coś ze skrawkiem nadziei lecz I też skrytego strachu nieopodal. W drzwiach pojawiła się okrągła szczelina, a przez nią wyjrzało fiołkowe oko, lecz nie było ludzkie, a sowie. Oko złapało wzrokiem twarze trzech dziewczyn, a potem zniknęło w ciemności. Brzęk kluczy I przekręcania ich w kilkunastu kłódkach spowodował na Emilii gęsią skórkę, po jej ciele przeszły ją ciarki, a serce zaczęło bić szybciej, gdy zobaczyła uginającą się klamkę od wewnątrz. Drzwi uchyliły się, a przed nimi stanęła starsza, blada kobieta o długich siwych włosach, lecz jej oczy były pozbawione koloru.Staruszka była niewidoma. Krucha I koścista sylwetka była ozdobiona poszarpaną bluzką I marynarką. Zmarszczki na czole dodawały jej jeszcze więcej lat, choć zapewne miała ich z kilkaset. Kości policzkowe mocno wyrysowane I widoczne pasowały do jej szczupłego nosa I wąskich ust. Na ramieniu siedziała z brązowym upierzeniem sowa, która jak muśnięcie pędzlem rozpływała się, a później znów stawała w wyostrzonej postaci.Jej tęczówka była fiołkowego ubarwienia. Susan, Wendy I Emilia patrzyły na nią w osłupieniu. Oddechy na przemian stawały się nie równe. A wzrok ich wędrował od stóp do głów kobiety. Nie spodziewały się takiego wyglądu dawnej królowej, którą zwano Havati.

- Długo na was czekałam, wybrańcy – ton jej głosy był zachrypnięty I niski. - Wchodźcie mamy wiele do omówienia, a przy otwartych drzwiach lepiej o nich nie rozmawiać – podeszła do kłódek I wyjęła garść kluczy.

- Skąd pani...wie, że my...- Wendy nie dokończyła.

- Wszystko wam wytłumaczę – kąciki ust Havati lekko się uniosły. - Sądzę, że nie muszę się wam przedstawiać – odwróciła się w ich stronę. Dziewczyny weszły do środka, a staruszka zaczęła przekręcać kluczyki w odpowiednich kłódkach.

- W krainie już nie jest tak bezpiecznie jak kiedyś, nawet jeśli nasz krąg otaczają białe pelargonie...- wyszeptała Havati. - Wiem też dlaczego tu jesteście...Chodzi wam o mistrza, prawda? - podniosła jedną siwą brew do góry.

- Tak, królowo – potwierdziła Susan.

- Z łaski swojej, nie czyń mnie królową, którą nie jestem – wyminęła je I zaczęła iść po schodach z listków, które się pod nią uginały.

Dziewczyny wpatrzone w nią stały w tym samym miejscu co wcześniej. Havati orientując się, że nie idą za nią, zatrzymała się I odparła:

- Nie idziecie? Ja nie gryzę – prychnęła I znów zaczęła iść.

Weszły po schodach na korytarz latarni. Podłoga jak I sufit były nierówne, jakby wszystko było przechylone na lewą stronę.Niektóre z desek zwisały, a przez nie można było zobaczyć na dole trawę. Inne za to z sufitu przepuszczały światło I niebo.Kolekcja guzików była zawieszona po obu ścianach. Dziewczyny podążały za kobietą, która zręcznie omijała wystające szczebelki. Zakręciła za róg, a tam pojawiły się kolejne schody,lecz tym razem na dół. Staruszka coś mamrotała pod nosem szukając w kieszeniach marynarki klucza. Gdy go znalazła wetknęła go to zamka I otworzyła drzwi do ciemnej piwnicy.

- Uważajcie na ostatni stopień jest zarwany – poinformowała ich I pochłonęła ją ciemność.

Susan I Wendy weszły pierwsze, a za nią Emilia. Powoli trzymając się drewnianej barierki stąpała w ciemnościach po szczeblach schodów.Wokół nic nie było widać, jedynie w głębi widać było blask światła. Nie wiedziały czy Havati na pewno im pomoże, lecz to była ich jedyna nadzieja. Przeskakując ostatni stopień schodka znalazły się w nie dość dużym pomieszczeniu. Na wprost był duży stół,a na nim ogromna mapa I inne papiery. Ściana była oklejona różnymi rysunkami, które trzymała do ściany żywica. Wokół stołu były cztery koślawe krzesła. Na szafce tuż obok była długa półka z poukładanymi I podpisanymi fiolkami z różnymi naparami I eliksirami w środku. Światło dawała zwisająca nad stołem mała żarówka w której latały błyszczące świetliki. Havati brała ze stołu puste fiolki I ustawiała na półce.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now