4. ROZDZIAŁ

146 42 18
                                    


 Emilia aż podskoczyła, zrzucając z łóżka swój notatnik, w którym pisała. Pamiętnik pomagał jej ze skumulowanymi emocjami i myślami,  dzięki czemu potrafiła je zebrać w całość. Pisząc, nawet nie zauważyła kiedy jej powieki zaczęły mimowolnie jej opadać.

Zaspana, niemal usnęła  z piórem w ręku. Była cała umorusana wylewającym się z niego atramentem.  Na półce obok wciąż palił się płomień z świecy, a zużyte zapałki położone były niedaleko niej. Zdawała sobie sprawę, że nie bez powodu nie usnęła. Jej oczy poraziło jasne światło dobiegające zza okna. Wydawało się, jakby ktoś świecił na zewnątrz latarką, prosto do jej pokoju. Zmrużyła momentalnie oczy, gdy znów poraziło ją światło. Było to już kolejne dziwne zjawisko w tym domu. Nie dość, że nie mogła porządnie się wyspać przez dręczące ją koszmary to teraz to światło. Delikatnie zsunęła z siebie kołdrę i podeszła do okna. Nie była przestraszona ani nie czuła lęku, buzująca w niej złość nie dawała za wygraną, by tam nie podejść. Na pewno nie usnęłaby przy tym głupim świetle.  Przypatrując się widokom za oknem wśród ciemnych zarysów niedalekiego lasu, zobaczyła jak coś migotało.

- O co znowu chodzi... - zirytowana,  przylgnęła nosem do szyby patrząc, w którą stronę zmierza światło. Z lasu wyłoniło się coś ognistego co pofrunęło przed jej okno i przybrało ludzką postać.

Odskoczyła wystraszona i stała  jak gdyby sparaliżowana. Światła nie było, lecz delikatny zarys ciemnej postury wciąż był skierowany w stronę jej okna. Emi przełykając głośno ślinę nie spuszczała z niego oka, by upewnić się że wciąż tam stoi a nie zniknie. Postać przypominała dziecko, co świadczyło o niskim wzroście i podobnej budowie ciała. Niespodziewanie znikła. Czuła jak coś ją ściska w środku, a buzia mimo, że było otwarta nie mogła wydać dźwięku. Gula w gardle nie pozwalała jej na to. Z nadzieją, że nie jest w prawdziwym horrorze dla upewnienia uszczypnęła się czy to nie sen lub czy to nie powód jej fantazji. Nic jednak się nie zmieniło, wciąż stała w ciemnym pokoju, a postaci jak nie było tak nie ma.

- Gdzie się podziałaś..- szepnęła rozdygotana, rozglądając się naokoło

Skrzyp desek, spowodował, że swój wzrok szybko skierowała w tamtą stronę. Oddech stał się cięższy, jakby ktoś kazał jej dźwigać skałę. Drzwi były otwarte, a za nimi padał kogoś cień na panele.

- Czy ktoś tu jest? - przestraszyła się, ale odpowiedz jaką dostała, było kolejne skrzypnięcie paneli. Coraz trudniej jej było oddychać, a tym bardziej trzezwiej mysleć. Wiedziała, ze nie może panikować, ale rzeczy które tu się działy nie były normalne. Nic tu nie było normalne...

Cień zmienił swoje położenie i przeszedł w głąb korytarza. Nie panikuj, uspokajała się w myślach. Emilia spojrzała na opierającą się miotłę o komodę. Wzięła ją. Wyszła z pokoju, trzymając szczotkę w obu dłoniach i  uchyliła delikatnie drzwi, by spojrzeć czy kogoś tam nie ma. Jednakże nikogo nie było. Przez chwilę poczuła ulgę, ale mimo tego wciąż kurczowo trzymała za kij. W najgorszym wypadku przygotowała się na zamachnięcie nim. Idąc wzdłuż korytarza wśród ciemności, na schody zaczęło padać światło i wędrujący cień po ścianach. Dziewczyna po cichu stąpnęła na jeden ze schodków. Oddychając jak najciszej już miała się zamachnąć, w tej samej chwili wydała z siebie pisk i podskoczyła z miotłą w ręce, widząc stojącą jej mamę, która także zaczęła krzyczeć. Gdy obie już się uspokoiły, rodzicielka pomasowała swoje skronie i zapytała zdenerwowana:

- Co ty robisz z tą miotłą? 

Emilia popatrzyła na szczotkę, którą trzymała w ręce i zdała sobie sprawę jak bardzo musi wyglądać żałośnie. Odchrząknęła i opuściła ją. Poczuła jak powoli jej oddech się uspokaja, a zawroty głowy od napięcia i stresu znikają. 

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now