29. ROZDZIAŁ

22 4 6
                                    

W oknach chaty widać było zapalone światło. Jaskrawa, żółta poświata za szybą oświetlała teren. Drewniany dom był cały porośnięty mchem i bluszczem. Niektóre gałązki z listkami wystawały z framug okien, a na dachu rosły, błękitne niezapominajki. Chata cała był obwieszonymi różnymi kryształami. Jedne były niebieskie, drugie fioletowe, pomarańczowe, lecz gdy dziewczyny były coraz bliżej coraz jaśniej świeciły się niebieskie.

- To tu? - zapytała Emilia.

- Najwyraźniej - pokiwała głową Wendy.

Powoli stąpały po małych schodkach, a potem Wendy głośno zapukała  w drzwi.

- Oszalałaś!? - pisknęła Susan.

- No co? - Wendy zmarszczyła brwi. jej mina była niewyobrażalnie śmieszna.

Emilia wraz z Susan podniosły brwi i spojrzały po sobie po cichu śmiejąc się.

- Chyba to twoje ,,delikatne'' puknięcie było słychać w drugiej części krainy - na słowa Susan, Wendy przewróciła oczami.

Emilia jednak przypatrywała się wiszącym nad oknem kryształom, aż zobaczyła jak firanka za szybą lekko drgnęła.

- Dziewczyny - Emilia bardziej wychyliła głowę w stronę okienka.

- Hm? - obie w tym samym czasie powędrowały wzrokiem za Emi.

- O co chodzi? - zapytała Susan, ale w tym samym momencie usłyszały zza drzwi garść dzwoniących kluczy i otwieranych zamków.

- Boże, ile ona tego ma - szepnęła Wendy.

Nagle zza drzwi wychylił się młody chłopak. Emilia nie dostrzegła jego twarzy. Ciemne blond włosy zasłaniały jego zarysowaną twarz. Chłopak  rozejrzał się wokoło i złapał wszystkie trzy, wciągając je szybko do środka. Zdumione obserwowały każdy jego jeden ruch. Zamknął za nimi drzwi na wszystkie pięć kłódek. Dopiero potem Emilia przykuła uwagę na wnętrze chatki.

Wszędzie można było ujrzeć różnego rodzaju rośliny. Jedne były to wysuszone bukiety róż i innych ziółek, które związane małym sznurkiem zwisały z sufitu. Inne zaś w dużych donicach na ziemi lub na regałach, aż wręcz wylewały się i zajmowały się ścianami. Najwięcej z nich było nad blatem kuchennym po lewej stronie. Ściany drewniane, wydawały się całe wilgotne, spomiędzy desek wyłaniał się mech. Na bardzo dużo pozawieszanych półkach poustawiane były różne, przezroczyste fiolki z zmielonymi lub urwanymi ziołami, wszystkie były inne i miały poprzyklejane nazwy. Na wprost zwisający na dwóch mocnych linach materac, przykryty był jedynie grubym w kratę kocem z wieloma poduszkami, których pokrewne zrobione były na szydełkach, a wnętrze zostało wypchane słomą. Obok niego znajdowały się schody na poddasze. Na małych parapetach zapalone były świeczki, z których spływał wosk i kapał na niektóre listki roślin. Przez palące się kadzidełka w  powietrzu unosił się dym, więc pomieszczenie wydawało się  mgliste. Przy łóżku stała szafka z w środku zapisanymi notatnikami, oddzielone były alfabetycznie. Na praktycznie wszystkich blatach i komodach poustawiane były wielkie kryształy. Jeden był to ametyst, drugi sodalit, trzeci kwarc i wiele innych. Dywan jak i różne dodatki na chociażby ustawiony niedaleko małej kuchenki fotel były w jaskrawych kolorach z różnymi frędzlami i błyskotkami.  Wszędzie było pełno nadzwyczajnych przedmiotów.  Na parapecie przy oknie stała metalowa klatka z kanarkiem w środku. Piękne szkliste oczy, rozglądały się. Zielone pierze, wręcz zlewało się z całym pomieszczeniem. Był do niewyłapania. Niektóre przedmioty jeszcze nie dokończone, całe rozdzielone na kawałki leżały jak nie na małym stoliczku wysuniętym z ściany, koło szafy z notatnikami to na ziemi.  Wszędzie było małych, znalezionych staroci. Całe pomieszczenie było nimi zapełnione, ciężko było się gdzieś w ogóle ruszyć. Gdzieś stały stare filiżanki na podartych książkach lub obrazy, których ramy były albo złamane albo zakurzuone. Różne figurki ozdabiały wnętrze, a znalezc  było można też małe lusterka, kapelusze, breloczki z kamieni, wysokie szklane wazony. 

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now