10. ROZDZIAŁ

88 23 5
                                    

Na drugiej części krainy wszędzie były tylko palące się wioski i krzyki. Ponure oblicze natury i deszcz, który dudnił w mokrą już glebę. Ogień rozżarzał się, a budynki już były w nim zatopione. Ludzie mieli podkrążone oczy i podarte ubrania. Rany na twarzach, które były ubrudzone popiołem z ich domów. Płacz,który wykazywał rozpacz i tęsknotę za kimś bliskim.Przytulających się kobiet do martwych ciał, które obezwładnione leżały na ziemi.

Wszyscy ludzie, słysząc skrzypienie schowali się gdzie tylko mogli,zapanowała cisza. Mała dziewczynka słysząc, że zazgrzytały wrota schowała się za niewielkim budynkiem, wychylając się i obserwując co się dzieje. Wiedziała ona, że gdy wrota otworzą się zamku, Pan zabiera kogoś do lochów. Miała ona około dwanaście lat. Najprawdopodobniej była sierotą. Ubrudzony fartuch zasłaniał sylwetkę dziecka mimo to i tak widać było, że od kilkunastu dni dziewczynka nie jadła. Fartuch miała usmarowany wilgotną ziemią, tak samo jak i dłonie. Szkliste błękitne oczy odznaczały się na jej twarzy, która była ubrudzona od popiołu.Rudawe włosy były w nieładzie, wirujące w powietrzu. Plusk kałuży, na którą nadepnął nieznany dziewczynie mężczyzna,wprawił ją w przeszywające ją dreszcze. Blada twarz odznaczała zarysowane kości policzkowe nieznajomego. Lekki zarost ozdabiał jego twarz. Miał podkrążone zielonkawe oczy, a jego brązowe włosy były zaczesane do tyłu. Ubrany był w czarną szatę, która wiła się w powietrzu za jego nogami. W dłoni trzymał wyrzeźbiony z białego dębu kij, na którego zakończeniu widniał krwisty kryształ. Za nim krok w krok szli druidzi. Nieznajomy w pewnym momencie zatrzymał się obserwując wioskę, najwyraźniej czegoś szukając. Gdy zobaczył kosmyk włosów wychylających się znad jednego z budynków, wskazał ręką na schowaną za nim dziewczynkę.Dał tym rozkaz druidom o zabranie sieroty do lochów.

-Zostaw mnie ! Nic nie zrobiłam ! Proszę ! - krzyczała, szamotając się, jednak bez skutecznie. Druidzi wzięli pod pachy dziecko i zaciągnęli je do lochów. Wrzucili ją jak marionetkę do zimnego pomieszczenia, znajdujące się w piwnicy zamku. Dziecko padło na ziemię, płacząc. Przez małe okienko w ścianie, zrobionej z kamieni wlatywało zimne powietrze, a blask księżyca oświetlał pomieszczenie. Gdy druidzi wyszli z lochu, dziewczynka nagle usłyszała kroki, które z każdym stąpnięciem nogi się przybliżały. Odruchowo skuliła się i schowała w kącie. Przednią ukazał się ten sam mężczyzna co kazał ją tu zabrać.

- Oj, złotko nie płacz - pocieszył ją, udając wyrozumiałego. -Powiesz mi to czego chcę to wyjdziesz cała i zdrowa - zapewnił ją.

-J-Ja nie mogę, panie... - jąkała się. - N-Nie mogę... -szlochała.

-Jasne, że możesz - odparł. - Nigdy bym nie pomylił wiedzmy z kręgu * strutionum-powiedział. - Dam się ostatnią szansę - ciągnął dalej. -Powiedz mi to co chcę - przyglądał się jej.

-N-Nie mogę - powtórzyła. - Razem z rodziną mieliśmy kodeks, niemożna go złamać bo inaczej... - nie dał jej dokończyć mężczyzna.

-*Surge - wypowiedział zaklęcie, podnosząc ręką dziewczynkę do góry. - Chyba się nie zrozumieliśmy - warknął. - Jeżeli mi nic nie powiesz, to wiesz jak to się dla ciebie skończy - krzyknął,na co dziewczynka się rozpłakała. - Chyba nie chcesz aby coś się stało tej pięknej buźce, prawda ? - spytał.

Sierota kiwnęła głową.

-A więc czekam ! - krzyknął, wyczekując jej odpowiedzi. - W takim razie.. - przerwała mu dziewczynka, nie wytrzymując.

-Nie mogę ci ja tego powiedzieć, ale jeżeli pójdziesz do lasu Sacurii tam znajdziesz szamana, który ci pomoże. Specjalizuje się w magii nad panowaniem myśli i umysłu. Może on pomóc -powiedziała na jednym tchnieniu.

-Szaman Zeura, mówisz? - zaśmiał się pod nosem. - Ach, tak... -ciągnął dalej. - Mądra dziewczynka, ale będziesz mi wciąż potrzebna - opuścił dłoń, przez co sierota padła na ziemię i zemdlała. Mężczyzna wyszedł z lochów, zostawiając ją samą.

                                                                           ***

Plaiton wyłonił się z ciemności lasu. W swoich czarnych oczach miał iskierki dumy, a wyraz twarzy wskazywał triumf. Motyl lecący w stronę mężczyzny, został zamieniony jednym jego ruchem ręki w popiół. Z małego otworu w pagórku, znajdującego się gdzieś w zaroślach wyszedł niski staruszek, jęknąwszy. Ubrany był on w szarą wirującą w powietrzu szatę, wyszytą w różne kolorowe wzory. Siwa broda była ozdobiona w koraliki, a tego samego koloru długie włosy szamana opadały mu na ramiona. Na twarzy miał bruzdy oraz zmarszczki, a oczy były zapadnięte. W jednej z dłoni trzymał drewniany kij, którego końcówka była zawinięta w tak zwanego "ślimaka". Staruszek rozejrzał się, a gdy zauważył swymi szarawymi tęczówkami mężczyznę, zaczął pośpiesznie mówić:

—Szanowna jegomość,co do mnie sprowadza? — ukłonił się.

—Będę od ciebie czegoś potrzebował, starcze — odparł rozgoryczony.

—Ach, tak — ciągnął dalej. — Proszę za mną pańska jegomość — pokazał dłonią na otwór w pagórku, za którym już po chwili zniknęli. 

Miłego dnia :* Czekam na wasze ocenki :))

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now