8.ROZDZIAŁ

117 27 5
                                    

 - A więc jestem jedną z trzech żywiołów, które mają uratować krainę? - zapytała, po tym jak mistrz wyjaśnił jej dlaczego się tu znajduje.

- Tak, przed Plaitonem – dodał.

- A Plaiton to? - zmrużyła oczy.

- Plaiton to potomek Tanona, o nim już wiesz z księgi – odpowiedział.

- Skąd wiesz o księdze? - zdziwiła się.

- Sam specjalnie ją tam umieściłem, oczywiście razem z pomocą twojej babci – wyjaśnił.

- Moja babcia też należała do tego świata? - poczuła się okłamana.

- Tak, lecz ona jak i twój ojciec wybrali twój świat – niemal wyszeptał te słowa.

- Dlaczego?

- Miłość jest czasem kłopotliwa – spojrzał się w jej oczy.

- Ale – zacięła się. - Jak mam pokonać Plaitona?

- Do tego długo droga, lecz potrzebne są trzy żywioły – wstał i podszedł do okna obserwując latającą nieopodal jaskółkę.

- Wendy i Susan to dwa z nich? Należą do tego świata? - przypatrywała mu się.

- Tak, jestem tu po to aby was nauczyć jak się bronić przed czarną magią i aby was nauczyć kontrolować swoje moce.

- W takim razie w jaki sposób mamy go pokonać? - westchnęła.

- Tego dowiesz się w odpowiednim czasie, na razie skupmy się na nauce. - odwrócił się do niej.

- Mój naszyjnik – dotknęła szyi. - Gdzie on jest?

- Na twojej szyi – wskazał dłonią. Emi powędrowała wzrokiem na swoją szyję ale nic na niej nie było.

- Jak to? - przesunęła opuszkami palców po skórze.

Harald podszedł do niej, zebrał jej włosy i wykonał ruch ręką jakby coś odpinał. W tym wtedy momencie w dłoniach mistrza pojawił się medalion.

- Jak to możliwe – spojrzała na naszyjnik.

- Tu wszystko jest możliwe – zapiął z powrotem łańcuszek, przy czym amulet zniknął, a Emi uśmiechnęła się pod nosem na dźwięk tych słów.

                                                                                  ***

Mistrz stanął na środku placu i zagwizdał trzy razy. Z zagęszczonego lasu wyszły dwa mamuty, które ruszyły wolnym krokiem w stronę mężczyzny.Mamuty jak każde mamuty były włochate, a ich brązowa jak czekolada sierść spływała prawie dotykając podłoża. Wielkie kości słoniowe, przypominały swoim wyglądem ostatnią kwadrę księżyca. Na ich białym tle, odbijało się światło słoneczne,co wyglądało jakby się błyszczały. Włochata trąba mamuta dotykała gleby. Przez swoje nozdrza wdychały świeże powietrze i wydychały, przy czym ich boki się podnosiły i zapadały. Ich małe oczy wyrażały troskę i odwagę. W stosunku do masy tych zwierząt były one prawie nie widoczne. Jednym niespodziewanym ruchem mógł zabić człowieka. Mimo wszystko Emilia padła z wrażenia i musiała podejść do zwierzaka.

— Czy to prawdziwe? —zapytała zachwycona Emilia, przykładając delikatnie dłoń do sierści mamuta. Kątem oka spojrzała na Haralda, a na jej twarzy zakwitnął serdeczny uśmiech.

— Muszę wspominać,że to jest inny wymiar? — zaśmiał się mężczyzna. —Wypadałoby przedstawić ci moje zwierzaki— odparł. — To *Cinis — pokazał na pierwszego mamuta. — Ten tutaj to *Castaneis — wskazał na drugiego zwierzaka. - No na co czekasz? Wsiadaj – odparł, wskakując na Cinisa.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now