28. ROZDZIAŁ

30 5 6
                                    

Spod ugiętych gałęzi widać było w oddali wysunięte znad siwej mgły szare wierzchołki gór, a tuż nad nimi kłaniały się okradzione z liści i zdrowej kory strzępki krzewów i drzew. W powietrzu tańczył popiół osadzając się na zdeptanej, bez koloru trawie. Niebo wydawało się w tamtejszej części odmienione i wyblakłe. Powoli zbliżali się ku wyjścia z zielonej doliny, a wąwóz się zbliżał końcowi. Powoli znikały barwy, a na ich zastępstwo wkradał się mrok. W ten sposób Emilia jeszcze nie widziała krainy. Widziała przed sobą opustoszałą polanę, gdzie jedynie z horyzontu można było dostrzec wznoszące się budynki. Z czasem wjechali na ścieżkę prowadzącą przez siwy las.

- Stop! - nakazała łuczniczka, z którą rozmawiali. 

Centaury na ten rozkaz zatrzymali się i zaczęli rozglądać wraz z dziewczynami na ich grzbietach. Emilia oglądała się to w górę i wokoło. Łuczniczka z wyraźną precyzją spoglądała na każde kolejno krzewy i drzewa. Ruchem ręki nakazała innym rozejrzeć się po terenie. Już mając dać gest na dalsze ruszanie, wstrzymała w górze dłoń i popatrzyła na przeciwległy, ruszający się krzak. Emilia powędrowała za jej wzrokiem, aż zobaczyła tylko w pewnej chwili lecącą tuż przed jej twarzą strzałę. Strzała w trakcie lecenia zmieniła się w oślepiającą poświatę. Emilia zaparła dech, a potem ujrzała jak strzała przechodzi przez krzak i trafia jednego z raboli. Wtem usłyszeć się dało głośniejszy szelest najwyraźniej uciekających raboli. Emilia z podziwem spojrzała na łuczniczkę, która przewiesiła przez ramię łuk i krzyknęła:

-Ruszamy dalej!

- Rabole zapewne zaraz dadzą informacje dokąd idziemy - powiedziała Susan, gdy to zaczęli kłusować.

- Nie znajdą się tak  szybko w drugiej części krainy, dlatego pójdziemy szybszą drogą przez drugi wąwóz, który prowadzi do wzgórz, lecz wtedy będziecie musiały już iść pieszo.

Zboczyli z głównej ścieżki i pogalopowali w stronę skalistego wąwozu na lewo. Gołe, jakby obsypane srebrem skały z dwóch stron wydawały się jakby chciały je uwięzić pomiędzy. Emilia poczuła jak na jej czoło kapnęło coś mokrego. Spojrzała w górę, a niebo spowiły czarne chmury, nadpływające nad nimi, aż zaraz coraz więcej kropli spadało z nieba i dudniło o ziemię. Krople łaskocząc się z liśćmi krzewów, oddawały szmer. 

- Dam wam cenną radę - krzyknęła. - Esmeralda nie należy do jednych z najmilszych wiedźm, a także nie do tych którym można na pewno zaufać. Jest chytra i może was oszukać w każdej chwili - przeskoczyła przez szparę między skałami. - Wiedzmy są bardzo wyniosłe, jeśli chodzi o ich magię, mogę to śmiało przyznać nawet jeśli i ja nią jestem.

- Dlaczego? - pyta Emilia.

- Uważają, że ich magia jest o wiele lepsza, ponieważ biorą ją z źródeł naturalnych i mogą o wiele więcej niż my zrobić - odpowiada jej Susan.

- Źródeł naturalnych? Chodzi o kryształy? - dopytuje Emilia.

- Nie tylko kryształy. Znają się na ziołach, eliksirach, gwiazdach - wymienia łuczniczka.

- Może się wydawać, że wiedzmy, a czarodzieje to to samo - odezwała się Wendy. - Cóż, chyba każdy z twojego świata właśnie tak myśli - prycha.

 - Czarodzieje także opierają się na energii, ale wewnętrznej człowieka i niekiedy na tej wokół, ale nasza magia służy bardziej do manipulacji - tłumaczy łuczniczka. - Wiedzmy za to różnią się tym, że przykuwają wagę do tego by tworzyć jedność z naturą. Nie tylko zapożyczają energię, ale chcą ją wyrównać, aby razem współgrali w harmonii.

Dochodzili do coraz węższej i o wiele bardziej stromej drogi. Strużki wody spływały po błotnistej ścieżce w dół. Kopyta za sobą zostawiały głębokie ślady w błocie. Emilia odgarnęła mokre włosy do tyłu, które przyklejały jej się do twarzy. Zobaczyła po prawej stronie wąwozu ugięte wielkie pnie kłaniające się tuż przy ziemi. To jednak mniej przykuło jej uwagę, a bardziej zainteresowała się wieloma grobami, które wyłaniały się spośród gęstych roślin. Wszystkie zrobione z kamieni, na ich tablicach wyryte napisy zmarłych osób już dawno stały się wyblakłe. Niektóre groby przekrzywione były przez napierające na nie korzenie drzew, większość obrośnięta została bluszczem, a połowa z nich rozsypywała się. Widać było, że miejsce lata temu było opuszczone i bardzo zaniedbane, jedynie muszle pozostawione przed wszystkimi grobami, błyszczały się.

Za progiem rzeczywistości (W Trakcie Korekty)Where stories live. Discover now