34. Annie - extras#2

141 13 0
                                    

24 grudnia, wigilia Bożego Narodzenia

Minęło już parę godzin odkąd przenieśliśmy się do innej rzeczywistości i wyjaśniliśmy wszystko chłopakom.

To wszystko wydaje mi się dziwne. Na początku kiedy poznałam Sama i prawdę o nim, przez krótką chwilę żałowałam, że nie jest normalnym człowiekiem. Jednak z czasem zaakceptowałam to. Pokochałam go całego, zarówno ludzką jak i wilczą jego naturę. Natomiast w tej chwili jest nikim więcej niż mężczyzną z normalną pracą i mnie kocha. Czy to wszystko jest normalne? 

Tak strasznie chciałabym nic nie zmieniać, ale czuję że to tylko ucieczka od problemu.

Dlatego z bólem serca muszę postarać się by wszystko wróciło do poprzedniego stanu rzeczy. W tym celu przyszłam do Mitchie. Stoję pod jej drzwiami i dzwonię do drzwi. 

Słyszę jakieś hałasy po drugiej stronie.
Mam nadzieję, że nie przeszkodzę im za bardzo. Chciałam pogadać z siostrą, jako że tylko ona pamięta o wszystkim tak jak ja.

Nagle Mitchie otwiera drzwi.

- Oh, cześć siostra. Właśnie... - odwraca się jakby niepewna czy mnie wpuścić. - Wiesz Dorian wpadł i rozmawialiśmy...

Spodziewałam się tego, ale coś nagle mnie ukłuło w pierś. Czy i ja nie powinnam korzystać z okazji i zbliżyć się do Sama? Nie, mimo wszystko to inny świat i trzeba to załatwić.

- Wybacz, ale chciałam porozmawiać o naszej sytuacji i wiesz...

- Jakiej sytuacji?

Spojrzała na mnie kompletnie zaskoczona i zdezorientowana. Jak to przecież raptem wczoraj o tym rozmawialiśmy, a teraz...

- Jak to, przecież...

Przerwała mi szybko.

- Wiesz może pogadamy jutro na obiedzie. Wszystko mi wtedy opowiesz, dobrze?

Powiedziała to bardzo szybko i zamknęła drzwi. Nie wiem co się przed chwilą stało, ale wygląda na to iż zostałam sama z problemem. Kto wie czy za moment też o wszystkim nie zapomnę. Ta myśl skusiła mnie. Życie bez zmartwień dotyczących mocy czy wilków.

Gwałtownie potrząsnęłam głową by odegnać te myśli. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości. Musimy wrócić do domu. Związku z tym odwróciłam się od drzwi i ruszyłam w drogę powrotną. Zatrzymałam się dopiero, gdy doszłam do małego parku w okolicy. Usiadłam na jednej zmizerniałych już ławek i zamyśliłam się.

Jak teraz sobie poradzę? Bez Mitchie nie mam szans.

Nagle poczułam jak ktoś siada obok. Zerkam i widzę Sama po swojej prawej stronie. Cisza przyciągała się między nami dłuższą chwilę. W końcu zdecydowałam się ją przerwać.

- Dlaczego przyszedłeś?

Spytałam, gdyż nie rozumiałam czemu go tu spotykam. Powiedział, że dzisiaj idzie do rodziców na przed świąteczną kolację. Jednak ten spojrzał na mnie jakby nie rozumiał o co mi chodzi.

- Przechodziłem obok i cię zauważyłem. - Po pewnej chwili dodał. - Co się stało?

Zadał pytanie w tym samym momencie, gdy wybuchłam płaczem. Kiedy to dostrzegł przytulił mnie do siebie, starając się jakoś pocieszyć. Kilka minut później przetarłam oczy z łez.

- Wybacz, ale tyle się wydarzyło i . . .

Nie zdążyłam skończyć bo przerwał mi Sam. Nawet nie zauważyłam, że zrobiło się już ciemno. Latarnie stały wokół rozświetlając okolicę.

- Nie musisz mnie przepraszać. Każdy miewa czasem zły dzień.

- Wiem lecz mimo to czuję się winna, siedzisz tu ze mną, po ciemku.

Odwrócił się w moją stronę, a ja automatycznie zrobiłam to samo i spojrzałam mu w oczy. Zatraciłam się w tym spojrzeniu tak głęboko, że nie zauważyłam jak pochylił się i mnie pocałował.

W tym momencie wszystko wokół mnie się rozmyło i poczułam jak opadam do tyłu.

*****
W końcu jest kolejny rozdział.
Wybaczcie, że długo nie pisałam ale nie chce pisać na przymus lecz z przyjemnością.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy ale pisze to na komórce.
Miłego dnia.

Srebrna PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz