|12| Co złego, to nie my

2K 162 182
                                    

LUHAN

PizdaOha: Halo, alarm!

Alarm, powtarzam! Gdzie jesteś, cholero?!

PrakLover: Nie widziałem cię jakieś dwie godziny i już coś zjebałeś?

Co jest?

PizdaOha: Nie wiem dlaczego, ale jestem z Oh Sehunem w kawiarni.

W kawiarni, kurwa.

Swoją drogą, co porabiacie gołąbeczki?

BO JA SRAM ZE STRESU :))))

PrakLover: Jedziemy gdzieś. Nie wiem w sumie.

Równie dobrze może mnie właśnie wieźć na targ niewolników.

PizdaOha: Chyba swoich własnych.

PrakLover: Muszę iść, pa.

Odezwij się, jak było.

PizdaOha: Dzięki za pomoc.

PRZYJACIELU ZA DYCHĘ

To, że srałem w gacie, to było mało powiedziane. Ja byłem śmiertelnie przerażony, a w dodatku stąpałem po cienkim lodzie, bo nie wiedziałem przecież, czy Hun zaraz nie wyskoczy z tekstem, że żartował. Siedziałem jak z kijem w dupie, chociaż marzyło mi się coś innego, ale nie mogłem narzekać. W zasadzie część mnie chciała tam być i nacieszyć się obecnością najpiękniejszego człowieka na świecie, póki mogę. Z drugiej strony, zaczynałem powoli myśleć o ucieczce i kilkukrotnie musiałem się zastanowić, dlaczego ja w ogóle wyszedłem dzisiaj z domu. Ale co ja mogłem poradzić na to, że po tym jak na moim telefonie wyświetliła się wiadomość od Sehuna, mój świat wywrócił się do góry nogami, na tyle, żebym spadł z krzesła, jak zwykle przypierdalając małym palcem od nogi w biurko.

Uważnie przeczytałem wiadomość raz jeszcze i rzuciłem się na łóżko, myśląc, że dziś jest mój szczęśliwy dzień, a przynajmniej taki o mniejszym wskaźniku chujowości niż zazwyczaj. Niewiele myśląc, rzuciłem pisanie kolejnego rozdziału książki, którego nie napisałem nawet do połowy, ale miałem na głowie ważniejsze rzeczy niż literki.

Swoją drogą, muszę wam kiedyś przybliżyć moją jakże ciężką pracę, za którą nie dostaję nic, oprócz opierdolu od matki i Baekhyuna, że nie śpię po nocach. Świetne zajęcie, zwłaszcza jak nie masz chłopaka, więc musisz żyć w swoim wymyślonym świecie.

Po dobrych dziesięciu minutach ogarnąłem się i postanowiłem, że nadszedł dzień, by odpierdolić się jak na dożynki. Tyle, że sprytnie zauważyłem pewien problem.

Cholera, nie mam się w co ubrać.

Styl na bezdomnego albo mama-nie-zrobiła-prania-więc-wziąłem-pierwsze-lepsze-rzeczy-z-szafy nie bardzo pasował na tę okazję, ale właściwie nie miałem ciuszków przeznaczonych na randki. No bo po co mi one, jestem przegrywem, nie oszukujmy się.

Wróć, byłem. Teraz czeka mnie pasmo zwycięstw w życiu, w tym małżeństwo z Oh Sehunem, no bo w końcu zaprosił mnie na randkę. Znaczy, nie żebym zakładał, że to randka, ale dla mnie to prawie jak oświadczyny, sami rozumiecie. Jeśli dla niego to nie ma wyglądać jak randka, to nie ma problemu. Ważne, że dla mnie wygląda.

A przecież od randki to już krótka droga! Do łóżka zwłaszcza. Pomimo że moje myślenie było nastawione na tryb przeżyj to spotkanie, to ani na minutę nie mogłem zapomnieć naszej ostatniej przygody, która mogłaby się zakończyć o wiele lepiej, gdybyśmy byli na innym poziomie znajomości.

When You Finally Come || chanbaekحيث تعيش القصص. اكتشف الآن