|32| Stare dzieje

1.2K 94 181
                                    

Czuję się, jakbym nie pisała rok...

Dla ciekawych lub chcących dowiedzieć się, jak się miewam, dłuższa notka znajduje się pod rozdziałem.

~*~

CHANYEOL

Chodziłem zdenerwowany dookoła pokoju. Zachowywałem się trochę jak psychicznie chory gówniarz, ale wszystko wskazywało na to, że te słowa opisują mnie najlepiej.

Co mnie opętało, żeby dzwonić do Karen? Nie widzieliśmy się dobre cztery lata, a teraz tak po prostu sobie o niej przypomniałem, akurat w takiej chwili. Na pewno zmieniła się tak samo jak ja. Równie dobrze moglibyśmy się teraz wcale nie dogadać albo nawet znielubić. Właściwie, byliśmy wtedy dziećmi. Gówniarzami praktycznie bez problemów. A przynajmniej tak to widzę teraz, gdy sprawy dopiero zaczęły się komplikować i mogę liczyć na to, że może być tylko gorzej.

Karen wyjechała, gdy miałem siedemnaście lat i dopiero zaczynałem się buntować przeciwko wszystkiemu, co mnie otaczało. Byłem (zresztą - do niedawna) chodzącą tykającą bombą i mogłem wybuchnąć dosłownie w każdej chwili. Z początku bodźce były dość wytłumaczalne. Ktoś mnie zaczepił, ktoś inny wyśmiał moje uszy lub kolana. Ale potem można było oberwać ode mnie o naprawdę byle co. Nie powstrzymywałem się. Wcześniej to właśnie Karen działała na mnie uspokajająco. Nie pozwalała mi wchodzić w bójki, mimo że bardzo tego chciałem, żeby zwrócić na siebie uwagę ojca. Dziś cieszę się, że nie zaszło wiele takich incydentów, bo cokolwiek bym nie zrobił, tata miał i ma mnie w dupie.

Karen nigdy nie przeszkadzała moja orientacja. Nie miała z tym problemu, nie była nachalna, nie podważała tego. Nie starała się przypodobać na siłę i chyba dlatego stała się moją przyjaciółką już w pierwszych latach szkoły.

O tym, że wróciła do Seulu, dowiedziałem się jakieś dwa dni temu. Znajomy znajomego znajomej przysłał mi wiadomość, że w razie co, to mam okazję spotkać się ze starą kumpelą.

Do dziś mam przed oczami jej nieopisaną radość wypisaną na twarzy, gdy rodzice Karen oznajmili, że całą rodziną wyjeżdżają do Chicago. Marzyła o życiu w Ameryce. Zresztą, ma amerykańskie korzenie i taką też urodę. Z włosami w kolorze jasnego brązu i niebieskimi oczami znacząco wyróżniała się wśród wszystkich Azjatek w szkole, które wyglądały praktycznie identycznie, zazwyczaj na siłę.

Czysto teoretycznie urwał nam się kontakt, bo nie dzwoniliśmy do siebie i zapominałem już wysłać jej życzenia na święta, ale, jak już mówiłem, od osób trzecich dowiedziałem się, że Karen przyjechała na miesiąc i wynajmuje mieszkanie w centrum Seulu. No tak, przecież obiecała mi, że jeśli uzbiera pieniądze albo los będzie chciał, by tak postąpiła, od razu wsiądzie w samolot i przyleci do Korei, a tym samym odwiedzi mnie.

Od razu zacząłem wspominać stare dobre czasy. Na początku postanowiłem dać jej czas na oswojenie się z naszym miastem. Miałem nadzieję, że nadal perfekcyjnie umie koreański. W każdym razie, ten czas znacznie się skrócił w ostatnich sekundach przed wybraniem jej numeru, którego cudem nie zmieniła. Poszczęściło mi się. Nie wiem, na co liczyłem podnosząc telefon do ucha, ale przed oczami miałem wszystkie momenty, w których mi pomogła. A było ich mnóstwo.

Nie pamiętam szczegółów dnia, w którym się poznaliśmy, ale myślę, że mogłem mieć wtedy jakieś dziesięć lat. Chyba bawiłem się wtedy piłką na podwórku szkolnym. Stałem sam, tak jak lubiłem, chociaż nieraz czułem potrzebę porozmawiania z kimś, kto mnie wysłucha, a może nawet pocieszy. Jednak to ja odrzucałem inne dzieci, nawet jeśli same podchodziły i chciały się ze mną zaprzyjaźnić.

When You Finally Come || chanbaekWhere stories live. Discover now