|29| Kaseta

1.3K 131 125
                                    

BAEKHYUN

- O cholercia, to rozumiem, że jeszcze jakieś drobne formalności typu pierścionek za kilkaset tysięcy wonów i robimy wesele? - nie byłbym sobą, gdybym nie zadzwonił do Lu od razu po tym, jak Sehun zabrał Chanyeola. No, i nie byłbym sobą, gdybym mu tego wszystkiego nie opowiedział. Ze szczegółami, bo jakże by inaczej.

- Ta. W zasadzie, jestem szczęśliwy, nawet jeśli to nie jest prawdziwy związek - Chanyeol był w moich oczach wielką niewiadomą. Kochałem jego troskliwość, jego pocałunki i cierpliwość, ale nie wiedziałem, czy kochałem jego, całego Park Chanyeola. Postanowiłem jednak zostać przy zmysłach i zamiast rozmyślać, zaangażować się w ten związek, nawet jeśli nie był on poparty żadnym uczuciem. Nie znałem przecież myśli Chana, więc mogłem tylko domniemywać, że chociaż trochę mnie lubi. Jednak na obecną chwilę nie widziałem takiej możliwości, żebyśmy zostali prawdziwą, kochającą się parą.

- Skąd wiesz, że nie jest? - zapytał Lu po dłuższej chwili. Mogę się założyć, że znowu pisał rozdział, a to jedyna rzecz, przy której nie potrafi się skupić na więcej niż dwóch rzeczach na raz. - Nic nie wskazuje na to, że chce przetestować swoje zdolności, czy coś.

- Ach, Xiao, Xiao. To jest po prostu niemożliwe. Przecież ktoś taki nie mógłby chcieć na serio człowieka mojego pokroju. Chan może mieć kogo chce i w sumie też ile chce, jest panem własnego losu i przy mnie próbuje oduczyć się bycia chujem - wytłumaczyłem pokrótce. To, że miałem Parka przy sobie, to i tak było naprawdę dużo. Mogłem się tylko modlić, że nie nalicza mi za to jakiegoś długu za jedzenie, bo w życiu bym tego nie spłacił. - Jego zachowanie ulega poprawie, więc to chyba dobrze, że chce jakoś się rozwinąć społecznie. Oglądałem o tym dokument i-

- I dlatego zamienił się w pizdę? To go ma wytłumaczyć?

- Ehm... nie do końca. Idziemy w dobrym kierunku, my, obydwoje. Ja chcę mieć chłopaka, który by mnie kochał. Tego drugiego warunku nie mam, ale pierwszy jest odhaczony, więc już jest jakiś postęp. Chan za to chce stać się milszy i też znaleźć jakiegoś chłopaka. Więc przy mnie stanie się ciepłą, wielką kluchą i sobie znajdzie super bogatego, nie wiem, modela czy kogoś tam. To wyjdzie nam na dobre, mówię ci - zakończyłem swój wywód, kończąc sprzątanie kuchni. Udało mi się ogarnąć wszystkie pomieszczenia jeszcze przed przyjazdem rodziców, więc mogłem teraz spokojnie wrócić do mojego ulubionego zajęcia. Leżenia oczywiście.

- To po prostu popierdolone. Wy jesteście jacyś ślepi. Jak byłeś najebany, to myślałem, że Chanyeol zaraz się osra z tej opieki nad tobą, a ty wcale nie jesteś lepszy. Sory, ale nie wiem od kiedy eksperymentalni koledzy biegną na łeb na szyję do szpitala, gdy coś się stanie jednemu z nich, po czym zasypiają w swoich objęciach. Wy już dawno nie jesteście zwykłymi znajomymi, ani nawet przyjaciółmi, Baek - westchnął Luhan. Może i miał trochę racji, ale co ja miałem zrobić z tym faktem? Chan jest kochany, ale widocznie taka jest jego natura przy bliższym poznaniu. Czuję się przy nim wyjątkowo, to prawda, jednak nie jestem kimś jego pokroju. On przejmie ogromną firmę, a ja za kilka lat będę mógł się pochwalić ciepłą posadką na kasie w 7-Eleven. - Powinniście o tym pogadać jak cywilizowani ludzie.

- Luhan, jestem zmęczony. Idę otwierać prezenty i kładę się spać - nie chciało mi się już gadać na ten temat. Nie dziś. Dziś chciałem dobrze wspominać swoje urodziny... Chwila. Nic nie pamiętam ze swoich urodzin, do cholery. - A, słuchaj, na pewno nie wiesz, czy nie przespałem się z Chanem? Przez przypadek na przykład?

- Pytasz o to, czy może nie przeturlałeś się przez łóżko i akurat, dziwnym zbiegiem okoliczności, wskoczyłeś na Park Juniora? Nie, nie wiem - zaśmiał się.

When You Finally Come || chanbaekWhere stories live. Discover now