|43| "Zapomnij o tym"

720 55 45
                                    

Żyję, ale co to za życie

~*~

BAEKHYUN

- Oj, Soo, nie płacz już - Luhan lewą ręką objął Kyungsoo wpół leżącego na składanej sofie w pokoju Xiao. Oparł głowę o ramię Do, a prawą ręką uspokajająco głaskał moje ramię. - Ty Baek też nie płacz. Wiecie co, przegrywem się urodziłeś, przegrywem umrzesz. I to chyba jest prawdziwa reguła wszechświata.

- Lu, jak możesz to mówić, skoro sam jesteś w rozsypce? - zapytałem najbardziej niemrawo, jak tylko potrafiłem. Oszczędzałem siły na dalszy płacz.

- Powiedzmy, że już pogodziłem się ze swoim losem - odpowiedział. - W zasadzie to wy macie o wiele gorzej. Ty, Soo, znowu jesteś we friendzonie, a baekhyunowa dupa znów będzie pusta i samotna.

- Wow, dzięki stary za takie pocieszenie i podsumowanie naszego wspaniałego życia - westchnąłem i zrobiłem zażenowaną minę. Nie wiedzieć czemu, słowa naszego przyjaciela nie rozchmurzyły nas. I to tak ani trochę. - Ty byłbyś w o wiele lepszej sytuacji, gdybyś chociaż się łaskawie odezwał do Sehuna. Ale oczywiście to ja jestem suką, nie znam się na związkach i w ogóle jestem wredny.

- No pewnie, bo wcale Oh też nie wyjeżdża na studia - wywrócił teatralnie oczami.

- Dobra, zamknij się - jeśli Baekhyun nie ma racji, to tak naprawdę ma rację. - Zjebałeś i tyle.

W zasadzie, obwinianie kogokolwiek o obecny stan rzeczy było kompletnie zbędne. Owszem, kocham Chana, dokładnie tak jak Soo kocha Jongina (tylko się do tego nie przyznaje) i Lu kocha Sehuna. To akurat nie ulegało wątpliwościom. Dlatego też w żaden sposób nie chcieliśmy puszczać ich za granicę. Chcieliśmy, by zostali z nami, w Seulu.

Z drugiej strony, nie mogliśmy im tego zabronić. Na dobrą sprawę znaliśmy się pół roku i nie chcieliśmy ograniczać oraz utrudniać im edukacji. Nie wiadomo było przecież, co dalej z nami będzie. Równie dobrze Chanyeolowi mogło się odwidzieć, Sehun dalej miałby Lu w dupie (i wzajemnie), a Kyungsoo i Jongin być może nie zaczęliby nawet rozmawiać o związku. Krótko mówiąc - powstrzymywanie ich od wyjazdu nie miałoby najmniejszego sensu.

- A niech jadą w pizdu - machnąłem ręką i zrzuciłem rękę Luhana ze swojego ramienia oraz wyswobodziłem się z jego lekkiego uścisku. - Znajdę sobie lepszego, bardziej zajebistego, lepiej wyrzeźbionego, mądrzejszego i wyższego Park Chanyeola. Chuj, że taki nie istnieje!

- Baek, nie rycz znowu, tylko chodź do przegrywowego przytulasa - zachęcił mnie Kyungsoo. Faktycznie, nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem płakać, chociaż, prawdę mówiąc, nie wiem dlaczego to robiłem.

Przecież wyraziłem się jasno - gówno mnie obchodzi cały ten Chanyeol.

- Kyungsoo, twoja mama dzwoniła i prosiła, żebyś oddzwonił - mama Luhana wparowała do pokoju, lekko krzywiąc się na nasz widok. Oprócz tego, że tworzyliśmy obraz nędzy i rozpaczy, to jeszcze mieliśmy miny, jakbyśmy chcieli powiesić się na żyrandolu. Nieistotne, że właśnie to planowaliśmy dwadzieścia minut wcześniej.

- Niech pani powie, że jestem bardzo zajęty - mruknął Soo. Był lekko przyciśnięty do naszego wspólnego przyjaciela i ledwo dało się go zrozumieć, więc pani Xiao zmarszczyła brwi w niezrozumieniu. - Teraz zajmuję się opłakiwaniem swojego życia.

- Ymm... Przekażę? - uśmiechnęła się niezręcznie i zniknęła, mocno zamykając za sobą drzwi. Nigdy nie wiedzieliśmy z Soo, czy ta kobieta nas lubi, nienawidzi czy chociaż toleruje. Co najlepsze, Lu też tego nie wiedział, mimo że to jego własna matka.

When You Finally Come || chanbaekWhere stories live. Discover now