|14| Nigdzie nie idę

1.9K 170 136
                                    

BAEKHYUN

- Otwieraj te drzwi, bo je rozpierdolę!

- Nie! Idź do domu! Ja stąd nie wyjdę! Umrę z głodu, ale nie wyjdę, a tym bardziej nie pójdę z nim porozmawiać!

- Luhan, kurwa, otwórz! Nie mam pieniędzy, żeby ci potem odkupić drzwi - już drugą godzinę próbowałem dobić się do pokoju Lu, który od poprzedniego wieczoru wypisywał do mnie, że to już koniec i ma to wszystko w dupie. Jeszcze nie wiedziałem, co się stało, ale mogłem się domyślić. Sehun. - Ja narzygałem Chanyeolowi na buty, chyba u ciebie tak źle nie było!

W tym momencie drzwi otworzyły się, a ja zacisnąłem usta w wąską linijkę. Nawet mój zidiociały przyjaciel potwierdził fakt, że zjebałem.

- Ty na swojego narzygałeś, ja na swojego naplułem - nie wiem, kiedy przeszliśmy na określanie ich "twój" i "mój", ale chwilo śmiałem się jak głupi, bo wiedziałem, że nie tylko ja mam przejebane w życiu.

- Dobrze, że też jesteś taki głupi, bo nic by mnie nie mogło rozweselić, jak twój debilizm - poklepałem go po ramieniu i wszedłem do pokoju mojego przyjaciela, który wyglądał jak po przejściu tornada.

Jak się okazało, część tego syfu stworzyła się sama, gdy Lu dostał zaproszenie, a druga część powstała w wyniku odbijania się od ścian już po powrocie, w co jak najbardziej wierzyłem, bo już nie raz widziałem to na własne oczy.

Na wejściu wytłumaczyliśmy sobie, jak minął nam poprzedni "dzień randek", bo tak go nazwaliśmy, zwłaszcza po tym, jak zadzwoniliśmy do Kyungsoo, który też był nie w sosie, ale to była wina Jongina, a nie Soo.

- A jebać go - skwitowaliśmy. W końcu to Kim teraz będzie musiał się starać o jego względy. Oczywiście, o ile będzie chciał.

Właściwie całą niedzielę przeleżeliśmy, oglądając bajki dla dzieci i jedyne, co z tego wyciągnęliśmy, to zdanie, w którym się zgadzaliśmy - miłość nie jest dla nas. A, no i plucie i wymiotowanie to całkiem normalne czynności ludzkie i powinniśmy przestać się tym przejmować.

Jedynie o trzeciej w nocy Luhan wybuchł głośnym płaczem, że jego Najpiękniejszy został tak okrutnie przez niego potraktowany i teraz już na pewno nikt go nie przeleci, więc umrze jako dziewica. Lu był tego typu człowiekiem, którego największe problemy w życiu to te z głową.

Niedziela minęła nam za szybko, a jej przeżycie kosztowało nas stanowczo za dużo, bo zarówno ja, jak i Xiao, wykupiliśmy pół sklepu i zeżarliśmy kilogram parówek, w co nie chciałem mu uwierzyć, póki nie pokazał pustego opakowania. W dodatku, to wszystko zniknęło podczas chyba najnudniejszych rozmów na świecie, bo wyjątkowo nie mieliśmy ochoty oglądać reality show i śmiać się z uczestników. Więc zamiast tego oglądaliśmy jakiś marny konkurs talentów.

- Też mi coś, zrobiłbym tak z palcem w dupie... ale nie będę miał tam palca, bo oplułem Oh Sehuna! Życie jest niesprawiedliwe! - znowu zaczął ryczeć jak bóbr.

- Luhan, ogarnij się, do cholery.

- Ta, jasne. Ty już się ze swoim całowałeś, zaraz zostawisz mnie na lodzie, a ja co? Do usranej śmierci będę jechał na ręcznym i wzdychał do zdjęć Sehuna. Wiesz co? Jeszcze połączymy te dwie czynności w całość, żebym mógł wsadzić widelec do tego kontaktu - wskazał palcem przekrzywione gniazdko, a ja musiałem udawać, że jego dramatyzowanie wcale mnie nie bawi.

- Lu, przestań, proszę cię - nie wytrzymałem i zacząłem chichotać. - Sory, nie mogę.

Xiao jedynie odwrócił się ode mnie i chwilowo obraził, ale to nie było nic szczególnego. Zaraz powinno mu minąć.

When You Finally Come || chanbaekWhere stories live. Discover now