Rozdział 10. "I co było dalej?"

219 35 7
                                    

   Głowa bolała go, jakby miała zaraz odpaść. Do tego w gardle paliło, jakby nie pił niczego przez kilka dni, wędrując po pustyni. Ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że nawet kiedy zaciskał powieki, jego oczy drażniło wpadające przez okno słońce. Aczkolwiek jemu nawet nie przyszło na myśl, że to słońce.

   – Oikawaaa – jęknął, jedną ręką usiłując zlokalizować coś obok siebie. Jednak zamiast na materiał pościeli, jego dłoń trafiła w pustkę. – Zgaś to światło.

   Nikt mu jednak nie odpowiedział, uchylił więc minimalnie powieki, żeby zobaczyć, czy Oikawa w ogóle tam jest. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że leży na kanapie w salonie, a nie w ich pokoju jak zawsze. Że to nie zapalone światło nie daje mu spać, a wiszące już całkiem wysoko na niebie słońce. Że Oikawy przecież już tam nie ma.

   Podniósł się powoli i pierwsze co zrobił to zasłonięcie okien. Potem poszedł do kuchni, starając się patrzeć, dokąd idzie. Złapał butelkę wody i wróciwszy z nią do salonu, zaczął pić. Wypił niemal połowę, resztę zaś ustawił pod stołem, żeby nie musiał się znowu podnosić. Położył się z powrotem na kanapie, przykrył twarz ręką i starał się sobie przypomnieć, co właściwie robił poprzedniego dnia. Na pewno chodził po mieście, bo nie miał co ze sobą zrobić. Potem zaszedł do jakiegoś baru, gdzie spotkał Kuroo i Bokuto. Tetsurō namieszał mu czegoś kolorowego, a on zaczął pić. Wydawało mu się, że powiedział mu znacznie więcej rzeczy, niż by chciał, ale nie był pewien. W każdym razie na rozmowie te jaśniejsze wspomnienia się kończyły, reszta była jedynie przebłyskami, co do których nie miał nawet pewności, czy są prawdziwe.

   Przetarł oczy palcami, wzdychając głęboko. Jak mógł się tak upić?

   Sięgnął znowu po butelkę wody, kiedy rzuciła mu się w oczy jakaś kartka na stole. Naciągnął się mocno, żeby wziąć ją bez schodzenia z kanapy. Usłyszał, jak skrzypią pod nim sprężyny, ale udało mu się złapać karteczkę między dwa palce i zawiesić ją sobie przed twarzą.

   – "W razie jakbyś nie pamiętał – przeczytał na głos – doradziliśmy ci, żebyś poszukał Oikawy. Zrobisz, jak zechcesz, ale pomyśl nad tym, jak już będziesz trzeźwy. Kuroo i Bokuto" – Zmarszczył brwi, widząc ostatnie słowo, które zdecydowanie zostało dopisane inną ręką. Obok niego widniała niewielka, uśmiechająca się buźka. Iwaizumi mimowolnie odpowiedział na uśmiech, jednak ten jego był wymuszony i nie wyrażał ani grama radości. Raczej pogodzenie się z losem. Zmiął kartkę i rzucił ją gdzieś w kąt.

   Zamknął oczy i już zaczął przysypiać, kiedy usłyszał cichą muzykę z kuchni. Bez trudu rozpoznał swój dzwonek i chcąc nie chcąc podniósł się znowu, żeby odebrać. Na wyświetlaczu widniało imię ciotki.

   – Tak? – zapytał z przyzwyczajenia.

   – Cześć, Hajime – przywitał się głos w słuchawce. – Nie przeszkadzam?

   – Nie, nie, akurat... mam czas. – Powlókł się z powrotem do pokoju, gdzie usiadł na fotelu.

   – Ach, to dobrze – odparła ciotka. – Właściwie to ja chciałam ci tylko przekazać, że pogrzeb jest jutro. Wszystko już załatwione, musisz tylko przyjść. Choć to chyba ta najtrudniejsza rzecz.

   Milczał przez chwilę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

   – Dziękuję za wszystko – powiedział w końcu. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.

   – Daj spokój, Hajime. Nam wszystkim jest ciężko. – Westchnęła. – Nie chciałabym cię teraz męczyć, ale pozostaje też kwestia wydatków...

Ostatni dzień bez ciebie || OiIwa ||Where stories live. Discover now