Rozdział 11. Spaghetti miłości

204 29 5
                                    

   Smakowity zapach roznosił się po niewielkiej kuchni razem z parą, unoszącą się znad talerzy. W pomieszczeniu zrobiło się cieplej, jakby temperatura zwiększyła się o dobrych kilka stopni. Pomijając fakt, że od rana było tam gorąco – słońce przygrzewało mocno, odkąd tylko wzeszło, więc gdyby Hinata powiedział Oikawie wcześniej, że może tam być jeszcze cieplej, nie uwierzyłby mu. Jednak teraz, siedząc przy stole i z braku lepszych zajęć obserwując poczynania Shōyō, miał wrażenie, że zaraz ugotuje się jak makaron, który rudzielec właśnie starannie układał na talerzach. Nie miał nawet siły, żeby dalej z nim rozmawiać, ale zakodował sobie w pamięci, że Hinata musi mu opowiedzieć, jak znalazł się z Kageyamą w tej włoskiej knajpce, przez którą Tobio pokochał spaghetti.

   Hinata wziął w dłonie patelnię, uprzednio owinąwszy uchwyt ścierką. Potem pomagając sobie łyżką, zaczął przelewać czerwony sos na trzy talerze ze starannością, o jaką Tōru nigdy by go nie podejrzewał. Na koniec wziął jedną z porcji i zaczął grzebać w niej widelcem, najwidoczniej usiłując poukładać kawałki mięsa w jakiś inny sposób. Oikawa uniósł brew i już miał mu powiedzieć, że to, co robi, jest pozbawione sensu, ale Hinata chyba sam się tego domyślił, bo przerwał i wgapił się z krytyczną miną w swoje dzieło. Na górze położył listek bazylii dla ozdoby, po czym zerknął kątem oka na Oikawę.

   – Jak to wygląda? – zapytał.

   – Jak spaghetti.

   – To... chyba dobrze, nie?

   Oikawa wzruszył ramionami.

   – Nieważne, jak wygląda – stwierdził, przysuwając do siebie talerz. – Ważne, jak smakuje.

   Już miał zabrać się za jedzenie, ale Hinata uderzył go łyżką w rękę, zanim jego widelec zdążył dosięgnąć makaronu.

   – Zostaw, to dla Tobio! – skarcił go i zabrał mu talerz sprzed nosa, by potem ustawić go na blacie w bezpiecznej odległości od Tōru. Zamiast tego przysunął mu jeden z pozostałych dwóch. – To sobie zjedz.

   – Ale ja też chcę listek na górę – obruszył się Oikawa, patrząc tęsknie na porcję Kageyamy.

   – Sam mówiłeś, że nieważne jak wygląda. Bez listka smakuje tak samo. Chyba.

   – Więc po co jemu dałeś?

   – Żeby wyglądało... – zaczął, ale zdał sobie sprawę, że wpadł we własną pułapkę – lepiej – dokończył niemrawo.

   – No widzisz, wygląd jednak jest ważny.

   – Ale przecież dopiero co mówiłeś...

   – Wiem, nieposiadanie racji nie jest fajne, ale musisz się z tym pogodzić. – Oikawa założył ręce na piersiach z miną zwycięzcy.

   – To ty mówiłeś, że wygląd nie gra roli – zirytował się Shōyō.

   – A kto ozdobił makaron listkami, bo "tak wygląda lepiej"?

   – No ja, ale...

   – No widzisz. Spokojnie, wszyscy popełniamy błędy.

   Hinata zmarszczył brwi.

   – Bierz sobie to spaghetti do pokoju. A potem sobie idź – oświadczył i mimowolnie zerknął na zegar. – Chociaż nie... – zamyślił się. – Przecież ja mam za godzinę zajęcia! I tak nie zdążę zjeść z Tobio. Dobra, nieważne. – Machnął ręką. – Smacznego. – Usiadł przy stole i zabrał się za swoją porcję.

   Oikawa pomimo jego słów nie ruszył się z miejsca. Hinata zaś nie wyganiał go więcej, tylko jadł w ciszy, nie patrząc na niego. Tōru musiał przyznać, że jak na pierwszy raz to spaghetti wyszło mu naprawdę dobrze. Dlatego też nie wypominał mu tego milczenia ani w żaden sposób nie domagał się rozmowy – bo choć lubił gadać, spaghetti okazało się warte chwili ciszy. Do tego rozumiał, dlaczego entuzjazm Shōyō osłabł nieco. On też nie byłby zadowolony, gdyby poświęcił tyle czasu na zrobienie czegoś, czym potem nie mógłby się cieszyć z tą drugą osobą. Jednak z drugiej strony Hinata przecież wiedział, o której godzinie musi być na uczelni, mógł więc wybrać dzień, w którym i on, i Kageyama mieliby czas... cóż – w tym samym czasie. Aczkolwiek Oikawy nie dziwiło specjalnie, że Hinata o tym nie pomyślał.

Ostatni dzień bez ciebie || OiIwa ||Where stories live. Discover now